Św. Bernard z Clairvaux w Cieplicach, cz. 3
Bernard Rosa doskonale znał żywot św. Bernarda z Clairvaux. To on w 1678 roku opracował i przygotował wybór modlitw oraz maryjnych i pasyjnych kazań Świętego. Do wykonania fresków w obiekcie prepozytury w Cieplicach zatrudnił prawdopodobnie trzech malarzy związanych wówczas z klasztorem w Krzeszowie.
Byli to: nieznany malarz z Vrchlabi („Pictori Hohenelbe”, „Maler von Hohenelbe”) z synem oraz Sigismund Leistritz (1642-1723), który był marmoryzatorem. Swoje dzieło wykonali oni w latach 1687-1689. Zastosowali technikę fresku mokrego z użyciem farb klejonych (technika rodem z Renesansu).
Malarze w pracy opierali się na istniejących wzorcach tematycznych i ikonograficznych, zamieszczonych w ówczesnych publikacjach, które prawdopodobnie dostarczył im sam Bernard Rosa. Były to m.in.: brewiarz „Officia propria” wydany w Kłodzku w 1688 roku, ilustracje Melchiora Küssella z dzieła Benignusa Kiblera „Palma Josephina” wydanego w Augsburgu w 1661 roku oraz ilustracje z dzieła „Sancti Bernardi Melliflui Doctoris Ecclesiae Pulcherrima et Exemplaris Vitae Medulla” wydanego w Antwerpii w 1653 roku. Freski te przez 120 lat zdobiły cieplicką prepozyturę, były stałą ekspozycją, a jednocześnie stanowiły świadectwa znaczenia i posiadania cystersów. Po pamiętnej sekularyzacji majątków kościelnych na Śląsku w 1810 roku, obiekt stał się własnością rządu pruskiego i tylko jakiś cud sprawił, że nie zostały wówczas skute, chociaż dokonano małych retuszy usuwając portrety i twarze Bernarda Rosy, głównego przeciwnika protestantyzmu w czasie kontrreformacji – opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego.
Opuszczony zespół pocysterski zakupił 28 maja 1812 roku hrabia Leopold Gotard Schaffgotsch. Część północną dawnego klasztoru (część południową przekazał parafii św. Jana Chrzciciela) zaczął remontować w 1816 roku. Prace te trwały do początku lat 30. XIX wieku. W planach miał przystosowanie obiektu do nowych potrzeb, tu bowiem zamierzał przenieść z Sobieszowa Bibliotekę i zbiory. W związku z nową funkcją pomieszczeń a być może ze względów politycznych i prywatnych, dawny wystrój malarski klasztoru został przykryty tynkami i warstwami farby. Na 200 lat freski cystersów zniknęły i z czasem zupełnie o nich zapomniano (co przedstawiały, jaką pełniły funkcję i kto je ufundował i dlaczego). W latach 20. XX wieku w pomieszczeniach niewykorzystywanych przez Bibliotekę Schaffgotschów (skrzydło wschodnie parteru) tynk zaczął się łuszczyć i odpadać. I wtedy dolnośląski konserwator zabytków Günther Grundmann zauważył, że w dawnym klasztorze pod tynkiem znajdują się freski. Nie wiedział, ile ich jest i co przedstawiają. Szczęśliwie odsłonił się napis z chronostychem (wówczas błędnie odczytano datę) wskazującym, że być może wykonano je pod koniec lat 80. XVII wieku. I to było wszystko.
Od mniej więcej 1952 roku całą tą część obiektu poklasztornego, po wywiezieniu stąd Biblioteki i zbiorów, przejęło Uzdrowisko Cieplice, wykorzystując znajdujące się tam pomieszczenia na stolarnię, pralnię, awaryjne zasilanie elektryczne, magazyny gospodarcze. Ze względu na nowe funkcje obiektu o drugorzędnym znaczeniu, cały obiekt uległ swego rodzaju zapomnieniu. W jego wnętrzach rzadko przeprowadzano remonty, ograniczając się do kładzenia nowych farb na stare tynki, malowanie lamperii i stolarki farbą olejną. Nie szkodziło to w żaden sposób malowidłom ściennym, kryjącym się na ścianach i sufitach. Największym zagrożeniem były nieliczne prowadzone tam prace instalacyjne, wymagające kucia w ścianach: prowadzenie instalacji elektrycznych pod tynkiem, prowadzenie rur wodociągowych i ogrzewania hydraulicznego, montowanie szyn suwnic, montowanie skrzynek rozdzielczych itp. Robotnicy wykonujący te prace nie zdawali sobie sprawy kując bruzdy i otwory, co niszczą bezpowrotnie. W latach 60. XX wieku zarząd Uzdrowiska zaplanował skucie wszystkich ścian. Zwykli pracownicy zauważyli, że pod odpadającymi gdzie niegdzie tynkami znajdują się jakieś freski o tematyce religijnej. Postanowili nie mówić o tym przełożonym, przekonując ich, że wystarczy nieco poprawić i odmalować ściany, co będzie tańsze. W ten sposób uratowali dzieła, o wartości których nie mieli przecież pojęcia.
Kiedy w 2009 roku pojawił się pomysł przejęcia przez Miasto Jelenią Górę tej części obiektu poklasztornego, miałem okazję oglądać wszystkie powierzchnie pralni i magazynów Uzdrowiska. Na parterze skrzydła wschodniego widoczne były fragmenty fresków, które opisywał wcześniej Günther Grundmann, a inne wyłaniały się spod tynków odpadających z zagrzybionej ściany jednego z pomieszczeń pierwszego piętra. Fakt istnienia fresków był bezsporny, ale nikt nie znał skali tej realizacji malarskiej, ani jej tematyki. Na tynkach położonych w XIX wieku, w części parterowej skrzydła wschodniego, znajdowały się dodatkowe napisy malowane czerwoną farbą: „Leutemann” i „H. Martini” (nie wiadomo, kiedy i w jakim celu powstały), a do XX wieku na brudnych, poczerniałych ścianach widoczne były liczne graffiti, wyskrobane rękami odwiedzających to miejsce na przestrzeni co najmniej 100 lat – mówi dyrektor Muzeum Przyrodniczego.
Po przejęciu obiektu przez Miasto Jelenią Górę, w 2010 roku dzięki dofinansowaniu ze środków unijnych rozpoczął się tam remont pod ścisłym nadzorem konserwatorskim. Dokonano wstępnych badań stratygraficznych ścian i stwierdzono, że malowidła znajdują się w wielu miejscach klasztoru. W latach 2011-2012 krakowska firma Ars Longa przeprowadziła renowację wszystkich odkrytych malowideł, a na większości z nich dokonano zabiegów konserwatorskich. Światło dzienne ujrzały freski, których nikt nie widział od setek lat. Odkrycie to stało się sensacją na skalę nie tylko śląską. Malowidłom przyjrzał się prof. Andrzej Kozieł z Uniwersytetu Wrocławskiego i to jemu zawdzięczamy wiedzę o ich historii i fundatorze. Gdy stało się pewne, że freski powstały w 1689 roku i zostały zamalowane około 1816 roku, ujawnił się cały ich fenomen. Oto cieszyły oczy i zdobiły cieplicki klasztor przez 127 lat, a 196 lat nikt ich nie oglądał i były przykryte warstwą tynków – podsumowuje Stanisław Firszt.