Nasza strefa aktywności sejsmicznej i wulkanicznej

Karolina Matusewicz

Strefy aktywności sejsmicznej, czyli trzęsień ziemi, które w pewnych rejonach naszego globu co jakiś czas pozbawiają ludzi dobytku, wydają nam się odległe. Podobnie jest z wulkanami, o których wybuchach informują co jakiś czas media informacyjne. Ale czy na pewno na Dolnym Śląsku nigdy podobnych zdarzeń nie było?

Przeciętny mieszkaniec Kotliny Jeleniogórskiej i całego Dolnego Śląska z podziwem spogląda na świat pełen atrakcji, których u nas rzekomo nie ma. Gdzieś tam daleko są na przykład obszary wulkaniczne, wylewa się lawa, czuć siarką, a dymy i popioły ze stożków wulkanicznych majaczą gdzieś na horyzoncie. Każdy marzy, żeby to zobaczyć, ale podróż w takie miejsce po pierwsze kosztuje, a po drugie może być niebezpieczna. Ogranicza się więc do zgłębiania tajników wulkanizmu w domowych pieleszach przed telewizorem.
- Zapominamy przy tym, że Ziemia jest prawie kulą, wewnątrz miękką, a nawet płynną, pokrytą tylko cieniutką warstewką stwardniałej skorupy (w odczuciu tak mizernych i delikatnych istot jak my), na której w wielu miejscach utrzymuje się woda. Skorupa ta i pokrywająca ją woda są w ciągłym ruchu. W skali życia człowieka ruch ten jest prawie niezauważalny, ale w skali czasu geologicznego dziejów Ziemi, liczonego w milionach lat, jest to proces żywiołowy. Sama Ziemia zmienia swoje położenie w stosunku do Słońca. Skorupa faluje, opada i podnosi się, pęka, gdy opada zalewa ją woda, gdy się podnosi powstają góry. Ma to miejsce na całej kuli ziemskiej. Tak więc każdy obszar może być równie dobrze wyniesiony i pofałdowany jak i obniżony i zalany wodą, tworząc dna mórz i oceanów. Stąd na szczytach górskich znajdujemy ślady dawnego życia na morzach, a na dnie mórz możemy odnaleźć ślady dawnego życia na lądach. Ruch Ziemi skutkuje tym, że dany obszar może mieć klimat subtropikalny, a za chwilę może być pokryty wieczną zmarzliną – opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.

Czy więc w okolicach Jeleniej Góry i na Dolnym Śląsku możemy spotkać i podziwiać ślady dawnych procesów wulkanicznych? W 100 proc. tak. Na pierwszy rzut oka typowy stożek wulkaniczny przypomina święta góra na Dolnym Śląsku – Ślęża. Ale tylko przypomina, bo wulkanem nigdy nie była. Do wulkanu podobna jest Śnieżka, najwyższy szczyt Karkonoszy. Niestety i ona wulkanem nigdy nie była, a zbudowana jest głównie z granitu. Prawdziwe ślady wulkanizmu znajdują się kilkadziesiąt, a nawet tylko kilka kilometrów od dzisiejszej Jeleniej Góry. Procesy te miały miejsce szczególnie w dwóch erach dziejów Ziemi.

- Pierwsze w erze paleozoicznej (590-230 mln lat temu), szczególnie w okresach od kambru do permu. W kambrze (542-444 mln lat temu) najpierw w strefie kontynentalnej (lądowej), a później oceanicznej (podwodnej), w czasach kiedy budował się kompleks Gór Kaczawskich. Szczególnie pod koniec tego okresu miały miejsce podmorskie wylewy, tworzące tzw. lawy poduszkowe (lawa wylewająca się na dnie morskim szybko stygnie i pęka, przez to pęknięcie wylewa się dalej lawa, tworząc następną poduszkę itd.). Przykładem takiej formacji jest mocno dzisiaj zerodowane Wzgórze Zamkowe we Wleniu. W okresie karbonu (359-299 mln lat temu) na terenie dzisiejszych Sudetów Środkowych znajdowała się kotlina sródgórska porośnięta tropikalną roślinnością. Kotlina ta była zasypywana osadami naniesionymi przez górskie rzeki (stąd w okolicach Wałbrzycha występuje węgiel kamienny). Miały tu miejsce liczne procesy wulkaniczne. Na zachód od dzisiejszego Wałbrzycha lawa nie przebijała powierzchni ziemi i zastygała na niewielkiej głębokości (utworzyła się tzw. intruzja subwulkaniczna). Takie formy spotykamy w okolicach Chełmca i wzgórza Mniszek. Natomiast na wschód od dzisiejszego Wałbrzycha lawa przebijała powierzchnię ziemi tworząc ciąg mokrych wulkanów. Do dziś pasmo to liczy ich dziesięć (Czarny Las, Wołowiec, Borowa). W ostatnim okresie ery paleozoicznej w permie (299-230 mln lat temu) na Dolnym Śląsku miały miejsce liczne erupcje. Wskazują na to tufy i pumeksy w Górach Kruczych, Suchych i Kaczawskich. Kopułą lawową o strukturze organów z wielobocznymi kolumnami jest Wzgórze Wielisławki koło Świerzawy – mówi S. Firszt.

Wylewy miały miejsce między dzisiejszym Sokołowskiem a Kamienną Górą oraz w obszarze pasma wzgórz Czarnego Lasu. - Można tu zaobserwować dawne potoki lawowe, a do dzisiaj występują tu gorące wody wulkaniczne. Aktywność wulkaniczna drugi raz na Dolnym Śląsku dała o sobie znać w erze kenozoicznej (230-6,5 mln lat temu). Miało to miejsce szczególnie w miocenie (20-15 mln lat temu), chociaż i wcześniej w pliocenie, a może nawet w plejstocenie. Przykładem może być płyta lawowa, która mogła mieć 100 m miąższości, której pozostałości widoczne są w kamieniołomie w Męcince koło Jawora. Zaliczyć do nich należy także tzw. małe ograny myśliborskie. Znamy tu rozległe, ale niskie wulkany typu tarczowego, których komin wypełniony był lawą zasadową. Stożki wulkaniczne są dzisiaj zniszczone późniejszą erozją. Pozostały po nich właściwie tylko kominy wypełnione materiałem lawowym lub popiołowo-lawowym. Spotyka się m.in. w okolicach Sośnicy koło Targowicy kilkaset małych wulkanów- stożki scoria. Do zniszczonych później erozją wulkanów należą m.in.: Wilcza Góra koło Złotoryi (komin wypełniony bazanitem, będącym odmianą bazaltu, ciosy kolumnowe, lawy dwóch generacji); Czarna Skała między Świerzawą a Jaworem (czop wulkaniczny), Ostrzyca koło Proboszczowa (zbudowany z bazanitu fragment stożka wulkanicznego). Natomiast w okolicach Ksiąginek koło Lubania miały miejsce erupcje szczelinowe, tzn. lawa przez szczeliny wylała się na powierzchnię, tworząc pokrywę lawową o długości 8 km i grubości 60 m – wymienia przykłady erupcji na naszym terenie Stanisław Firszt.

We wszystkich erach procesy wulkaniczne były podobne, spokojne (wylanie lawy przez szczeliny, tworzenie się stożków wulkanicznych) lub żywiołowe o gwałtownych erupcjach, kiedy to wulkan wyrzucał bomby wulkaniczne i znaczne ilości gazów, popiołów i lawy. Tworzyły się też lawy poduszkowe, odkładał się popiół i pumeks. Najmłodsze wulkany na Dolnym Śląsku, których ślady znajdują się w okolicach Lądka Zdroju, wybuchały ostatnio kilka milionów lat temu, ale najmłodsze wulkany w północnych Czechach były aktywne kilkaset tysięcy lat temu. W dziejach Ziemi to zupełnie niedawno. Dzisiaj są uśpione, a o aktywności wulkanicznej na Dolnym Śląsku świadczą m.in. opisane powyżej ślady. Najokazalsze to resztki stożków wulkanicznych: Ostrzyca (501 m n.p.m.), Czarcia Skała (463 m n.p.m.), Wilcza Góra (395 m n.p.m.) i Rataj (350 m n.p.m.). W stosunku do największych wulkanów świata to „maleństwa”. Dla przykładu: Etna we Włoszech ma 3323 m n.p.m., Fudżijama w Japonii 3776 m n.p.m., Erbus na Wyspie Rossa przy Antarktydzie ma 3794 m n.p.m., Manua Kea na Hawajach liczy 4205 m n.p.m., Orizaba w Meksyku ma 5700 m n.p.m., Kilimandżaro w Tanzanii ma 5895 m n.p.m., Llullaillaco na granicy Argentyny i Chile ma 6723 m n.p.m. – opowiada dyrektor Muzeum Przyrodniczego.

Choć małe, ale mamy tu w swojej okolicy własne wulkany. Nasze choć są dużo mniejsze, są dużo starsze, przynajmniej o 20 mln lat. Przypominają nam o burzliwych dziejach Ziemi, które miały, mają i będą miały ciągle miejsce, dopóki istnieć będzie nasza planeta. Nie zapominajmy też, że to co dzisiaj widzimy nie jest na stałe, bo wszystko się zmienia tylko nie w ludzkim, ale geologicznym czasie. Jest całkowicie pewne, że w bliżej nieokreślonej przyszłości (za kilkaset tysięcy lub za milion lat), Dolny Śląsk może być ogromnym pasmem górskim, dnem oceanu lub wieczną zmarzliną. Pod naszymi stopami, całkiem niegłęboko, kipi lawa, która może poszukać sobie drogi na powierzchnię, wyleje się przez szczeliny lub wypłynie przez stożek wulkaniczny. O tym, że tak jest w istocie, na co dzień przypominają nam wody termalne w Cieplicach, będące naturalnym ich wypływem. Takie wody (cieplice) wytryskują w różnych miejscach na ziemi, a tak właściwie to na większych głębokościach wszystkie wody są wodami termalnymi.

- O tym, że pod naszymi stopami coś cały czas się dzieje świadczą także trzęsienia ziemi. Biorąc pod uwagę czas geologiczny, są one u nas dość częste, choć bardzo rzadkie w porównaniu z obszarami na świecie o wzmożonej aktywności sejsmicznej i wulkanicznej. Wstrząsy podziemne w Jeleniej Górze w ostatnich 300.latach odczuto np. 13 lipca 1751 roku, a część z nich odnotowały jeleniogórskie kroniki. I tak: „W październiku 1799 roku odczuto w Jeleniej Górze wstrząsy podziemne przesuwające się od północnego wschodu na południowy zachód. Najpierw odczuto je w domu dzwonnika na skraju placu kościelnego. Słychać było też dziwny szum; po chwili także w domu doktora Thebesiusa przy ul. Konopnickiej, gdzie w szafkach poczęły dzwonić szklanki, a zgromadzone okazy minerałów pospadały z półek. W narożnym domu ul. Długiej, należącym do kupca Schmidta, więcej były jeszcze odczuwalne. Trzęsienie ziemi najsilniej zaczęło się na ul. Szkolnej. Znajdował się tam skład towarów kupca Kieslinga, a mieszkający tam jego pomocnik usłyszał nagłe dzwonienie i stukot skrzyń w piwnicy. Zapalił lampę i zszedł na dół, ale wszystko było w najlepszym porządku, jednak i tu potwierdziła się pogłoska o trzęsieniu ziemi”, a także 15 stycznia 1858 roku, pomiędzy godziną 8 a 9, odczuwalne było trzęsienie ziemi. Nie jest to nic nadzwyczajnego. Wybuch na razie nam nie grozi, przynajmniej przez kilkaset tysięcy lub milion lat. Nie zapominajmy jednak, że może się to zdarzyć i że pod nogami mamy gorącą lawę i wszystko może się zmienić w krótkim czasie. Ziemia jest naszym rajem, ale i naszą pułapką, i to niebezpieczną, a życie jest bardzo wątłe – podsumowuje Stanisław Firszt.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO