Echa zbrodni doskonałej
Władzy ludowej nie lubił, ale jej nie odmawiał. Przyjaźnił się z Piotrem Jaroszewiczem, premierem rządu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Autorytet niekwestionowany, jeśli chodzi o znajomość historii i geografii Sudetów. Według niektórych – homoseksualista. Zamordowany w tajemniczych okolicznościach w 1993 roku. Tadeusz Steć, postać legenda Jeleniej Góry i okolic. I nie tylko. 1 września obchodziłby swoje 81. urodziny.
O Steciu znów zrobiło się głośno po ostatniej publikacji J. Lamparskiej w tygodniku Wprost i książce J. Rostkowskiego „Radomierzyce – archiwa pachnące śmiercią”.
Joanna Lamparska sugeruje, że zarówno ex-premier Piotr Jaroszewicz, jak i Tadeusz Steć zostali zamordowani przez nieznanych sprawców, ponieważ mieli wiedzę o zawartości teczek archiwum w pałacu w Radomierzycach pod Zgorzelcem. W 1944 roku Niemcy zwieźli tu ściśle tajne, zebrane w całej Europie dokumenty.
<b> Archiwum pełne haków
dla misji płk. Jaroszewicza </b>
Rok 1945. Po klęsce III Rzeszy, do Radomierzyc (Radiemeritz) przybywa inspekcja cywilów i żołnierzy w polskich mundurach. Wśród nich jest pułkownik Piotr Jaroszewicz (od 1971 do 1980 roku premier rządu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej). Według Lamparskiej Jaroszewiczowi towarzyszy Tadeusz Steć. Wszyscy zamierzali przeszukać ogromne niemieckie archiwum.
– Po sforsowaniu drzwi uczestnicy misji Jaroszewicza zobaczyli tysiące teczek zawierających tajne dokumenty Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy – podaje Joanna Lamparska.
Dodaje, że były tam akta personalne, listy, plany: głównie archiwa wywiadu francuskiego, a być może także belgijskiego i holenderskiego. Miało się tam także znajdować archiwum paryskiego gestapo, zawierające listy konfidentów. Były to dane o ludziach, ich ciemnych interesach i kolaboracji z Niemcami oraz wydarzeniach prowokowanych przez niemieckie tajne służby, w których uczestniczyły znane osobistości.
<b> Pod muszką i kopniakami sowietów </b>
– Z Jaroszewiczem (nie znał niemieckiego – Red.) zostałem w Radomierzycach jeszcze dwa lub trzy dni. Cały czas tłumaczyłem. Jaroszewicz przebierał. Wybrał stosik dokumentów. Zrobił z nich dwie lub trzy niewielkie paczki. (...) Byłem akurat pod pałacem, razem z dwoma cywilami, specjalistami od zabytków. Nagle na dziedziniec pałacu wpadła grupa czerwonoarmiejców z bronią gotową do strzału. Ani się obejrzeliśmy, jak ustawiono nas pod ścianą z rękami do góry. Na szczęście wyszedł Jaroszewicz, pogadał z dowódcą grupy, jakimś lejtnantem chyba. Czerwonoarmiści pognali nas w kierunku wioski, nie szczędzili kopniaków, doprowadzili do drogi Bogatynia – Zgorzelec i kazali iść, doradzając, abyśmy zapomnieli o pałacu i wszystkim, co widzieliśmy i słyszeliśmy – to, według relacji Henryka Piecucha, słowa Tadeusza Stecia opisujące wydarzenia z misji.
W lipcu 1945 roku całą zawartość niemieckiego archiwum wywieziono do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. – 300 tys. teczek, średnio po 250 stron każda, w tym 20 tys. teczek niemieckiego i francuskiego wywiadu wojskowego, 50 tys. teczek sztabu generalnego i liczące 150 teczek akta Leona Bluma i archiwum rodziny Rothschildów. Oprócz tego był tam ogromny zbiór dokumentów dotyczących kolaboracji Francuzów z Niemcami – podaje J. Lamparska.
<b> Klątwa czerwonych? </b>
Autorka dodaje, że do lat 90. ubiegłego wieku dożyły trzy osoby przeglądające w czerwcu 1945 r. radomierzyckie archiwum: Piotr Jaroszewicz, Tadeusz Steć i Jerzy Fonkowicz.
– Przez lata te trzy osoby utrzymywały z sobą kontakt. Wszystkie trzy zostały zamordowane przez nieznanych sprawców; ofiary torturowano przed śmiercią. Piotra Jaroszewicza i jego żonę zabito w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. W nocy z 11 na 12 stycznia 1993 r. zamordowano Tadeusza Stecia, a Jerzego Fonkowicza - w 1997 r.
W żadnym z tych zabójstw śledztwo nie wykazało motywu rabunkowego – konkluduje autorka. Czy te zbrodnie mogą mieć związek z tajemniczymi aktami? Tego nikt się nie dowie.
<b> Sfałszował życiorys? </b>
Tadeusz Steć (w 1945 roku miał 20 lat) według wspomnianego artykułu już wówczas przebywał na ziemiach odzyskanych. Tymczasem według życiorysu własnoręcznie sporządzonego przez przewodnika, na Ziemie Zachodnie przybył on… 1 czerwca 1946. Życiorys Stecia jest w zbiorach Muzeum Okręgowego w Jeleniej Górze.
Z danych biograficznych wynika, że po wojnie do Polski przyjechał w 1945 roku, ale nie na poniemieckie tereny. Od czerwca 1945 przebywał w nowicjacie w klasztorze benedyktynów w Tyńcu. Wcześniej, przed wojną, chodził do niższego seminarium duchownego w Niepokalanowie.
Ta rozbieżność między relacją „Wprost”, a danymi biograficznymi Stecia budzi sporo wątpliwości… Można pokusić się o hipotezę, że sam zainteresowany nieco sfałszował swój życiorys z obawy o konsekwencje penetrowania tajnego archiwum w Radomierzycach.
Co do tego, jednak, pewności mieć nie można.
Pewne jest natomiast, że w okolicach Jeleniej Góry najpierw zamieszkał w Trzcińsku razem z matką Anną, która wróciła z hitlerowskiego obozu pracy, oraz ciotką. Zachowała się informacja, że Steć przez krótki okres czasu nauczał religii w szkole w Janowicach Wielkich. W końcu osiadł w popularnym dziś Schronisku Szwajcarka, które – razem z matką – prowadził.
<b> Przewodnik z duszą </b>
Z czasem staje się jednym z najbardziej cenionych przewodników górskich.
– Ogromna wiedza i talent gawędziarski zjednują mu uznanie również wśród słuchaczy niemieckich wycieczek sentymentalnych – wspomina Stanisław A. Jawor. – Ślązak ze Lwowa, przewodnik karkonoski, historyk, geolog, znawca regionu, Polak! Rzadko spotyka się człowieka, który opanował doskonale wszystkie dziedziny, który zna się na sztuce ludowej, starych zwyczajach, legendach i pieśniach. Spędziliśmy trzy dni z żyjącym leksykonem Śląska – napisał anonimowy niemiecki turysta.
Dodajmy, że Steć biegle mówił po niemiecku.
Steć dużo pisze. Jego bibliografia to setki książek i przewodników wydawanych od 1949 roku oraz liczne publikacje w prasie. Steć ma żyłkę kolekcjonerską: zbiera znaczki, dawne pocztówki, stare książki. W swojej kolekcji ma bezcenne niemal pozycje: rękopisy w języku niemieckim z 1644 roku, oraz w polskim z 1695 roku. W sumie 1085 zabytkowych, mniej lub bardziej wartościowych książek.
<b> Epizody z Edwardami:
mniejszym i większym, czyli herbatka od Tadka </b>
Tadeusz Steć nie lubił władzy ludowej, ale też nie przeciwstawiał się jej i nie odmawiał – pisze Cezary Turski. Wiadomo, że często przyjeżdżał do niego w odwiedziny wspomniany już Piotr Jaroszewicz, podobno nawet wtedy, kiedy już był premierem rządu PRL.
Łączyła ich pasja kolekcjonerska i oczywiście znajomość związana z wydarzeniami z roku 1945 w Radomierzycach. Jednak wizyty te z powodów jasnych w żaden sposób nie były nagłaśniane. Jaroszewicz incognito miał chodzić ze Steciem na wycieczki w góry. O czym panowie rozmawiali, tego się nie dowiemy.
Cezary Turski w swoim artykule „Jak to Obywatel Steć najważniejszych towarzyszy prowadził” wspomina odwiedziny dostojników partyjnych w Karkonoszach. Wojewódzkie władze Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, chcąc przypodobać się swoim pryncypałom, na przewodnika wyznaczały wówczas właśnie Stecia. Zdarzyło się, że pan Tadeusz prowadził ze Szrenicy w Śnieżne Kotły następcę Jaroszewicza na premierowskim stołku Edwarda Babiucha (w odróżnieniu od potężnego Edwarda Gierka potocznie zwanego Edwardem mniejszym) z małżonką.
– Tadziu przez całą drogę niósł na ramionach swój słynny plecak z nie mniej słynną herbatą. Ci z obstawy nie mieli odwagi w wiadomym komitecie sprawdzić, co, co w nim jest i na Kotłach nastąpiła niesamowita konsternacja. Ledwie usiedli, a Tadziu wyciągnął z plecaka termos, nalał do kubka i zanim któryś z chłopców zdążył mu go wyrwać, podał pani Babiuchowej. Ta napiła się i kurde… podała mężowi, czyli najważniejszej osobie. Obstawa wpadła w panikę, ale towarzysz Babiuch na zakończenie wycieczki pochwalił herbatkę od Tadka – wspomina Turski.
<b> Głośny protest sekretarza Cioska </b>
Cezary Turski przekazuje równie ciekawe wspomnienie z wizyty I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka w Jeleniej Górze. Na początku aparat partyjny chciał umilić „pierwszemu” pobyt w Karkonoszach i wymyślił spacer od Orlinka do Łomniczki. Gierka miał oprowadzać właśnie Tadeusz Steć. Przewodnika pilnie ściągnięto i kazano mu czekać na szlaku na przyjazd niezwykle ważnej osobistości.
Jednak pomysł podwładnych nie spodobał się ówczesnemu I sekretarzowi KW PZPR w Jeleniej Górze Stanisławowi Cioskowi, którego – kiedy decyzja zapadała – w mieście nie było.
– Jaki Steć?! – wrzeszczał – Kto wymyślił Stecia? Przecież jak Gierek go posłucha, to nie będzie chciał z nami rozmawiać, a przecież wiecie, ile spraw jest do załatwienia. Odwołać Stecia! Odwołać Karpacz! – według relacji C. Turskiego burzył się Ciosek.
A Tadeusz Steć wydeptywał szlak pod Orlinkiem w oczekiwaniu na dostojnego gościa, który w obstawie miał tam przyjechać. Tymczasem raptem podjechał milicyjny gazik i zgarnął przewodnika.
– Na co czekacie? – spytali milicjanci.
– Na Gierka – odparł Steć.
– Co? Na Gierka? A skąd wiecie, że on tu będzie? – dociekali funkcjonariusze…
Steć nic nie odpowiedział z obawy przed konsekwencjami.
Przywieźli go do siedziby KW PZPR przy ulicy Kochanowskiego. Stecia poinformowano, że nastąpiły nieprzewidziane zmiany w programie wizyty tow. pierwszego sekretarza. Przewodnika wprowadzono do bufetu.
– Możecie jeść i pić ile tylko chcecie. Wszystko na nasz rachunek! – powiedzieli.
O barze w KW krążyły wieści, że pełno tam było towarów niedostępnych dla szarych obywateli.
Stecia, który w bufecie przesiadział pół dnia, wieczorem – kiedy Gierek odjechał do Warszawy – odwieziono do domu.
<b> Mieszkanie pełne tajemnic </b>
Ulica Orla 3. Cieplice Śląskie Zdrój. Poniemiecka, skromna willa. To właśnie tam od lat 60-tych ubiegłego wieku w niewielkim lokalu mieszka Tadeusz Steć. Tam gromadzi swoje kolekcjonerskie skarby, tam pisze, tam pracuje.
Tam również przyjmuje gości, wśród nich Piotra Jaroszewicza.
Z upływem lat Steć staje się nieufny. Nawet z sąsiadami rozmawia przez drzwi. Do środka wpuszcza tylko dobrych znajomych. Według relacji są to najczęściej mężczyźni. Przewodnik stroni od kobiet.
Choć podupada na zdrowiu i coraz rzadziej wychodzi z domu, wciąż bodźcem dla Stecia jest praca. Na początku lat 90-tych ubiegłego wieku nagrywa narrację po polsku i niemiecku do filmu o klasztorze w Krzeszowie. Realizatorem obrazu jest Henryk Szoka.
– Tadek, chcąc zaprezentować akustyczne walory kościoła Najświętszej Marii Panny (dziś bazylika – Red.), wszedł w barokowe stalle przed ołtarzem głównym i począł śpiewać jakiś psalm. Po chwili wtórował mu proboszcz o. Augustyn Węgrzyn. Wtedy uświadomiłem sobie, że Tadek miał być księdzem i spędził rok w murach klasztornych – wspomina Szoka.
Steć nagrał teksty do filmu bez przygotowania, a vista. Najpierw opowiadał po polsku, później po niemiecku. Premierę filmu, w którym wystąpił jako narrator, przewodnik obejrzał w sierpniu 1992 roku.
<b> Zbrodnia doskonała? </b>
Ranek 12 stycznia 1993. Bogdan W., który opiekował się zapadającym na zdrowiu Steciem, zastaje otwarte drzwi do jego mieszkania przy ulicy Orlej 3. Przewodnik leży na podłodze i nie daje oznak życia. W. myśli początkowo, że Steć zasłabł, bo miał kłopoty z sercem. Na 12 stycznia wyznaczono mu badania w szpitalu. Okazuje się jednak, że ofiara nie żyje. Została zamordowana kilkoma ciosami młotkiem budowlanym.
Według ekspertyz Stecia pobito wieczorem 11 stycznia. Zmarł około 7 rano następnego dnia.
Śledztwo staje w martwym punkcie. Wiadomo, że Steć otwierał drzwi tylko znajomym. Śladów włamania nie było, więc osoba, która zabiła przewodnika, musiała być mu znana. Stróże prawa nie znaleźli jednak nikogo z kręgu przyjaciół Stecia, na kogo mógł paść choćby cień podejrzeń o dokonanie tej zbrodni.
Do popełnienia zabójstwa przyznał się, co prawda, pewien mieszkaniec Gdańska, ale dochodzenie wykazało, że mężczyzna nie mógł znać Stecia. Biegli uznali gdańszczanina za niezrównoważonego psychicznie. Wersję zdarzeń z jego udziałem wykluczono.
Brano też pod uwagę wątek rabunkowy. Według plotek Steć miał zgromadzić ogromne pieniądze, złoto, dokumenty, bezcenne starodruki i inne zabytki, w tym sporą kolekcję znaczków pocztowych. Później okazało się, że hipoteza, że Stecia zabito dla łupów materialnych, była nietrafiona. Policja, która prowadziła czynności, nie stwierdziła śladów kradzieży czegokolwiek.
Nie wykluczano motywów na tle płciowym. Wielu znajomych podkreślało, że Steć miał skłonności homoseksualne, choć jednoznacznych dowodów na to nie ma. Ukazały się nawet publikacje wprost o tym wspominające. Zdaniem Stanisława A. Jawora, kolegi przewodnika, szkalują jego dobre imię i opluwają go.
Według tych relacji, Steć był współpracownikiem tajnych służb, z przekonania – antykomunistą i zdeklarowanym homoseksualistą. – To sprawiło, że musiał pogodzić wodę i ogień: wierność służbom i niechęć do systemu. Służby specjalne podsuwały Steciowi różne zadania związane z bliskim mu środowiskiem. W 1993 roku Tadeusz Steć został zamordowany we własnym domu. Jak twierdzi jego przyjaciel, za dużo widział i za dużo wiedział – oto cytat z jednej z publikacji.
Żaden z wątków nie znalazł jednak uzasadnienia w śledztwie, które – z powodu niewykrycia sprawców – umorzono.
Kolejna hipoteza pojawiła się ostatnio w związku z odświeżeniem dziejów wspomnianego już archiwum w Radomierzycach, o którym – nawet w Polsce na początku lat 90-tych ubiegłego wieku – mało kto mówił i pisał.
Z pozoru cała „układanka” pasuje jak logiczna całość. Trzej żyjący świadkowie, którzy widzieli tajne dokumenty giną w niewyjaśnionych okolicznościach, zamordowani przez nieznanych sprawców. Są wcześniej bestialsko torturowani. Pobity młotkiem budowlanym Steć żyje jeszcze kilka godzin. Jaroszewiczowi w jego warszawskiej willi oprawcy przybijają gwoździami stopy do podłogi i duszą go.
<b> Czy Danuta W. kradła zabytki? </b>
Po T. Steciu pozostała bogata spuścizna, ale też nie wiadomo, czy udało się przejąć wszystkie rarytasy jego kolekcji. Po śmierci przewodnika jedyną osobą, która prawnie mogła dziedziczyć „wszystko” po swoim synu, była jego matka Anna Steć. W 1993 roku miała 90 lat i była kobietą zniedołężniałą, która – jak pisze Stanisław Firszt – nie mogła samodzielnie funkcjonować. Mieszkała za ścianą lokalu zajmowanego przez Stecia.
Sąd Wojewódzki w Jeleniej Górze przydzielił jej radcę-opiekuna Danutę W. Stanisław Firszt, dziś dyrektor Muzeum Karkonoskiego dziwi się, że w dniu, kiedy opiekunka zaczęła pracę i otrzymała klucze do mieszkania Stecia, matka przewodnika sporządziła testament na rzecz Danuty W. Anna Steć zmarła 3 listopada 1993 roku.
Sądowe utarczki, które z opiekunką toczyły instytucje starające się o przejęcie zbiorów Stecia, trwały niemal dwa lata.
Dopiero 13 września 1995 roku komornik i przedstawiciele muzeum okręgowego wchodzą po raz pierwszy do mieszkania Tadeusza Stecia. Co zastali? – Bałagan, ślady penetracji mebli, porozrzucane luźne papiery, ubrania, zdjecia, dokumenty i do tego nieznośny fetor – pisze Stanisław Firszt.
Prace przy porządkowaniu rzeczy znalezionych w mieszkaniu Stecia i jego matki trwały niemal trzy miesiące, ale sensacyjnych odkryć nie było. – Mit o ogromnych i wspaniałych zbiorach Tadeusza Stecia rozwiał się jak mgła, przynajmniej jeśli chodzi o przedmioty, które zastała wspólna komisja komornika i muzeum – podkreśla Firszt.
Nie można jednak wykluczyć, że najcenniejsze przedmioty zostały wcześniej z lokalu zabrane i sprzedane. Danuta W. miała przecież klucz do mieszkania Stecia. Gazeta Robotnicza, w jednym ze swoich magazynowych wydań, sugerowała, że opiekunka wyniosła wiele zabytkowych książek, choć nie miała do tego prawa…
<b> Pytania bez odpowiedzi </b>
Nie zmienia to faktu, że okoliczności zamordowania Tadeusza Stecia najpewniej nigdy na światło dzienne nie wyjdą.
Pozostają wątpliwości: dlaczego przewodnik w swoim życiorysie napisał, że na ziemie zachodnie przyjechał w czerwcu 1946 roku, a wcześniej niemal rok przebywał w klasztorze w Tyńcu?
Z relacji świadków jak i wypowiedzi samego Stecia wynika, że w czerwcu 1945 roku penetrował tajne archiwa w Radomierzycach pod Zgorzelcem.
Jak poznał pułkownika Piotra Jaroszewicza, który był od Stecia starszy o 16 lat?
Dlaczego akurat dwudziestoletni człowiek, który planował być księdzem, udaje się z misją Ludowego Wojska Polskiego do radomierskiego pałacu, aby obejrzeć tajne akta niemal z całej Europy zgromadzone tam przez uciekających przed aliantami hitlerowców?
Co takiego widział w Radomierzycach Steć? Z jego relacji wynika, że zabrał stamtąd tylko książki o walońskich skarbach, a jego wiedza o służbach specjalnych równała się wówczas zeru.
Literatura: Skarbiec Ducha Gór, nr 3 (15) 2000, Jawor Stanisław A, Firszt Stanisław, Turski Cezary, Szoka Henryk – autorzy artykułów poświęconych T. Steciowi, Print Jelenia Góra, 2000.