Na przełaj przez "Żeroma"
Jubileuszowy, 60. rok istnienia I Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego właśnie mija w największej szkole w mieście. Ale gmach ma już 92 lata. Wciąż góruje nad miastem i wzbudza różne wspomnienia byłych i przemyślenia obecnych uczniów.
Budynek imponujący: czteropiętrowy, z kilkudziesięcioma salami, korytarzami, gabinetami, holami, olbrzymią aulą oraz salą gimnastyczną. I charakterystyczną wieżyczką. Zbudowany przy ulicy Hauptmanna w stylu późnej secesji z elementami neoklasycznymi, powstał w zaledwie pięć lat. W 1914 roku wyższe gimnazjum realne im. Braci Humboldtów przyjęło pierwszych uczniów. Tylko płci męskiej, bo szkoła nie była koedukacyjna.
Po 1945 roku, już przy ul. Kochanowskiego znalazło tam miejsce gimnazjum polskie, dostępne zarówno dla pań i panów. Wcześniej, w ostatnich dniach wojny był tam obóz dla niemieckich uchodźców, a potem ambulatorium. Przez jakiś czas w gmachu liceum stacjonowały wojska Armii Czerwonej.
Mówiło się, że spragnieni mocnych trunków czerwonoarmiści dorwali się do formaliny w butelkach, służącej do konserwacji preparatów biologicznych. Podobno część ofiar tej libacji spoczywa w kwaterze wojsk sowieckich na jeleniogórskim cmentarzu. Prawda to czy plotka? Stwierdzić nie sposób. Faktem jest, że w Jelenią Górę żołnierze radzieccy opanowali bez walki.
A później, jak to w socjalistycznym państwie, dzieje szkoły toczyły się ustalonym przez władze torem.
Jak widzimy na fotografiach je ilustrujących, nawet z pozoru radosne uroczystości zakończenia roku szkolnego w „Żeromie” lat 60. wyglądały dosyć ponuro. Na zasępione grono pedagogiczne, oprócz patrona, z portretu spoglądał towarzysz Władysław Gomułka „Wiesław”, ówczesny pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Uczniowie traktowani byli jako element marginalny, bo na zdjęciu ich nie ma. Są tylko stosy nagród książkowych przeznaczonych dla najlepszych.
Licealistów brakuje także na fotografii z roku 1974, która również ilustruje chwile tuż przed wakacjami. O fakcie, że stosunki nie były już tak bardzo oficjalne świadczy hasło: „Hej, wakacje – dobra rzecz”. Wcześniej zapewne zdjęłaby je szkolna cenzura.
Uczniów nie brakuje tymczasem na fotografiach klasowych, które były niemalże rytualnie wykonywane we wszystkich oddziałach. Na zdjęciu z przełomu lat 50. i 60. widać, że obowiązkowym elementem wyposażenia ucznia były nie tyle zeszyty i książki, których na ławkach za wiele nie ma, ale szkolne mundurki. W wersji dla pań koniecznie z marynarskim kołnierzykiem. Do tego tarcza odpowiedniej wielkości.
Zapowiedź uczniowskiej kontestacji widać na zdjęciu klasowym z końcówki lat 70. Mundurek stał się mniej obowiązkowy, bo większość uczniów pozuje w swetrach. Za to na pulpity wróciły podręczniki, zeszyty i szkolne przybory. A że oświata uboga była, widać po półkach regałów, zupełnie pustych.
Inny obrazek nowoczesności „Żeroma” z lat PRL to pokazowe zdjęcie z pracowni nauczania języków obcych. Osobne stanowiska, mikrofony, słuchawki i dźwiękoszczelne ściany. Jednak cytat na jednej z nich sugeruje, że jedynym językiem nauczanym w tym pomieszczeniu był – oczywiście – język rosyjski. O czym świadczy obecność nazwiska wodza rewolucji, Lenina.
Wędrówkę po ubiegłowiecznych dziejach „Żeroma” kończymy w roku 1980, kiedy to placówka, podobnie jak cała Polska Rzeczpospolita Ludowa, obchodziła jubileusz 35-lecia istnienia. Świętowano go z wielkim rozmachem, nie tylko w auli, lecz także na boisku.
Wówczas uczniowie pokazali się na zdjęciu już razem z nauczycielami. Pedagodzy, którzy wydają się mniej sztywni, zaprosili nie tylko władze partyjne i państwowe oraz orkiestrę wojskową, lecz także najmłodszych jeleniogórzan, zapewne przyszłych uczniów popularnego liceum.