Sekrety niezwykłej Promenady

TEJO

Trudno uwierzyć, że reprezentacyjna Bankowa, miejsce siedzib finansjery i dostojnych rezydencji bogatych jeleniogórzan, a także – hoteli, sali koncertowej i eleganckiej kawiarni – była kiedyś zwykłą miejską fosą, przekształconą w obsadzony drzewami deptak. Dziś śladów przeszłości wciąż tam jest wiele. Wystarczy więcej uwagi, aby zobaczyć – na przykład – czarnoskórego wojownika. Głowa do góry!

Zapraszamy na przechadzkę w cieniu niezliczonych kasztanowców, klombów i rabat z kolorowo i pachnąco kwitnącymi kwiatami, które – niczym dawne mury obronne – oddzielały dość hałaśliwe śródmieście od dawnych przedmieść Jeleniej Góry.
Magiczny krajobraz popularnej ulicy nabierał nowego wyrazu zimą. Uśpione drzewa odpoczywały pod puszystą warstwą śniegu, okrywającą szczelnie chodniki, nadającą gałęziom krzewów fantastyczne, wielokształtne formy.

<b> Zamiast fosy alejki </b>
Kiedy staniemy w jednym z ciekawych miejsc ulicy Bankowej, z którego widać sylwetę kapliczki świętej Anny oraz wieżę Bramy Wojanowskiej, trudno nam wyobrazić sobie dość szerokie aleje spacerowe pośród gazonów, z niekompletną zabudową po stronie południowo-wschodniej.
A tak wyglądały okolice w połowie XIX wieku, kiedy szerokie trawniki pojawiły się w miejscu, gdzie jeszcze pod koniec XVIII wieku istniały bagniste resztki wojanowskiej fosy miejskiej.
Tak zresztą w niemieckim brzmieniu, Schildauer und Burg Grabe, brzmiała pierwsza nazwa tych okolic datowana już na XV wiek.

Rekonstrukcja na planie z XIX wieku, obrazująca te okolice z początku osiemnastego stulecia, wyraźnie przedstawia zarys murów obronnych z bastejami i fosę, szerokości mniej więcej całej przyszłej Bankowej z chodnikiem.
Zaznaczone są miejskie studnie oraz istniejące wówczas zabudowania za murami: szkoła niemiecka stojąca przy Juden Gasse (Żydowska Uliczka – dziś to fragment ulicy Solnej), magazyn słodu w oficynie przy Herrenstrasse (Pańska, a dziś – Krótka) oraz inne obiekty, w większości dziś istniejące tylko jako resztki pod grubą warstwą ziemi.

Całość fosy ograniczona mostkami wiodącymi do bram Długiej i Wojanowskiej. A przed fosą – podjeleniogórskie ogrody, lasy, wzgórza – na których głównie w XIX wieku wyrosła znaczna część współczesnego miasta. Wcześniej istniały tam pojedyncze zagrody i podmiejskie domki przy wytyczonych już traktach, między innymi ówczesnej Schuetzenstrasse (Strzeleckiej, dziś – Piłsudskiego).

Fosę i obwarowania zlikwidowano w XIX wieku, kiedy to Hirschberg zaczął się dusić na ciasnej przestrzeni starówki. Wtedy też powstały zaczątki przyszłej Promenady, która swoje miano zyskała w roku 1863. Obrazowało ono charakter ulicy, która jako cichy i pełen zieleni zakątek przetrwała niewiele, bo do końca dziewiętnastego stulecia.

<b> Przystanek przy Wielkim Szyszaku </b>
Jedną z pierwszych zbudowanych na dawnej Bankowej okazałych kamienic była siedziba hotelu Wielki Szyszak (Hohes Rad), w którym także znajdowała się restauracja, jedna z większych w czarodziejskiej epoce fin de siecle’u. To tu możni i snobistyczni jeleniogórzanie zatrzymywali się na kawę podczas przechadzek promenadą.

Nie bez powodu: Hohes Rad miał potężną jak na owe czasy salę restauracyjną o powierzchni ponad stu metrów kwadratowych. W kamienicy mieściły się także siedziby stowarzyszeń, ulokowane w sporych pomieszczeniach na piętrze. Dwie wyższe kondygnacje zajmowały pokoje hotelowe.

Kamienica niemal w niezmienionym kształcie uchowała się do dziś. Trudno wymienić wszystkie instytucje, które się tam mieściły. W wielkiej, porestauracyjnej sali, podzielonej na kilka mniejszych była księgarnia Międzynarodowego Klubu Książki i Prasy a także Biuro Wystaw Artystycznych. Obiekt podupadł znacznie i przez kilka lat niemal chylił się ku upadkowi. Wyremontowany został pod koniec XX wieku, a siedzibę znalazł w nim, między innymi, salon gier automatycznych, do którego przez jakiś czas wejścia „strzegły” marmurowe, dość kiczowate zresztą, lwy.

<b> Mało znany zakątek
z Murzynem </b>
Innym wartym wspomnienia reliktem dawnej zabudowy jest narożna kamieniczka spajająca Bankową i Szkolną, zbudowany w połowie XIX wieku Dom pod Murzynem, zwany także Narożnikiem Murzyna (Mohrenecke). To z powodu rzeźby czarnoskórego wojownika, umieszczonego w narożniku fasady kamienicy.

Dlaczego akurat tam znalazł się Murzyn, którego zresztą ktoś uszkodził zabierając mu ramię i włócznię? Nie wiadomo. W każdym razie do 1885 roku czarny wojownik był symbolem znajdującej się tam restauracji Mohrenecke. Lokal zlikwidowano, a w jego miejscu powstała redakcja dziennika General Anzeiger fuer das Riesengebirge (Wiadomości Karkonoskie – w wolnym tłumaczeniu).

Los kamienicy potoczył się podobnie jak innych obiektów przy Bankowej: budynek o mało się nie rozsypał. Jeleniogórzanie nie mieli świadomości (i chyba nie wszyscy ją mają), że w mieście, stolicy Karkonoszy, podobnie jak na staromiejskim rynku w Warszawie, też jest kamienica pod Murzynem.
Do dziś mało kto ten walor nie wykorzystuje, choć rzeźba czarnoskórego wojownika została odnowiona. Jakoś przewodnikom nie chce się zadrzeć głowy do góry i pokazać wycieczkowiczom owo urokliwe miejsce z historią…

<b> Skarbiec pełen złota? </b>
Wystarczy rzut oka naprzeciwko i widzimy kolejną imponującą budowlę: pełną pięknej filigranowej a zarazem dostojnej secesji. Wzniesioną na początku XX wieku siedzibę Śląskiego Towarzystwa Bankowego (Schlesiesche Bankverein).

Ten, jak miało się okazać, służył bankowości niemal przez 90 lat, zarówno za niemieckich, jak i polskich czasów. Do końca II wojny światowej działała tu filia Deutsche Banku. W finale wojennej zawieruchy to właśnie do Jeleniej Góry uważanej przez Niemców za bardzo bezpieczne miejsce, trafiały w depozyt pieniądze z różnych części upadającej III Rzeszy.

Legendami obrósł skarbiec, podobno jeden z największych na Dolnym Śląsku, podziemny, wybetonowany, o niezniszczalnych żelbetonowych ścianach. Nikt nie potwierdza opowieści o zdeponowaniu w nim jednego z największych skarbów niemieckich, części „złota Wrocławia”, choć założenie, że właśnie tak było nie jest nieprawdopodobne…

Dziś dawna Mekka rekinów finansjery, po niemal 50-letnim epizodzie, kiedy działał tam oddział Narodowego Banku Polskiego, straciła przypisany jej charakter. Bank swój oddział zlikwidował, a budynek przekazano na potrzeby sądu rejonowego w 2003 roku.

<b> „Piątka” na piątkę </b>
Dalej w stronę ulicy Długiej, mnogością roślin i kolorową werandą zaskakuje dawnego wędrowca kolejna, jedna ze starszych, kamienic w tej części miasta. W zbudowanym w latach 80-tych XIX wieku domu o numerze pięć niejaki August Berndt urządził restaurację o bardzo prostej nazwie „Piątka”.
Lokal nie należał do wybitnie luksusowych: była tam prosta piwiarnia, w której serwowano zimnego Schullheissa prosto z beczki oraz niewyszukane dania zimne i gorące. Lano też do kielichów beczkowe wino.

Przybytek gastronomiczny utrzymał się do 1917 roku. Potem – najpewniej z powodu wielkiego kryzysu po przegranej przez Niemców wojnie – zniknął z restauracyjnego planu miasta.
Kolejni właściciele prowadzili tam zakład szklarski. W stojącym za dawną restauracją niewielkim budynku można było uszyć sobie ubranie na miarę lub kupić puchowe kołdry i poduszki.

Po kamienicy pozostały już tylko wspomnienia: została zburzona w latach 70-tych ubiegłego wieku. Wcześniej pozbawiono ją przybudówki i drewnianej werandy. W podupadającym domu istniało po 1945 roku kilka sklepów. Po wymazaniu z obrazu ówczesnej alei 15 Grudnia opisywanego domu, przez długi czas miejsce to raziło pustką i bałaganem. Później powstały tam prowizoryczne pawilony rzemieślnicze, które – jak każda prowizorka w PRL – przetrwały dłużej, w tym przypadku około 20 lat.
Jeleniogórzanie zapewne pamiętają, że u schyłku ustroju zwanego socjalizmem, po zalegalizowaniu możliwości legalnego handlu walutą na wolnym rynku, to właśnie tam powstał pierwszy w stolicy Karkonoszy kantor. Wcześniej dolary, marki, czy franki po korzystnym, niepaństwowym kursie można było kupić u tzw. cinkciarza.

I w tym samym miejscu wyrosła w końcu jedna z pierwszych prywatnych polskich inwestycji na starym mieście: nawiązujący nieco do dawnej zabudowy dom towarowy. Po jego otwarciu długo niektóre piętra stały puste, bo niewielu handlowców zdecydowało się na ich wynajęcie.

<b> Restauracja
w sklepie meblowym </b>
Dalsza wędrówka zaprowadzi dawnego turystę do kolejnych przybytków królestwa gastronomii, w których się pewnie nie zatrzyma: w poprzednich najadł się i napił wystarczająco.
Pierwsza to restauracja Frankego w narożnej kamienicy przy ulicy Krótkiej (Herrenstrasse) pochodzącej z 1878 roku. Również i ten lokal zniknął z planu miasta około roku 1912, aby zwolnić miejsce rozwijającej się branży handlowej. Przez jego wnętrze przewijały się towary różnego asortymentu. Ostatnim działającym za niemieckich czasów był skład alkoholi mniej lub bardziej egzotycznych prowadzony przez właściciela firmy o swojsko brzmiącym nazwisku Kempinski.

Budynek zachował się do dziś, a jeleniogórzanie na pewno bezbłędnie kojarzą ten obiekt z istniejącym tam przez długie lata sklepem meblowym, swego czasu jedynym w mieście.
Placówka cieszyła się sporym zainteresowaniem głównie w latach kryzysu. Kiedy „rzucali” swarzędzkie meblościanki czy regały z Olszyny Lubańskiej, niemal błyskawicznie znikały one z witryn, pozostawiając smętną dekorację w postaci paździerzowych półek i półkotapczanów – wynalazku do mieszkań o gomułkowskich metrażach.

<b> Wiedeńsko i koncertowo,
czyli złośliwości historii </b>
Tuż obok – końcowy etap spaceru w historię: Theater und Konzerthaus (Teatr i Dom Koncertowy Lidnera), chyba najważniejszy dla świata jeleniogórskiej kultury w tamtych czasach obiekt. Do czasu powstania Domu Sztuki i Zgromadzeń, czyli gmachu teatru przy Wojska Polskiego (Wilhelmstrasse) to właśnie na Bankowej koncentrowało się życie kulturalne miasta.

Grano tam teatralne premiery, przyjeżdżały orkiestry symfoniczne (jednym z dzierżawców sali był cieplicki dyrygent Gustav Loewenthal). Miłośnicy sztuk zasiadali w przestronnej, mieszczącej ponad 400 osób sali na piętrze. Rozrywki nie brakowało zarówno przed jak i po koncertach.

Na parterze powstał jeden z najbardziej wytwornych wyszynków w dawnej Jeleniej Górze – pachnąca cesarsko-królewską kawą i brzmiąca walcami Straussa Kawiarnia Wiedeńska (Wiener Café), działająca od 1880 roku.
Wydzielono tam salę bilardową, przeniesioną z piwnic budynku, a gościom dyskretnie przygrywał kameralny zespół muzyczny.

Oprócz imponującej powierzchni, urządzonej w gustowny sposób, z trejażami, po których wiły się pnącza pośród stylizowanych kolumn wspornikowych, kawiarnia kusiła wielkim światem, stworzonym przez kolejnych właścicieli przybytku: od Elisy Knoblauch po Artura Fischera, ostatniego niemieckiego szefa Kawiarni Wiedeńskiej.

Historia obeszła się z gmachem złośliwie. W 1945 roku trafiła tu komendantura Armii Czerwonej. Znając upodobania krasnoarmiejców do wyskokowego trybu życia i łupieniu wszystkiego, co się nadawało do wywiezienia jako wojenne łupy, łatwo sobie wyobrazić, co uczyniono z wnętrzem rzeczonej kawiarni…
W latach socjalizmu realnego swoje kulturalno-oświatowe przyczułki miały tam związki zawodowe, które karmiły załogi robotnicze propagandowymi przedstawieniami.

Dopiero cieplejsze tchnienie odwilży z 1956 roku nadaje nieco normalności: w gmachu powstaje klub Kwadrat (działa do 1975 roku, później zostaje reaktywowany w pierwszych latach XXI wieku), jedna z bardziej znanych instytucji masowej kultury w Jeleniej Górze.

Przy okazji krzywdę gmachowi robią architekci opracowując absurdalny i wstrętny projekt przebudowy elewacji, która zresztą wcale tego nie wymagała. Najpewniej ze względu na adaptację sali widowiskowej na kino, zamurowane zostają zabytkowe okna, a na całość trafia farba koloru mętnych buraków, na której „mądra projektancka głowa” poleciła namalować piszczałki od organów…

Ten architektoniczny koszmarek straszył przez ponad 20 lat. Dopiero w 1987 roku zamalowano go techniką trompe l’oeuil, dając farbą złudzenie istnienia dawnej elewacji. Okien wykuć na nowo, co prawda, się nie dało, więc zdecydowano, że zostaną one namalowane. Taki przykład malarstwa iluzorycznego na współczesnym gmachu Jeleniogórskiego Centrum Kultury możemy podziwiać do dziś.
Podobnie zresztą upiększono boczną ścianę fasady kamieniczki, w której mieści się uważana za jedną z najlepszych cukierni w mieście – Firmowa.

<b> Pomniki i tramwaje </b>
Promenada była miejscem, w którym Niemcy stawiali monumenty swoim bohaterom. Pomnik Zwycięstwa wystawiony po wiktorii Niemiec w wojnie z Francją w 1871 roku odsłonięto trzy lata później, niemal naprzeciwko wlotu ulicy Szkolnej i kamienicy pod Murzynkiem. Przedstawiał on alegoryczną postać Germanii, która ze wzniesionym mieczem sławiła męstwo wojów germańskich na różnych frontach.
Na marginesie – dzięki temu zwycięstwu i potężnej kontrybucji wojennej płaconej przez Francuzów zyskały całe ówczesne Niemcy – w tym Jelenia Góra. Zbudowano za te środki charakterystyczne gmachy użyteczności publicznej z czerwonej cegły, między innymi siedzibę jeleniogórskiego sądu.

Zhańbiony klęską w I wojnie światowej naród niemiecki zdecydował o usunięciu rzeczonego pomnika z Bankowej w roku 1918. Na tym samym postumencie stanęła wówczas figura hrabiego Rudolfa von Waldersee, bohatera większości frontów, przeniesiona sprzed koszar strzelców jeleniogórskich przy ulicy Obrońców Pokoju.

Po 1945 roku pomnik po pomniku rzeczonego hrabiego ślad zaginął ze względów wiadomych. W latach 70-tych XX wieku niemal w tym samym miejscu stanął pawilon Ruchu, w którym później urządzono kantor wymiany walut oraz zakład fotograficzny.

Nie sposób pisac o Bankowej nie wspomniawszy o tramwajach. Za ich przyczyną ulica nabrała prawdziwie wielkomiejskiego charakteru, ale – trzeba przyznać – straciła swoją sielskość. Wiodło tędy torowisko w kierunku placu Cieplickiego (Warmbrunnerplatz – pl. Niepodległości), skąd szynowe pojazdy kierowały się do Cieplic.

Z początku jeździły tylko w jednym kierunku, a po likwidacji odcinka między ulicami Konopnickiej, placem Ratuszowym i Długą – w obydwu, korzystając z mijanki blisko wspomnianego placu. To właśnie tam, kiedy placowi patronował Bolesław Bierut, kronikarz z aparatem w ręku uwiecznił ostatni przejazd tramwaju jeleniogórskiego, w południe 29 kwietnia 1969 roku.
Dłużej utrzymał się sam przystanek, przy którym jeszcze przez kilka lat zatrzymywały się autobusy. Dziś jest tam klomb z zielenią oraz charakterystyczna tablica ogłoszeniowa.

<b> Niełatwy wybór </b>
Kiedy miejscy rajcy po przewrocie systemowym dyskutowali w 1993 roku nad pozbawieniem ulic nazw, które się komunistycznie kojarzyły, na pierwszy plan obstrzału poszła Aleja 15 Grudnia.

Mało kto dziś tę datę kojarzy z kongresem zjednoczeniowym komunistycznych formacji: Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej, z którego wykluła się przewodnia PZPR, ale wówczas szybko zdecydowano się tę nazwę strącić z szyldów, choć w świadomości starszych jeleniogórzan funkcjonuje ona do dziś.

Do wyboru była Promenada, na co rajcy patrzyli dość sceptycznie obawiając się zbyt dosłownego nawiązania do niemieckiej przeszłości, oraz Bankowa. I ta druga opcja wygrała.

Ta nazwa ilustruje jednak tylko fragment bujnej przeszłości tego niezbyt długiego przecież traktu. Wprawdzie bujności nieco ubyło, zwłaszcza po wycięciu niemal wszystkich drzew (wyschły z powodu bezmyślnego pokrycia chodników asfaltem), ale wciąż niemal na każdym kroku czai się historia, aby wędrowca czymś ciekawym zaskoczyć.
Dziś, krocząc Bankową można odnieść wrażenie, iż nieobecne od dawna klimaty czają się gdzieś ukryte, niewidoczne, ale odczuwalne. Całość kryje w sobie – mimo historycznych zawirowań i przekształceń – ducha starego Hirschbergu mocno związanego ze współczesnością.

<i> Literatura: Janc Zbigniew, Łaborewicz Ivo, Jelenia Góra na dawnych widokwókach - historia obrazem pisana, Filatelistyka i kolekcjonerstwo, 2006 </i>

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO