Opowieść o dwóch pagórkach

TEJO

Co łączy górę Helikon ze Wzgórzem Rycerskim? Na pewno to, że są obecnie bardzo zaniedbane, a były eleganckimi parkami w dawnej Jeleniej Górze. John Quincy Adams, znany już nam gość ze Stanów Zjednoczonych upajał się w 1800 roku pięknem pierwszego miejsca porównując je do starożytnej Grecji. A o klasę Cavalierbergu zadbał wcześniej burmistrz społecznik Johann Christoph Schoenau. Wdzięczni mieszkańcy wystawili mu obelisk, który jeleniogórzanie po 1945 roku wyrzucili na śmietnik.

<b>Wizja dyplomaty </b>
– Z tego miejsca rzeczywiście zachwycający widok. Dwieście jardów poniżej łączą się dwie rzeki, Bóbr i Kamienna. Na wprost, za miejscem spływu obu rzek, rozciągają się w dal kwitnące łąki, dojrzewające łany zboża kontrastujące ze schludnymi domami oraz piękne miasto – Jelenia Góra. Otoczone tu rozsianymi wioskami, tam skałami i wzgórzami, zagajnikami ograniczone tylko horyzontem – tak stolicę Karkonoszy widział wspomniany Adams 28 lipca 1800 roku.
Wówczas właśnie amerykański dyplomata wybrał się na górę Helikon, na której szczycie zbudowano małą świątynię dumania poświęconą Apollinowi. – W koło rozmieszczono 9 ławek dla Muz – napisał przyszły prezydent Ameryki, którego ten widok bardzo zauroczył.
Choć bezkrytyczny nie pozostał: nie spodobał mu się pomnik poświęcony Fryderykowi II, królowi pruskiemu, który w XVIII wieku zdobył Śląsk. Bałwochwalczy obelisk oznajmiał nadejście Złotego Wieku dla potomnych, a postawił go jeleniogórski rzemieślnik Johann Geier, w urodziny króla.
Quincy Adams nie mógł zrozumieć, dlaczego właśnie to wzgórze fundator wybrał sobie na okazywanie patriotyzmu.

<b> Niewinne wczasy </b>
Po okolicznych wzgórzach gość z małżonką oraz goszczącym ich poczmistrzem jeleniogórskim z rodziną, spacerowali ponad cztery godziny. A była to dla miłośników takich podmiejskich wędrówek trasa niesamowita. Większość ścieżek miała nazwy, postawiono przy nich ławki, w miejsca trudniej dostępne łatwiej było wejść dzięki wykutym w skale schodkom.
Panoramy ze wzgórza można było podziwiać bezpiecznie, bo odgrodzono je barierkami od przepaści.

Przybysze wracali zmęczeni, ale zadowoleni. Mijali Hausberg, kolejne podmiejskie wzgórze, nazwane już przez Polaków imieniem Bolesława Krzywoustego. Archeolodzy dopatrzyli się tam śladów średniowiecznego grodziska, które podobno miał założyć piastowski książę.

Na początku wieku XIX widok przedstawiał się niemal sielankowo.
– Wielu mieszkańców pobudowało sobie tam letnie domki. Przychodzą tu w ciepłe dni, gotują sobie herbatę lub kawę. Rozkoszują się pogodą i pięknem krajobrazu – relacjonuje Quincy. Niewinne i zdrowe wczasy.

<b> Wzorowy szef miasta </b>
To właśnie założeniem parku na Haubsbergu miał się zająć wspomniany już burmistrz Jeleniej Góry Johann Christoph Schoenau, który wcześniej uczynił cud i leżące po drugiej stronie miasta szubieniczne wzgórze Cavalierberg zamienił w uroczysko, bardzo chętnie przez jeleniogórzan odwiedzane.
Wcześniej miejsce miało złą sławę, ponieważ jeszcze w XVIII wieku prowadzano skazańców, na których właśnie tam wykonywano wyroki sądowe. Później był tam obronny fort, stąd nazwa: Rycerskie Wzgórze.
Polacy do militarnego charakteru miana nawiązali i po 1945 roku grzbiet ochrzcili imieniem i nazwiskiem Tadeusza Kościuszki.

Ale burmistrzowi niewiele to przeszkadzało i pełen entuzjazmu, częściowo za własne pieniądze, stopniowo budował na alejkach wzgórza ogród miejski. Schoenau był wielkim miłośnikiem ogrodnictwa, więc zadanie go nie przerastało.

To właśnie wówczas powstały ogrodowe alejki, charakterystyczne „grzybki”, czyli zadaszone drewniane altany z miejscami do siedzenia, ławki i pawiloniki. Schoenau założył też jeziorko w dole niezagospodarowanej wówczas części zbocza góry. Większość układu zaprojektowanego przez przedsiębiorczego burmistrza zachowała się do dziś.
Prace nad parkiem zostały zakończone w roku 1786, a szef miasta zabrał się za uporządkowanie Haubsbergu, gdzie chciał założyć podobne uroczysko.

<b> Nasi zrobili swoje </b>
Czy na początku wieku XIX Schoenau spotkał się z Johnem Quincy Adamsem? Amerykanin, choć był wysokiej rangi dyplomatą, takiego wydarzenia nie zanotował. Być może dlatego, że w Jeleniej Górze i Karkonoszach przebywał prywatnie. Albo ówczesne obyczaje dyplomatyczne nie przewidywały ceremonii takich spotkań.

Zaprzeczyć jednak nie można faktowi, że Amerykanin był świadkiem starań burmistrza o to, aby Jelenia Góra była miastem perłą w kotlinie, czego dał wyraz w swoich zachwytach.

Niestety, dwa lata po wizycie gościa, Johann Christoph Schoenau utonął w Bobrze w niewyjaśnionych okolicznościach. I nie udało mu się dokończyć dzieła na Hausbergu. Wdzięczni jeleniogórzanie wystawili obelisk ku jego pamięci. Stanął on blisko głównej alei na Rycerskim Wzgórzu (Cavalierberg). Nazwali też jego nazwiskiem jedną z przylegających do wzgórza uliczek, której dziś patronuje Cyprian Kamil Norwid.

Polacy po 1945 roku pomnik usunęli. Odnaleziony został przypadkowo pod koniec XX wieku na gruzowisku blisko parku. Zrekonstruowany stoi od 1999 roku na dziedzińcu Muzeum Karkonoskiego.

<b> Pomogła historia </b>
Czego burmistrz Schoenau zrobić nie zdążył, wykonał za niego pomyślny bieg historii. Druga połowa XIX wieku i początek minionego stulecia były, bowiem, dla miasta prawdziwie złotymi latami.
Na zboczach Rycerskiego Wzgórza już wcześniej bogatsi mieszkańcy budowali domki letniskowe i zakładali ogródki. Modna była uprawa winorośli, choć nie na przemysłową skalę (jak miało to miejsce w założonej w 1845 roku winiarni Hauslera przy Greiffenstrasse – dziś Sobieskiego).

Z czasem życie na zboczach wzgórza jeleniogórzanom spodobało się tak bardzo, że zapragnęli przebywać tam nie tylko latem, ale i zimą. Właśnie od połowy XIX wieku zaczął się boom inwestycyjny na obrzeżach parku.
Bogatsi wyprowadzali się z mieszczańskich kamienic i budowali wille, bardzo okazałe, z przestronnymi wnętrzami i ogrodami.

Ponieważ park był magnesem dla bardzo wielu spacerowiczów, w jego okolicach powstały lokale gastronomiczne, w tym najsłynniejsza Felsenkeller, czyli Skalna Piwnica. Zmęczeni wędrówką i upałem goście mogli się napić piwa w obszernych wnętrzach zawsze chłodnych wnętrzach piwnicy, wykutych w skale przy Seydelstrasse (obecnej Chełmońskiego).

Mogli też wspiąć się nieco wyżej, aby zjeść obiad lub kolację na werandzie restauracji. I przy okazji cieszyć oczy wspaniałą panoramą Hirschbergu, która się z tego miejsca roztaczała. Widok był porównywalny do tego, podziwianego z leżącego w linii prostej niemal na przeciwko, Hausbergu i Helikonu. Do panoramy w 1904 roku wpisał się gmach Teatru Jeleniogórskiego.
Mocno grzejące słońce było przysłaniane stylowymi markizami. Serwowano – jak w większości tej klasy lokalach – dania na każdą kieszeń, dostosowane do zasobności portfela zarówno szarych spacerowiczów, jak i majętnych mieszczan, którzy pobudowali w pobliżu swoje rezydencje.

<b>Mleko na kaca po 1945 roku </b>
Nie wiadomo, czy w pobliskim Zakładzie Leczenia Mlekiem i Serwatką biesiadnicy kurowali kaca po nadmiernym spożyciu trunków w Felsenkeller. Faktem jest, że i tam była restauracja z pokojami gościnnymi i ogródkiem piwnym na świeżym powietrzu. Tangelerhof, bo tak się ów przybytek nazywał, był równie często odwiedzany, co Skalna Piwnica.

Obydwa wyszynki zachowały swoją świetność – jak większość miejsc w okolicach Cavalierbergu – do lat 50-tych ubiegłego wieku. Wówczas władze stwierdziły, że spożywanie posiłków w parkach nie licuje z dobrymi obyczajami. Obydwie restauracje zamknięto.

Ich klientów zapewne zdziwiłoby, że w Piwnicy Skalnej polska Centrala Rybna urządziła magazyn solonych śledzi i innych cuchnących ryb, którym miała służyć stała temperatura wnętrz w pomieszczeniach.
Do budynku, gdzie mieściła się restauracja, trafiła Liga Obrony Kraju, która nie bardzo wiadomo, przed kim miała Polskę bronić. Dla pewności, werandę, skąd roztaczał się widok na miasto, zabudowano, aby panorama nie rozpraszała ligowych obrońców w pracy.

Do przybytku, w którym rzekomo Niemcy leczyli mlekiem i serwatką, najpierw trafili polscy lokatorzy: urządzono tam mieszkania w dawnych pokojach gościnnych. Obszerną salę restauracji zamieniono na magazyn rupieci Obrony Cywilnej, a były ogródek piwny stał się śmietnikiem i składowiskiem kompostu.
W latach 80-tych wieku ubiegłego budynek został przebudowany na potrzeby Izby Skarbowej. Wystawiała ludziom rachunki już nie za potrawy i wyszynk, ale prześwietlała podatkowe zaległości jeleniogórzan.

<b> To było, czy wróci? </b>
Resztki dawnej świetności parku widać na wzgórzu, na którym znajduje się granitowy profil Karkonoszy. Rzecz mało doceniana i pomijana przez wycieczki, a warta wiele. Riesengebirges Verein (Towarzystwo Karkonoskie, to samo, dzięki któremu w Jeleniej Górze powstało muzeum) ufundowało to dzieło przedstawiające najwyższe pasmo Sudetów Zachodnich w miniaturze.

Spacerowicze, którzy tam planowali swoje przechadzki, mieli okazję porównać rzeźbę z rzeczywistością. Profil został ustawiony, bowiem, na wprost gór, a odpowiednio dobrane kamienie ilustrowały i pokazują do dziś każdą warstwę geologiczną Karkonoszy. Towarzystwo zadbało także o tabliczki z nazwami poszczególnych elementów.

Te jednak do naszych czasów nie dotrwały, zapewne zniszczone przez tych, którzy po 1945 roku starali się zacierać ślady przeszłości Jeleniej Góry. Swoje zrobiła też natura. W zaniedbanym parku zaczęły rosnąć krzaki i samosiejki. Z czasem urosły na tyle, że zupełnie przysłoniły ten – jakby to napisał John Quincy Adams – fascynujący widok, potężnego masywu Gór Olbrzymich, zestawionego z jego tak uroczą miniaturą, wykonaną ręką ludzi, których zachwyciło piękno regionu, a troska o jego upamiętnienie nakazała zbudować to jakże niepowtarzalne dzieło

Profil został już w latach 90-tych wieku ubiegłego zeszpecony przez wandali, którzy pomazali go farbami w spreju. Pewnie z tego wstydliwego powodu miejsce to omijane jest przez przewodników.
Wandale nie docenili także wysiłków gospodarzy miasta w latach PRL, kiedy to w parku powstały latarnie elektryczne, niezbyt stylowe, ale za to przez jakiś czas święcące. Ostały się po nich tylko kikuty oraz wybebeszona puszka, w której kiedyś były bezpieczniki.

<b> Grzybek jak wysypisko </b>
A co z Helikonem i Haubsbergiem, o których tak sympatycznie wyrażał się nasz gość sprzed ponad 200 lat?
Te miejsca nie osięgnęły rangi Cavalierbergu, choć do dziś mogłyby być częstym celem spacerów jeleniogórzan. Ci wolą jednak je omijać. Po świątyni dumania na Helikonie nie zostało ani śladu. O świetności wzgórza przypominają tylko wykute w skałkach schodki, po których mało kto chodzi. Cały teren niemiłosiernie zarósł.

Na Hausbergu (Wzgórzu Krzywoustego) było nieco lepiej. Powstała tam restauracja bardzo popularna nie tylko wśród jeleniogórzan sprzed 1945 roku. Konkurencją dla Felsenkeller po drugiej stronie miasta nie była, a zatrzymywali się tam, aby odpocząć i coś zjeść spacerowicze, którzy wracali z wycieczki do oddalonego o kilka kilometrów Turmsteinbaude, czyli do schroniska nazwanego przez Polaków „Perłą Zachodu”. Za czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nazywanym perłą smrodu z racji fetoru w postaci miejskich ścieków i odpadów przemysłowych z zakładów chemicznych „Celwiskoza”.

Na szczęście goście restauracji tego wąchać nie musieli. Oglądali za to panoramę miasta z wieży widokowej, zbudowanej w roku 1911. Zacnymi fundatorami obiektu, mierzącego 22 metry okazali się znów członkowie Towarzystwa Karkonoskiego, którzy potrzebne pieniądze zebrali wśród jeleniogórzan.
Obiekt zbudowano zgodnie z ówczesną modą podziwiania widoków widoków wysokości. Wież, z których można było zachwycać się panoramami okolic Karkonoszy, powstało wówczas kilkanaście.

Próby czasu restauracja nie wytrzymała, choć czynna była jeszcze do lat 50. wieku ubiegłego, kiedy to w niewyjaśnionych okolicznościach spłonęła. Przetrwała wieża, zwana popularnie „grzybkiem” z racji zwieńczającej budowlę hełmu.
Ten zresztą też został zeszpecony przez złodziei, których na szczyt nie przyciągnął ładny widok, ale miedziana blacha.

Współczesnym turystom wstyd polecać odwiedziny tego miejsca. Wnętrze wieży pokrywają bohomazy wymalowane na ścianach farbą w spreju, a na parterze zalega warstwa śmieci. Przez czas jakiś systematycznie odwiedzali go jeleniogórscy narkomani, którzy znaleźli tam melinę.

Dopiero od niedawna obiekt jest zamykany, co nie pozwala brudasom na wyrzucanie odpadków, ale też uniemożliwia turystom wspięcie się na galerię widokową. Z niej jednak niewiele widać, bo korony drzew wieżę niemal przerosły. W 2005 roku dokonano częściowej wycinki, co nieco odsłoniło widoki, które John Quincy Adams mógł podziwiać z nieco niższej perspektywy 200 lat temu.

Można być pewnym, że dziś żadnym z prezentowanych miejsc nie zachwyciłby się nie tylko sam Quincy Adams, ale jakikolwiek dyplomata, nie tylko amerykański.

literatura:
Karkonosze, 2/202/95, Ptaszyński J. "Cavalierberg, czyli Wzgórze Kościuszki". Jelenia Góra 1995

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO