Potopy: zalewało i będzie zalewać

TEJO

Rwące potoki zmiatające wezbranym nurtem wszystko, co napotkały na swojej drodze. Potężne głazy niesione wezbranymi rzekami, siejące spustoszenie w podgórskich miejscowościach. Strach przed wielką wodą. Powodzie… To zjawisko naturalne i wciąż nieprzewidywalne i nieokiełznane, mimo zdobyczy i postępu w technice hydrologicznej. Zarówno wczoraj, jak i dzisiaj. Wiążą się z nimi wizyty rządzących i apokaliptyczne przepowiednie.

Należy się domyślać, że potopy, podtopienia i inne klęski związane z wielką wodą towarzyszyły mieszkańcom regionu od kiedy się tu osiedlili. Żródła historyczne dokumentują – jako największą – powódź, która region jeleniogórski sparaliżowała pod koniec lipca roku 1897. Katastrofę określono wówczas mianem powodzi tysiąclecia.

<b> Straszna noc
pod koniec lipca </b>
Nie było systemów wczesnego ostrzegania o nadchodzących opadach, choć istniało obserwatorium meteorologiczne na Śnieżce. Nikt nie przypuszczał, że ulewa, która zaczęła się 29 lipca tamtego roku, przyniesie aż tak fatalne skutki dla miejscowości w pobliżu Jeleniej Góry.

Dokładny opis kataklizmu przytoczył na łamach miesięcznika „Karkonosze” Krzysztof Sawicki. Oparł się na wydarzeniach, które w nocy z 29 na 30 lipca roku 1897 nawiedziły mieszkańców Kowar.
Według relacji deszcz lał się z nieba strumieniami, jakby doszło do całkowitego oberwania chmury. Skromny potok Jedlica, który przepływa przez Kowary (Schmiedeberg) z godziny na godzinę zamienił się w niosącą spustoszenie porywistą rzekę.

Według relacji nikt z mieszkańców nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Rwąca woda uderzyła z impetem w domy, w których spali nieświadomi niczego ludzie.
Zmyła warsztaty rzemieślnicze, ówczesną fabrykę porcelany i stajnię z końmi. Impetu żywiołowi dodały głazy niesione przez nurt wezbranej Jedlicy oraz pnie drzew. Były ofiary i ogrom zniszczeń.

Ta sama ulewa spowodowała wystąpienie z brzegów Kamiennej i Wrzosówki. Zalane zostały Piechowice (Petersdorf), Sobieszów (Hermsdorf), ucierpiały Cieplice (Warmbrunn) i wiele innych miejscowości znajdujących się w dorzeczu Bobru, w tym Wleń (Lahn).

<b> Ratowali, co się dało </b>
W regionie szybko zaczęto usuwać skutki niszczycielskiego żywiołu. Do akcji włączyli się strażacy i żołnierze stacjonującej w Hirschbergu jednostki Strzelców Jeleniogórskich.
W Kowarach, aby ułatwić prace przy wywożeniu skalnych rumowisk, uruchomiono kolejkę wąskotorową. Było co naprawiać. Zerwane zostały mosty, publiczne i prywatne. Żywioł pochłonął ponad trzy kilometry dróg, co przy ówczesnej sieci komunikacyjnej oznaczało niemal paraliż dla miasteczka.

Podobnie było w Piechowicach i Sobieszowie.
Przyzwyczajeni niemal do idyllicznego krajobazu podgórskich miejscowości mieszkańcy nie mogli uwierzyć, co w jedną noc poczyniła wielka woda: zniszczone domy, tony konarów naniesionych przez nurt, rozwalone mosty. Sparaliżowana komunikacja.

<b> Wielcy na zalewiskach
i budowa umocnień </b>
Na dotknięte klęską tereny przybywali wielcy włodarze.
Po klęsce w Kowarach miasto odwiedza Augustyna Wiktoria, cesarzowa Niemiec. Przywozi nie tylko słowne wsparcie, ale i sporo marek na zabezpieczenie miasta przed kolejnym potopem. Jej wizytę upamiętniono na niestniejącej już dziś okolicznościowej tablicy wmurowanej w jedną z kamienic blisko ratusza.

Powódź z końca lipca roku 1897 stała się bodźcem dla niemieckich inżynierów i techników, aby zapobiec rozmiarom klęski w przyszłości. Powstaje ambitny plan wzniesienia konstrukcji hydrotechnicznych: zapór, śluz, zbiorników retencyjnych, które miały pomóc ujarzmić człowiekowi siłę żywiołu powodziowych wód.
Jak już wspominaliśmy, największym przedsięwzięciem była budowa tamy i zbiornika w Pilchowicach. Głównym projektantem zapory był profesor Otto Intze z Aachen (Akwizgranu).
Niemcy zbudowali ją z kamieni łączonych betonem. Na tyle skutecznie, że oparła się kilkudziesięciu wodnym żywiołom, które na przez lata jej zagrażały. Całość powstała szybko, jak na tamte czasy, bo w przeciągu ośmiu lat (1906 – 1912). Na otwarcie tamy przyjechał cesarz Wilhelm. Odsłonięto okolicznościową tablicę ku pamięci ofiar powodzi z roku 1897. Zniknęła po 1945 roku.

Nie tylko ta konstrukcja powstała w tamtych latach. We wspomnianych Kowarach pomni nauczki powodzi włodarze miasta regulują Jedlicę, między innymi dzięki pieniądzom przekazanym cesarzową Augustynę. Dzięki kamiennym konstrukcjom kolejna powódź, w roku 1899, nie jest już dla miasta w takim stopniu odczuwalna.

W Sobieszowie i Cieplicach powstają wały przeciwpowodziowe na Wrzosówce oraz śluza pod którą zostaje puszczony nurt rzeki. Tereny zalewowe w ten sposób są w pewnym sensie okiełznane. Na terenach zalewowych tworzą się miłe dla oka zakątki z kilkoma stawami.
Jednak przy większych opadach deszczu zamieniają się niemal w morze deszczówki. Czy skutecznie chronią ulice miejscowości przed zalaniem? Na pewno nie są w stanie oprzeć się wielkiej masie wody. Sam fakt, że praktycznie nieremontowane od dziesięcioleci, ani nie wzmocnione, odpierają napór kolejnych powodzi świadczy na korzyść pomysłodawców i wykonawców przedsięwzięcia.

<b> Powodzie lubią lipiec i sierpień
czyli powtórka z historii </b>
Kolejne żywioły upodobały sobie lipiec. Gwałtowne opady deszczu, które powodują zalanie części miejscowości następują, między innymi w nocy z 2 na 3 lipca roku 1926.
Były tak silne, że nurt Heide Wasser (Wrzosowej Wody, jak Wrzosówkę nazywali Niemcy), w ciągu kilku godzin zniszczył centrum Sobieszowa i zerwał mosty. Na archiwalnym zdjęciu widać rwącą Wrzosówkę. Zaznaczono też poziom, który osiągnęła w szczycie żywiołu.

Niewiele pod względem zagrożenia kataklizmem zmieniło się w latach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Natury nie ujarzmiła też transformacja ustrojowa z roku 1998.

Deszczowe lato z roku 1977 pamięta zapewne wielu mieszkańców miasta i okolic. Wystarczyło kilka dni intensywnych opadów i – znów to samo. Kamienna zalewa poszerzoną właśnie do czterech pasm ulicę Wolności oraz okoliczne zabudowania.
Centymetry dzielą masy wody od zerwania i przelania tamy przy jeziorze Pilchowickim. Potop podmywa Sobieszów i Cieplice. Wówczas, podobnie jak w roku 1897, do walki z żywiołem wysyłani są żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, którzy dzielnie podtrzymują tradycję Strzelców Jeleniogórskich.
Powódź nawiedza też miasto w roku 1980 i 1981, choć jej skutki nie są już tak niszczycielskie.

Natura, jakby sama chciała powtórki z historii, na największy żywioł naraża Jelenią Górę i okolicę niemal dokładnie w stulecie „powodzi tysiąclecia” z lipca 1897 roku.
Od początku lipca 1997 roku deszcz pada bardzo intensywnie. Uniemożliwia aktorom Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych przedstawienie spektakli w rynku. Odbywają się one w podcieniach kamieniczek, w bardzo okrojonej wersji.
Kulminacja żywiołu następuje w pierwszej dekadzie miesiąca. Miasto tonie. Wylewają Bóbr i Kamienna. Klęska na osiedlu Łomnickim.
Żywiołowi dają radę umocnienia Jedlicy w Kowarach, bo miasto – w którym opis kataklizmu sprzed wieku przytoczyliśmy – nie odczuwa tak bardzo skutków tej powodzi.

Wody wezbranych rzek zalewają Jelenią Górę także w lipcu roku 2001 oraz na przełomie lipca i sierpnia roku 2002.
Kolejną powtórkę z historii mieliśmy ostatnio. Zapewne zdarzy się jeszcze nie raz, mimo rzekomo doskonałych systemów ostrzegawczych (meteoradar zbudowany po powodzi w 1997 roku w okolicach Marciszowa i satelitarna nawigacja meteorologiczna).

Powtórką z dawnych czasów są także wizyty przedstawicieli władz na zalanych terenach. Wprawdzie w 1997 roku nie dotarł do Jeleniej Góry ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz, ale jego nieobecność w 2002 roku nadrobił następca na stanowisku szefa rządu Leszek Miller. Nawiedził wówczas rozwalone przez powódź ujęcie wody pitnej w Górzyńcu, zaopatrujące Piechowice.
Podczas tegorocznej powodzi, czego chyba przypominać nie trzeba, pojawiła się także władza w postaci wicepremiera Ludwika Dorna.

Mimo tych nawiedzeń bardzo ważnych osób, jak historia pokazuje, pewne jest, że kolejna powódź znów zaleje region.

<b> Słowa (nie)prorocze </b>
Z powodziami związany związany jest także apokaliptyczny wątek przepowiedni Filipa Fediuka, jasnowidza z Ziemi Kłodzkiej. Jej mieszkańcy do dziś wspominają prorocze zdanie: Kiedy spotkają się trzy siódemki kataklizm nadejdzie - wówczas i wilk się wody w Kłodzku napije.
Ludzie dopiero w trakcie powodzi tysiąclecia z 07. 07. 1997, która zalała nie tylko Kłodzko, zrozumieli, co Fediuk miał na myśli. Jak podaje Ewa Wiśniewska w trakcie potopu poziom wody sięgnął dokładnie płaskorzeźby przedstawiającej wilka na jednej z kłodzkich kamienic przy restauracji „Wilcza Jama”.

Jasnowidz kolejny potop przewidział na dzień, kiedy „trzy dziewiątki staną obok siebie”. – Wówczas i lew kłodzki pysk w wodzie umoczy – pisał Fediuk. Kolejna taka data to 09. 09. 2009.
Jeśli ta przepowiednia miałaby się spełnić, woda zalałaby całą Kotlinę Kłodzką oraz – logicznie rzecz biorąc – również Jeleniogórską. Rzeźba lwa znajduje się, bowiem, 30 metrów wyżej niż emblemat wilka.

Teoretycznej możliwości całkowitego zalania tych rejonów nie wykluczają naukowcy.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO