Pamiątka z celulozy
Tętniące robotniczym gwarem i trudem hale produkcyjne przemysłowego potentata zieją dziś pustką. Tysiące mieszkańców miasta dzięki zatrudnieniu tam miały zapewniony byt – jak na socjalistyczne czasy – całkiem niezły. To byłe Zakłady Chemiczne „Celwiskoza”.
Można się zastanowić, czy to rzeczywiście „Jelonka wczoraj”. A może „Jelonka dziś”? Powiążemy jedno z drugim.
Młodsi jeleniogórzanie określają ten teren zdrobniale jako „Celvi”. Strzelają tam paintbollowcy, zapuszczają się miłośnicy opuszczonego industrialnego krajobrazu. Złomiarze oczywiście też.
Celvi brzmi prawie jak włoskie cervi, czyli jelenie. Cervia to włoskie partnerskie miasto Jeleniej Góry i patron cieplickiej ulicy. Na szczęście cervianie z Italii nie mają „Celvi”. Pozazdrościć.
<b> Pozostałość
po świetności </b>
Zrujnowane hale przemysłowe, potężne kominy, pozostałości skrzynek z napisami w języku wielkiego brata i mury przesiąknięte toksycznymi siarczkami. Obok nich napisy ostrzegające o tych substancjach.
Ale i osiedle mieszkaniowe dla pracowników w Kunicach, szkoła podstawowa nr 10 dla ich dzieci, dawny hotel robotniczy zwany domem chemika, budynki biurowe przy Karola Miarki. Na marginesie – jedne z nielicznych obiektów zbudowanych w socrealistycznym stylu lat 50.
I pamięć nie tylko o przeraźliwym fetorze i brudach, które Celwiskoza wypuszczała bezkarnie do rzeki Kamiennej oraz do odstojnika w Staniszowie. Ten – mimo rekultywacji – wciąż cuchnie.
<b> Nie wiedzieli, co czynili? </b>
Pewnie nie zdawali sobie sprawy z przyszłego rozwoju fabryki Niemcy, którzy nieopodal Banhof-Rosenaustrasse (dzisiejsza ulica Karola Miarki, przed 1945 rokiem, w tłumaczeniu Dworcowa Różanka) założyli wytwórnię sztucznej wełny, zwaną Schlesische Zellwolle Aktiengesellschaft Hirschberg (Śląska Sztuczna Wełna, Towarzystwo Akcyjne w Jeleniej Górze).
Lokalizacja beznadziejna. Widać, że i byli jeleniogórzanie za bardzo nie mieli pojęcie o ochronie środowiska i katastrofalnym wpływie takiego przemysłu nie tylko na krajobraz Kotliny Jeleniogórskiej. Nie przewidzieli też fatalnego wpływu na zdrowie ludzi, którzy pracowali tam w latach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Zellwolle wsławiła się nie tylko jako producent modnych wówczas materiałów sztucznych, ale też jako sponsor wydarzeń artystycznych. Między innymi wsparła finansowo przedstawienie Państwowej Opery z Berlina, która 27 kwietnia 1941 roku wystąpiła na deskach ówczesnego Teatru Miejskiego – a dzisiejszego Teatru Jeleniogórskiego im. Norwida.
Podobno w czasie wojny produkowano tam ocieplające tkaniny dla niemieckich żołnierzy walczących na frontach. Jednak zapotrzebowanie na amunicję i produkcję zbrojeniową zahamowało rozwój zakładów Zellwolle.
<b> Czeski komunista patronem
ludzi dobrej roboty </b>
Działo się tak do 1947 roku. Wówczas w ramach industrializacji terenów Ziem Odzyskanych postanowiono, że sercu Kotliny Jeleniogórskiej powstanie wielki zakład, który na bazie poniemieckich urządzeń i zdobyczy techniki myśli socjalistycznej, będzie produkował sztuczne włókna.
Na początku patronował mu Klement Gottwald, czeski komunista i pierwszy prezydent skomunizowanej przez sowietów Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej.
Ów towarzysz zasłynął wypowiedzią, którą uderzył w swoich politycznych przeciwników:
– Jesteśmy partią czechosłowackiego proletariatu i naszym najwyższym sztabem rewolucyjnym jest naprawdę Moskwa. A my chodzimy do Moskwy uczyć się, wiecie czego? My chodzimy do Moskwy uczyć się od rosyjskich bolszewików, jak wam skręcić kark. A wy wiecie, że rosyjscy bolszewicy są w tym mistrzami!
Po odwilży z roku 1956 Zakłady Włókien Chemicznych "CHEMITEX-CELWISKOZA" pozbyły się tego patrona, choć jego słowa uczciwym odbijały się czkawką. Ale wielkość „Wiskozy” trwała.
Zatrudniano armię robotników, inżynierów i działaczy, budowano dla nich mieszkania i ośrodki wczasowe nad morzem.
Zakład miał swoją gazetkę, radiowęzeł i stanowił jednocześnie zamkniętą enklawę między Jelenią Górą a Cieplicami, do której obcym wstęp był wzbroniony. Fabryka biła rekordy w planach: była jedynym w Polsce producentem waty, deficytowego towaru w latach PRL.
Jak się później okazało – enklawę trującą. Chemiczne substancje powstające podczas produkcji sztucznych włókien nie wyszły na dobre pracującym tam ludziom.
– Wielu z tych, którzy pracowali bezpośrednio przy produkcji, szło na rentę z tak zwanymi „żółtymi papierami”. Siarczki robiły swoje. Po prostu im odbijało, zwłaszcza jak coś mocniejszego wypili, dostawali małpiego rozumu – wspomina jeden z dawnych pracowników (prosi o anonimowość).
<b> Największy z trucicieli </b>
Nie można też pominąć faktu, że Celwiskoza – z oczywistego za czasów prosperity przemysłowej rozbudowy PRL – braku urządzeń oczyszczających ścieki i dymy z kominów – przyczyniła się do degradacji środowiska naturalnego w Jeleniej Górze i okolicach. Cuchnące brudy wpuszczano prosto do rzeki Kamiennej. Płynęły one później Bobrem i osiadały w dnie jeziora Pilchowickiego. To właśnie Celwiskoza niemal nie spowodowała klęski ekologicznej w tym rejonie.
Uroczysko zwane Perłą Zachodu zwykło się jeszcze w latach 80-tych określać „Perłą Smrodu”. Spacer brzegiem Bobru Borowym Jarem do przyjemności nie należał. A wiatry wschodnie wiatry przynoszące fetor z odstojnika w Staniszowie nie wróżyły poprawy pogody, a raczej jej pogorszenie.
<b> Premier zlikwidował </b>
Celwiskoza została zlikwidowana niemal przed końcem trwania epoki Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Doprowadził do tego ostatni premier PRL Mieczysław Rakowski z pracownikiem naukowym Akademii Ekonomicznej Tadeuszem Borysem.
Poprzez ten gest szeroko rozplakatowany specjalnym telegramem po całym mieście chcieli uczynić konkurencyjną akcję dla kampanii wyborczej ekipy Solidarności przed pamiętnymi wyborami 4 czerwca 1989 roku.
Czyn godny podziwu, tyle że wyborcy jakoś do tego nie byli przekonani. Na jego propagatorów zagłosowała mniejszość.
Za to wolna Polska przyczyniła się do powstania na pobojowisku po dawnej Celwiskozie innego zakładu produkującego kleje i farby. Co prawda nie szkodził on już tak środowisku, ale zamieszania wywołał sporo. Inicjator przedsięwzięcia trafił nawet za kratki. I to nie bez powodu.
Ale to już raczej „Jelonka dzisiaj”, więc tego wątku nie będziemy kontynuować, bo jeszcze nie jest historyczny.
<i>
Dziękujemy panu Dominikowi Dąbrowskiemu za udostępnienie bardzo ciekawych zdjęć. Oglądając je można się przekonać, jak wygląda dziś dawna Celwiskoza. I to bez konieczności osobistej wycieczki w te tereny. Mury fabryki wciąż jeszcze przesiąknięte są trującymi związkami chemicznymi. </i>