Zdetronizowany bóg, pan i władca Karkonoszy

Mea

Na przestrzeni tysięcy lat, różne ludy zamieszkiwały Dolny Śląsk. Plemiona, tzw. kultur archeologicznych miały własną kulturę i wierzenia. Nie sposób jest dzisiaj odtworzyć na podstawie tylko znalezisk archeologicznych, np. panteony bogów, którym ludzie ci składali ofiary i do których wznosili błagania. To samo dotyczy zwyczajów, kultu i rytuałów. Możemy się tylko domyślać, że "dolnośląscy" Celtowie, Germanie i Słowianie czcili tych samych bogów i mieli podobne obrządki, jak ich pobratymcy z innych regionów Europy.

- Od VII – VIII w. ziemię tę zamieszkiwali Słowianie, którzy oddawali cześć własnym bogom. Na podstawie nikłych źródeł pisanych, przeważnie z okresu wczesnego średniowiecza (arabskich, greckich, niemieckich, ruskich, czeskich i polskich), naukowcy próbują rekonstruować panteon bóstw słowiańskich. Obrzędy i zwyczaje w szczątkowym kształcie pozostały w zmienionej formie, jeszcze w okresie chrześcijaństwa i na niektórych terenach Słowiańszczyzny przetrwały do XIX/XX w. jako zabobony, a nawet do dzisiaj (wiązanie czerwonych wstążeczek, plucie trzy razy przez lewe ramię, posypywanie solą, topienie Marzanny, itp.). W panteonie bogów Słowian byli: Trzygłów, Wales, Swaróg, Chors, Strzybóg, Perun, Łada, Mokosz, Marzanna, Swarożyc, Dadźbóg, Radogost, Łuna, Płanetnik, Świętowit, Jarowit, Rugowit, Lelo (Lelum), Polelo (Polelum), Boda, Jaryło, Rod, Dola Uboże, Siem, Rgieł i Pogwizd. Towarzyszyły im demony: utopce, wodniki, rusałki, wiły, wampiry, strzygi, zmory i duchy leśne – wymienia Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.

Bogowie oraz demony zamieszkiwali w górach, lasach, wodach, w powietrzu, pod ziemią, a nawet w ludzkich siedzibach. Słowianie oddawali im cześć, stąd mieli liczne święte wody i gaje, a nawet pojedyncze drzewa. Szczególną rolę odgrywały u nich święte góry. Były to miejsca, które łączyły niebo z ziemią, najkrótsze drogi do bogów. Świat bogów Słowian nie był jednolity. Jedne plemiona czciły szczególnie tego, a inne tamtego boga. Część z nich cieszyła się większym, a inne mniejszym kultem, dlatego jeszcze przed przyjęciem chrześcijaństwa, niektórzy bogowie odeszli całkowicie w zapomnienie, by ustąpić miejsca innym. Po chrystianizacji, wszyscy pradawni bogowie zostali "wrzuceni do jednego worka". Stali się diabłami, "sługusami Szatana".

- Do dzisiaj, w szczątkowej formie, część z nich funkcjonuje wśród nas (Marzanna, wodniki, Ubożęta, czyli skrzaty domowe, rusałki, wampiry, zmory i duchy leśne). Jeden z nich nadal włada Karkonoszami, choć jego panowanie jest symboliczne, najczęściej wykorzystywane dla celów rozwijającej się turystyki. Chodzi oczywiście o Rübezahla, Karkonosza inaczej zwanego Liczyrzepą (nazwa nietrafna – typowa kalka językowa z języka niemieckiego). Dokładnie nie wiadomo od kiedy ten Duch Gór zamieszkuje najwyższe pasmo Sudetów. Być może na długo przed przybyciem tu Słowian. Jego korzenie mogą tkwić w starożytności, a wywodzić się może z tradycji celtyckiej lub germańskiej, lub z bardziej zamierzchłych czasów. Na jego temat powstało wiele legend i mitów, które długo po schrystianizowaniu Śląska funkcjonowały wśród miejscowej ludności. Cały czas dodawano do nich nowe. Na przełomie XVI i VII wieku te opowiadania o Duchu Gór starał się spisać M. Johannes Praetorius – opowiada dyrektor.

Wynika z nich, że Duch Gór był diabłem górskim, choć miał wiele cech Skarbnika, a także Pana przyrody karkonoskiej. Pierwsze przedstawienie graficzne tego odwiecznego mieszkańca Karkonoszy przedstawił w 1561 r. na swojej mapie Śląska, Martin Helwig. To wskazuje, że mamy do czynienia ze stworem wyniosłym, o cechach dawnych bogów leśnych (grecki Pan czy rzymski Faun, celtycki bóg Cernunnos - bóg lasu i dzikiej zwierzyny) mającego rogi.

W okresie wprowadzania chrześcijaństwa, stwory mitologiczne "oddały" nie tylko swe cechy, ale i wygląd diabłu. Duch Gór na mapie Helwiga dzierży laskę (kostur), co jest oznaką władcy, rogi są oznaką świętości. Mamy więc do czynienia z postacią wyjątkową; władcą, któremu należna była cześć, choć fizycznie przypominała ona szatana z rogami, ogonem i kopytami.

- Jego panowanie w Karkonoszach, w których pod Śnieżką miał swój zamek, trwało nieprzerwanie od wieków. Wg legend spisanych przez Praetoriusa, niejednokrotnie musiał on toczyć boje o ten teren. Wg jednej z nich walczył zaciekle z okrutnym podziemnym królem. Innym razem z leśną kobietą, która wtargnęła do jego królestwa, mówiąc: "Precz na dół, ty stary psie! Wynoś się ty pokurczony bożku! Wynoś się ty koziarzu albo satyrze!" Tę walkę też wygrał. W końcu stoczył bój z królem (władcą) morza (wody), który zadomowił się w Wielkim Stawie. Po tym ostatnim pojedynku Duch Gór sam stwierdził: "Jestem zatem panem i jedynym władcą tych wielkich gór". Jak widzimy z legend, Duch Gór o władztwo nad Karkonoszami toczył walkę z innymi dawnymi bogami i demonami, może słowiańskimi? Walesem – bogiem podziemi, wodnikiem – demonem wodnym i leśnym duchem (babą – kobietą). Stał się od tego czasu jedynowładcą Karkonoszy, z najwyższym jej szczytem, Śnieżką. Okoliczna ludność oddawała mu należną cześć – mówi Stanisław Firszt.

Kiedy na Dolny Śląsk dotarło chrześcijaństwo w X w. a być może nawet w IX w., wszystko zaczęło się zmieniać, choć dawny kult i praktyki religijne przetrwały przez stulecia. W czasach J. Praetoriusa, Ducha Gór uznawano za diabła. Bano się go, a szczególnie wymawiania jego imienia (do dzisiaj mówi się aby nie wywoływać złego). Mimo wszystko uznawano jego panowanie. Kościół tępił te praktyki, uznając je za szkodliwe zabobony. Inni bogowie na terenie słowiańszczyzny zostali obaleni przed wiekami, ich świątynie i posągi rozebrano i spalono, wycięto święte gaje i święte drzewa, poświęcono wody. W dawnych miejscach kultu pogańskiego stawiano kościoły i klasztory. Tak samo postąpiono ze świętymi górami. Na Łysej Górze wzniesiono klasztor, a na Ślęży - kościół. Działo się to jeszcze w XII w. Duchowi Gór udało się jakoś przetrwać jeszcze przez paręset lat.

- Ciągle żywe i kultywowane tradycje mieszkańców Karkonoszy niepokoiły katolickich Schaffgotschów i Harrachów, posiadaczy tych ziem. W 1653 r., hrabia Christoph Gotard Schaffotsch postanowił raz na zawsze z tym skończyć. W dniu 28 kwietnia 1653 r., wysłał cieślę z pięcioma pomocnikami, aby na stoku Złotówki ścięli drzewa na budowę kaplicy. Ścięto 120 drzew i obrobiono 21, ale spór o teren obejmujący Śnieżkę z hrabią Czerninem z Kowar przerwał te prace.

Po zakończonym procesie, który w 1664 r. wygrał Schaffgotsch, następnego roku prace wznowiono. W lutym 1665 r. hrabia zlecił mistrzowi murarskiemu Bartłomiejowi Nantwigowi z Gryfowa Śląskiego, zbudowanie murowanej kaplicy na szczycie Śnieżki. Obiekt ten budowało ok. 60 ludzi. Fundamenty były gotowe w 1667 r. Kaplicę budowano jeszcze w 1677 r., o czym wspominał w swoich pamiętnikach Teodor Bilewicz. Prace zakończono w I poł. 1681 r., a w dniu 10 sierpnia odbyło się jej uroczyste poświęcenie, którego dokonał cysterski opat z Krzeszowa Bernard Rosa w asyście 10 mnichów (w większości z prepozytury z Cieplic) i ok. 100 zaproszonych gości. Opiekę nad kaplicą powierzono cieplickim mnichom – mówi dyrektor.

Stawiając kaplicę na Śnieżce, hrabia Christoph Gotard Schaffgotsch podkreślał swoje prawa własności do tego miejsca, dziękował Bogu za odzyskanie majątków rodowych (skonfiskowane przez cesarza w 1636 r., po ścięciu Hansa Ulryka Schaffgotscha, ojca hrabiego), ale przede wszystkim poświęcał ziemię, której dotychczasowym władcą był Duch Gór i przejął ją w posiadanie dla kościoła katolickiego. Kaplica otrzymała wezwanie św. Wawrzyńca, opiekuna poszukiwaczy skarbów, hutników i górników. W ten sposób Święty doskonale zastąpił Ducha Gór, którego często nazywano Skarbnikiem Rytejskim.

- Trzy lata później, 10 września 1684 r., hrabia Harrach po swojej stronie Karkonoszy doprowadził do poświęcenia wód Łaby, oraz przeprowadził egzorcyzmy Ducha Gór. Obie uroczystości były demonstracją przeciwko szerzącym się wśród ludu zabobonom w duchy i demony górskie, szczególnie w Ducha Gór. Stracił on nie tylko swoją boską moc i cześć ludu, ale utracił też swoje królestwo. Od tego czasu zaczęto się z niego naśmiewać. Z wielkiego, dumnego władcy (boga) stał się górskim kloszardem, niegroźnym diablikiem, turystyczną maskotką regionu – podsumowuje Stanisław Firszt.

W kaplicy, po sekularyzacji zakonów na Śląsku, w 1810 r. zaniechano odprawiania mszy, a w latach 1824 – 1850 pełniła ona nawet rolę schroniska turystycznego.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO