Muzealnictwo przyrodnicze w Polsce dawniej i dziś
Początki muzealnictwa przyrodniczego na terenie ziem polskich były podobne jak na innych obszarach Europy i były powiązane z początkami muzealnictwa w ogóle.
W okresie średniowiecza, kiedy podczas prowadzonych prac ziemnych odkrywano kości zwierząt sprzed tysięcy lat lub ślady pobytu ludzi w pradziejach, próbowano te odkrycia wiązać z wydarzeniami biblijnymi. Wielkie kości wielorybów, mamutów czy nosorożców włochatych wieszano na łańcuchach przed wejściami do kościołów, aby wierni mogli zobaczyć „zwierzęta przedpotopowe”. Były to pierwsze przejawy wystawiennictwa i tworzenia ekspozycji przyrodniczych w plenerze.
Zainteresowanie przeszłością rozwinęło się szczególnie w okresie renesansu. Na dworach władców pojawiały się obiekty, które budziły zaciekawienie i podziw. Wśród nich były „artificalia” (dzieła rąk ludzkich) i „naturalia” (obiekty przyrodnicze). Zbiory te gromadzono przy bibliotekach, tworząc w nich osobne gabinety osobliwości. Podziw i niejednokrotnie zakłopotanie u odwiedzających takie miejsca budziły szczególnie, tzw. „curiosa” przyrody (zdeformowane rośliny i zwierzęta np. dwugłowe ssaki).
Czas powstawania tych pierwszych „protomuzeów” zbiegł się z czasem wielkich odkryć geograficznych. Pierwsi odkrywcy nieznanych lądów sprowadzali stamtąd nie tylko dobra materialne (złoto, srebro, przyprawy), ale również nieznane gatunki roślin i zwierząt, nie widziane nigdy w Europie. Gromadzenie obiektów tego typu miało charakter raczej przypadkowy. Czym dziwniejszy był obiekt, tym wydawał się ciekawszy i cenniejszy. Ten napływ „nowości” przyczynił się do rozwoju nauki i intensyfikacji poszukiwań i badań wśród uczestników wypraw „za morza”.
Rozwój nauki spowodował zmianę gromadzenia zbiorów przyrodniczych z przypadkowości w racjonalne gromadzenie kolekcji. Gabinety osobliwości zaczęły coraz bardziej przypominać ekspozycje usystematyzowane. Usuwano z nich różnego rodzaju dziwolągi i zdeformowane osobniki. W ten sposób tworzono gabinety historii naturalnej.
Rozwój nauk przyrodniczych przyspieszył dzięki, m.in. szwedzkiemu przyrodnikowi Karolowi Linneuszowi, który opublikował w 1735 roku dzieło, pt. „Systema Naturae”. Od tego momentu zaczęto porządkowanie i gromadzenie zbiorów przyrodniczych, wg układu i systematyzacji opracowanej właśnie przez Linneusza.
Opublikowanie tego przełomowego dzieła, zbiegło się z czasem utworzenia przez Johanna Antona Schaffgotscha, w 1733 roku Fideikomisu Chojnickiego, a przy nim Biblioteki Majorackiej z gabinetami osobliwości, także przyrodniczymi.
W XVIII wieku organizowane były specjalne wyprawy naukowe i zaczęto przeprowadzać pierwsze wykopaliska. Przyczyniły się one do rozwoju badań osteologicznych i paleontologicznych. Gabinety osobliwości i bogate zbiory powstawały przy wielu uczelniach, a także przy dworach magnackich.
W większych muzeach europejskich eksponowano okazy przyrodnicze. Podobnie starano się działać na ziemiach polskich, chociaż wielkim utrudnieniem były rozbiory Rzeczpospolitej. Zaborcy marginalizowali polską naukę i muzealnictwo.
W XIX wieku większość zbiorów Schaffgotschów, które zgromadzone były w Sobieszowie przeniesiono do Cieplic (1834 rok). Przełomem, szczególnie w podejściu do prezentacji kolekcji przyrodniczych w ogóle okazało się dzieło Karola Darwina, z 1860 roku „O powstaniu gatunków”. Przedstawiony przez niego ewolucjonizm całkowicie zmienił postrzeganie świata przyrody. Zwierzęta i ich życie nie przedstawiano osobno, ale w powiązaniu ze środowiskiem, w którym one żyją.
Muzea przyrodnicze stały się placówkami, w których prowadzono badania terenowe, gromadzono i opracowywano zbiory, których z czasem bardzo przybywało. Zbiory te dzielono na, tzw. ekspozycje (takie, które prezentowano na ekspozycjach) i tzw. magazynowe (obiekty mało atrakcyjne dla zwiedzających, ale ważne dla badań naukowych).
Sytuacja taka trwała praktycznie do początków XX wieku. Tworzyły się różnego rodzaju muzea przyrodnicze. Były w śród nich muzea typowe, zajmujące się przyrodą w ogóle lub stojące na pograniczu, np. muzea rolnictwa, leśnictwa, itp.
Prawie w każdym muzeum regionalnym, znajdowały się zbiory przyrodnicze, które znalazły się tam m.in. w wyniku przekazów i darów. Były to przede wszystkim: okazy geologiczne i mineralogiczne, zielniki, muszle małży i ślimaków, a także preparaty roślin i zwierząt.
Zbiory te były bezpieczne, kiedy zajmowali się nimi ludzie znający się na rzeczy. Trzeba pamiętać, że spora część obiektów (eksponatów) przyrodniczych były to wysuszone preparaty roślin i zwierząt ( w tym owadów), które są bardzo kruche i przez to narażone na nieodwracalne zniszczenia, przy nieodpowiednim traktowaniu inne muzealia można skleić, podmalować i uzupełnić. Z obiektami przyrodniczymi jest zupełnie inaczej. Są praktycznie „nienaprawialne” i trudne do konserwacji.
Tragedią dla zbiorów przyrodniczych na ziemiach polskich po 1945 roku było to, że „zajęli się” nimi ludzie nie znający ich wartości i nie przywiązujący uwagi dla ich znaczenia (kamienie, muszle, wysuszone owady, zalane alkoholem ryby, węże, jaszczurki i żaby oraz wypchane ptaki i ssaki). Z tego powodu traktowano je po barbarzyńsku przerzucając z miejsca na miejsce, układając w stosy i nie zważając na ich kruchość. Dlatego większość zbiorów przyrodniczych na ziemiach polskich po wojnie została zdewastowana i źle potraktowana stając się często preparatami służącymi do nauki przyrody w szkołach podstawowych, gdzie niechlubnie dokonywały swojego żywota, jako eksponaty pełniąc funkcję „pomocy naukowych”.
Kiedy sytuacja się unormowała na początku lat 60. XX w. okazało się, że prawie 100 % zbiorów przyrodniczych w Polsce uległa znacznej destrukcji i nie miała większego znaczenia i wartości naukowej. Na Dolnym Śląsku wyjątkiem były tylko zbiory Muzeum Zoologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego i Muzeum Przyrodniczego w Cieplicach Śląskich Zdrój (dawne zbiory Schaffgotschów).
Te dwie instytucje podtrzymywały i podtrzymują do dzisiaj wysoki poziom muzealnictwa przyrodniczego, nie tylko na naszym terenie. Prawdą jest też to, że większość muzeów (różnych typów), także na Dolnym Śląsku posiada mniejsze lub większe kolekcje przyrodnicze. Podobnie jest na terenie całej Polski. Powstały też w międzyczasie muzea i działy przyrodnicze, ale ich kolekcje, ekspozycje i sposób pracy nie gwarantują wysokiego poziomu działalności, w tak specyficznym i specjalistycznym zakresie jak przyroda. Odbija się to na całokształcie muzealnictwa przyrodniczego w naszym kraju. Zainteresowanie nim, ze strony władz centralnych i samorządowych odbiega od zainteresowania, np. muzeami historycznymi czy sztuki współczesnej, co jest dziwne bowiem przyroda, ekologia i środowisko naturalne są rzekomo bardzo ważnymi sprawami dla całej Polski, a to właśnie w muzeach przyrodniczych promuje się i kształtuje właśnie te zagadnienia.
Odbiciem tego stanu rzeczy jest fakt, że Polska jako chyba jedyny kraj w Europie nie posiada centralnego muzeum przyrodniczego, o randze narodowej. Zły stan muzealnictwa przyrodniczego w naszym kraju sygnalizowany był już przed wielu laty. W 1968 roku (rok po otwarciu Muzeum Przyrodniczego w nowej siedzibie – Pawilonie Norweskim), w Cieplicach Śląskich Zdroju odbyło się pierwsze ogólnopolskie sympozjum muzealnictwa przyrodniczego, na którym zwrócono uwagę na potrzebę uzdrowienia tej części polskiego muzealnictwa. Wytyczono też zadania i kierunki zmian działalności dla tego typu instytucji. Zwrócono uwagę na dokształcanie pracowników muzeów przyrodniczych w zakresie preparatoryki, konserwacji zbiorów i organizowania nowoczesnych ekspozycji. Widziano potrzebę odejścia muzeów od badań terenowych (pozostawiając to uczelniom) na rzecz badań laboratoryjnych, oraz zajęcia się popularyzacją wiedzy i dydaktyką.
Muzeum Przyrodnicze w Jeleniej Górze w ostatnich latach starało zmieniać się zgodnie z tymi założeniami, chociaż część „starych” pracowników merytorycznych (przyrodników) niechętnie poddawało się i poddaje tej transformacji. Mimo tego Muzeum Przyrodnicze w Jeleniej Górze jest jednym z najlepszych tego typu placówek w Polsce.
Natomiast samo muzealnictwo przyrodnicze istnieje niestety niejako na marginesie muzealnictwa w ogóle. Cały czas brakuje studiów z zakresu muzealnictwa przyrodniczego, konserwacji zbiorów muzealnych i preparatoryki. Nie ma też żadnej organizacji albo związku skupiającego muzea i muzealników z dziedziny przyrody.
To złe i krótkowzroczne spojrzenie na problematykę muzealnictwa przyrodniczego widoczne było ostatnio także w Jeleniej Górze, kiedy to jedno z największych muzeów przyrodniczych w kraju chciano połączyć z małym muzeum poświęconemu niemieckiemu nobliście i utworzyć na tej bazie jedno Muzeum Miejskie w Jeleniej Górze. W ten sposób jedno z najlepszych muzeów przyrodniczych w Polsce mogło przestać istnieć. Może chodziło o to, aby pozbyć się wstydliwego problemu polskiego muzealnictwa, zgodnie z dziwną zasadą, jeśli nie można czegoś utrzymać i nie umie się tego zrobić, to po prostu trzeba to zniszczyć.
Miejmy nadzieję, że tak nie było, a chory pomysł zrodził się w głowach ludzi małych, krótkowzrocznych i przekonanych o swojej bezkarności w niszczeniu naszej regionalnej kultury i tożsamości. Ci, którzy byli autorami tego pomysłu w naszym regionie i popierali ten projekt, wykazali się głęboką ignorancją.