Na teatr z ukosa
Czy Alfred Daehmel, architekt który zaprojektował gmach Domu Sztuki i Zgromadzeń, czyli dzisiejszy Teatr Jeleniogórski, domyślał się, że w gmachu będą urządzane nazistowskie imprezy SA, zbrojnego ramienia Narodowo Socjalistycznej Partii Niemiec? Raczej nie miał podstaw, bo kiedy budynek postawiono w roku 1904, Adolf Hitler jeszcze marzył, że będzie artystą malarzem.
<B>Strzelnica na rogatkach </B>
Dzisiejszą Jelenią Górę trudno sobie wyobrazić bez sylwety teatru, który stał się niemal symboliczną ikoną stolicy Karkonoszy. Tak samo niełatwo oczyma wyobraźni zobaczyć to miejsce dwieście lat temu. Na początku wieku XIX było to jeszcze mało zabudowane przedmieście ze strzelnicą, a część ulicy zwana była Schuetzen Gasse, czyli Strzelecką.
Odgłosy wystrzałów musiały jednak przeszkadzać rozrastającemu się miastu i strzelnicę z atrakcyjnego miejsca pod koniec XIX stulecia przeniesiono na rogatki przy Schmiedebergerstrasse (dziś Sudecka) w miejsce obecnego Hotelu Mercure Jelenia Góra.
A grunt stał się kulturalnym zapleczem Hirschbergu: na krótko stanęła tam drewniana Hala Muzyczna, w której grano koncerty. Zapraszano tam także grupy teatralne.
<B>Składka na dom sztuki </B>
To jednak ówczesnym mieszkańcom nie wystarczało. Postanowili zbudować teatr z prawdziwego zdarzenia. Albo biurokratyczna droga ku temu była mniej skomplikowana, albo determinacja jeleniogórzan – bardzo duża. A może jedno i drugie? Pomógł też status majątkowy mieszkańców, bo budowę teatru sfinansowali ze składek. A twała ona, jak to się zwykło mówić już za Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej – w iście warszawskim tempie. Okazały gmach teatru powstał w latach 1903 – 1904.
Tak mało czasu zajęło Niemcom nie tylko zbudowanie budynku, lecz także montaż secesyjnych zdobień, wystrój wnętrz oraz instalacja teatralnej maszynowni. Niektóre jej elementy działają do dziś.
Gmach nazwano Kunst und Vereinhaus, czyli Dom Sztuki i Zgromadzeń. Istniało szereg towarzystw, które lubiły się spotykać na rozmaitych zjazdach i zgromadzeniach. To właśnie one – oprócz teatralnych przedstawień – były na teatralnym afiszu okazałego gmachu. Ten tętnił życiem: skupiał kulturalną śmietankę jeleniogórską, bo w teatrze można było nie tylko obejrzeć przedstawienie, ale i dobrze zjeść.
<B>Zapachy przeszłości </B>
Anno Domini 2006. Wchodzimy do wnętrza, kiedy nie są grane spektakle. W teatrze wieje specyficznym chłodem i pustką. Coś takiego nie do pomyślenia było lat temu sto. Działała tam jeden z najlepszych jeleniogórskich lokali Restauracja Teatralna.
Po 1945 roku jej nazwę przejął przybytek, który mieścił się przy ulicy Matejki (za Niemców Keiser-Friedrichstrasse). Z oryginałem miał jednak niewiele wspólnego, bo stał się siedliskiem okolicznych amatorów tanich alkoholi i niezbyt smacznego jedzenia.
Niewątpliwym plusem bywania w polskiej „Teatralnej” było powierzchowne odchamienie jej klienteli, która w żargonie z dumą mówiła, że idzie do „teatru”, jak nazywano ten wyszynk. I oczywiście szła na wódkę.
Lokal zresztą padł wkrótce po upadku PRL i został przejęty przez Azjatów, pionierów wprowadzania do stolicy Karkonoszy kuchni rodem z Wietnamu i Korei.
<B>W teatrze z klasą, ale nie zawsze </B>
Za to w Restaurant Kunst und Vereinhaus, lokalu pierwszej kategorii, reklamowanym przez właściciela Otta Fischera jako najlepszy w mieście, obowiązywała pełna elegancja. Obiady serwowano codziennie od godz. 12. Menu było bardzo rozbudowane a na gości czekały także piwa i wina najlepszych marek. Restaurator był otwarty na sugestie klientów: kuchnia przygotowywała dania na ich zamówienie.
Tam także odbywały się bankiety i przyjęcia. Goście konsumowali w otoczeniu boazerii intarsjowanych, w wielkiej sali bankietowej, oświetlonej kandelabrem i ozdobnymi kinkietami.
Podczas posiłku mogli obejrzeć plan widowni i zarezerwować miejsce na spektakl. Plan dołączony był do reklamującego restaurację prospektu.
Restauracja do teatru powróciła po latach, po roku 2000, ale w jakże skromniejszym wydaniu, przypominającym raczej bar z filmu „Miś” Stanisława Barei. Do dziś uchodzi za jeden z najtańszych lokali w mieście. Posilić się tam można obiadem za kilka złotych, ale na temat ich jakości smakowej są różne opinie. A o świetności tego miejsca przypomina tylko architektura wnętrz.
<B>Kawiarnia na studyjnej </B>
To oczywiście nie koniec gastronomicznej wędrówki po teatralnym gmachu. Dziś widzowie, którzy oglądają sztuki na scenie studyjnej, pewnie nie czują już upajającego zapachu kawy, ciastek i innych potraw. A tam właśnie mieściła się kawiarnia teatralna (Theater-Café), Mekka nie tylko dla łasuchów. W lokalu istniała mała scena, na której występowały zespoły muzyczne i kabaretowe.
Do białego rana bawiono się tam w październiku, kiedy w Hirschebergu – jak i w całych Niemczech – świętowano Oktoberfest, czyli całomiesięczny festiwal wina.
Właściciel zapewniał hektolitry pysznego trunku znad Renu, kapelę, śpiewy i dobrą zabawę dla wszystkich.
Coś zjeść, napić się piwa i pograć w bilard można było w teatralnych piwnicach. Znajdująca się tam piwiarnia cieszyła się szczególną popularnością latem, ze względu na przyjemny chłód.
Dziś po tych wyszynkach śladu nie zostało.
<B>Scena nie tylko dla aktorów </B>
Oczywiście nie samą gastronomią żył teatr, ale – jak to w nazwie ujęto – także sztuką, którą po części utrzymywali także restauratorzy. Ale – jeśli spojrzeć na dawne teatralne afisze – dramaty i komedie nie były na scenie grywane często.
Może się to wydawać absurdalne, ale Niemcy zbudowali teatr i nie zatrudnili w nim aktorów. Można tylko spekulować, że biorąc pod uwagę niemiecką dokładność, nie zrobili tego bez powodu. Utrzymanie stałego zespołu aktorskiego, nawet dla dość bogatych wówczas Niemców, było za drogie.
Dlatego do Hirschbergu aktorzy przyjeżdżali na gościnne występy: a to z Liegnitz (Legnica), a to z Goerlitz (Zgorzelca), a to z Breslau (Wrocławia).
Hitem był występ Staatsoper Berlin (Państwowej Opery z Berlina). Berlińczycy pojawili się na deskach teatru 27 kwietnia roku 1941.
Sponsorem przedstawienia okazało się Towarzystwo Akcyjne Śląska Sztuczna Wełna, czyli późniejsze zakłady chemiczne „Celwiskoza”.
Popularne były też sceny objazdowe. Dniami „teatralnymi” w teatrze były głównie piątki, a przez pewien czas także czwartki. Rzadziej grano w weekendy.
Zespół aktorski, który można określić mianem stałego, pojawił się w mieście dość późno, bo w sezonie artystycznym 1943/44. Artyści przyjechali do Hirschbergu ze zniszczonego przez alianckie naloty dywanowe Krefeld, przemysłowego miasta w zachodnich Niemczech. Jelenia Góra ich gościnnie przyjęła. Zbytnio się nie przemęczali, bo przez cały sezon grali jedną sztukę, operę komiczną Alberta Lorzinga „Zastawka na zwierza”.
Z afisza dowiadujemy się, że intendentem teatralnym był dr Herbert Junkers. Są też tam herby obydwu miast.
Co stało się z aktorami z Krefeld w następnym sezonie, nie wiadomo. Musiał być on bardzo ubogi w wydarzenia, bo Niemców bardziej ciekawiły komunikaty o zbliżającym się froncie wschodnim niż sztuki w teatrze.
<B>Męscy gimnastycy i nazistowskie marsze </B>
A wcześniej na jego scenie nie występowali jedynie aktorzy, ale i rozmaici działacze podczas niezliczonych zlotów, imprez, zjazdów i innych rautów, jakie w dawnych latach tam organizowano.
Tak oto w sobotni wieczór, 30 listopada roku 1930 salę teatralną wynajmuje Towarzystwo Gimnastyczne Męskie, które swoją siedzibę miało przy Bergstrasse (dziś ul. Skłodowskiej-Curie) w sali sportowej zajmowanej obecnie przez Międzyszkolny Ośrodek Sportu.
Punktem kulminacyjnym wydarzenia, które aktualnie można by nazwać galą, jest losowanie futbolówki. Kto okazał się szczęśliwym zwycięzcą, nie wiadomo.
Wcześniej członkowie towarzystwa, jak można wnioskować z nazwy – sami mężczyźni – słuchają kilku odczytów o sporcie i dyscyplinach. Jeden wydaje się szczególnie interesujący, bo dotyczy szkoły ćwiczeń gimnastycznych dla kobiet. Panowie podziwiają też pokazy i zabawy taneczne oraz gimnastyczne.
A po przerwie oglądają musical niejakiego Oppermana pod enigmatycznym tytułem „Wynajęty pokój”.
Wśród klientów wynajmujących teatralną salę znalazł się także oddział SA, zbrojnej szturmówki Narodowo Socjalistycznej Partii Niemiec. W udekorowanej swastykami sali, 8 kwietnia 1933 roku, mundurowi słuchają marszów wojskowych przemieszanych z propagandowymi przemówieniami.
Do tego trochę muzyki Beethovena i Straussa i pokazy niemieckich tańców.
Naziści zresztą upodobali sobie teatralny gmach, bo miał w nim siedzibę sztab Marszów Organizacji Partyjnych Paramilitarnych NSDAP.
Swoje święto w salach teatru miał także Robotniczy Związek Śpiewaczy, który w 1925 roku fetował tam swoje dwudziestolecie. Gwoździem programu były występy zespołów z Malinnika pod Cieplicami w postaci chóru żeńsko-dziewczęcego „Jedność” oraz chóru męskiego „Wierność”.
Fotele na widowni były przenośne, więc salę w każdej chwili można było opróżnić. Zmieniała się ona w pomieszczenie balowe. Tak zrobiono także podczas tej imprezy, kiedy zmęczeni śpiewaniem chórzyści wspólnie bawili się tańcząc.
<B>Zamieszanie z nazwą </B>
Teatr w latach 30. ubiegłego wieku nie nazywał się już Domem Sztuki i Zgromadzeń, ale Stadttheater Hirschberg, czyli po prostu Miejskim Teatrem w Jeleniej Górze.
Jako taki, już po polsku, funkcjonował po 1945 roku, do czasu awansu, kiedy stał się Państwowym Teatrem Dolnośląskim. Później do nazwy dołączył Cyprian Kamil Norwid, którego nazwiskiem teatr ochrzczono. Teatrem im. C.K. Norwida pozostał do czasów fuzji z Teatrem Animacji.
W roku 2001 rada miejska zaakceptowała nazewniczy potworek: Teatr Jeleniogórski Scena Dramatyczna i Scena Animacji imienia Cypriana Kamila Norwida. Na szczęście ten tasiemiec jest tak długi, że mało teatromanów w ten sposób o teatrze mówi.
<B>Lepszy był podjazd </B>
Na widzów z teatru wychodzących w dawniejszych czasach czekały przez wejściem taksówki i dorożki. Jeszcze do lat 70-tych ubiegłego wieku istniał tam podjazd dla samochodów, połączony z ulicami Wojska Polskiego (Wilhelmstrasse) oraz Sudecką (Schmiedebergstr).
Zlikwidowano go w trakcie przebudowy nawierzchni, kiedy to rozsądne rozwiązanie komunikacyjne zastąpiono płytami marmurowymi, na których w czasie deszczu można wywinąć orła. Pod jeleniami zresztą, bo przed gmachem króluje rzeźba z łbami rogaczy, która służy za rodzaj słupa ogłoszeniowego, gdzie wywieszane są plakaty informujące o najnowszych teatralnych produkcjach.
Śladem po istnieniu podjazdu jest istniejący do dziś skwer.
Pewnie ludzie pod teatr podjeżdżający w latach 30-tych i później nie spodziewali się, że w ich miejsce pojawią się miłośnicy jazdy na deskach i rolkach, dla których poślizg na śliskiej nawierzchni jest największą atrakcją. Ciekawszą niż grane przez aktorów przedstawienia, które i tak są magnesem dla współczesnych jeleniogórzan.