O przewodnikach i tragarzach karkonoskich

Stanisław Firszt

W tym roku mija 200 lat od powstania pierwszej w świecie organizacji zrzeszającej ludzi pracujących na rzecz wędrowców chcących przemierzać góry. Usankcjonowano prawnie i organizacyjnie działalność sporej grupy miejscowej, karkonoskiej ludności, która znalazła sobie sposób na życie, pomagając przybywającym coraz liczniej w śląskie góry mieszkańcom nizin. Opowiada o tym Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze–Cieplicach.

W 1817 roku, zarządzeniem starosty jeleniogórskiego powołano "Korpus Przewodników Górskich, Tragarzy Lektyk i Bagaży". Nadano mu statut, określono stawki na usługi, a członkowie korpusu otrzymali legitymacje oraz nakaz noszenia odpowiedniego stroju i oznakowania. Wg relacji z 1850 roku, opisano ich następująco:" Noszą zielone pilśniowe kapelusze, wąskie u góry, z blaszką, a na niej nazwisko własne i miejsce zamieszkania. Po tym ubiorze, który bywa zielony, można poznać przewodników gór, którzy na wygodnie urządzonych krzesłach we dwóch niosą na najwyższe szczyty".

Trzeba zwrócić uwagę, że wśród członków korpusu istniały trzy specjalizacje: przewodnik, tragarz lektyk i tragarz bagażu. Niejednokrotnie funkcje te były łączone lub wykonywane zamiennie. Zielony ubiór tych ludzi z pewnością był łatwo zauważalny w miejscach gdzie ich poszukiwano: w Karpaczu, Sobieszowie, Sosnówce, Piechowicach i Szklarskiej Porębie. Na pewno wyróżniali się wśród tłumu! Jednocześnie ich strój zlewał się z otoczeniem, kiedy przemierzali szlaki i nie raził wzroku wynajmujących ich turystów chcących podziwiać piękno przyrody a oni zlewali się z otoczeniem.

Dzisiaj jest inaczej, nie ma już tragarzy, a przewodnicy górscy noszą jaskrawe, czerwone kurtki odróżniające ich od grupy turystów, których prowadzą górskimi szlakami. Są przez to dobrze widoczni. Każdy z nich posiada odznakę przewodnicką, ale nie znajdziemy na niej, ani numeru identyfikacyjnego, ani imienia i nazwiska przewodnika, ani miejscowości z której pochodzi.

Wracając do przewodników i tragarzy sprzed lat, należy zauważyć, że nie pojawili się oni w chwili powołania Korpusu, ale funkcjonowali w górach już od stuleci, od czasu, kiedy przybyli tutaj obcy, udający się w te mało dostępne wówczas, strony. Pamiętajmy, że do XIX wieku, w Karkonoszach nie było jeszcze wygodnych szlaków. Sieć dróg była skąpa, a ich stan szczególnie zimą i w okresach deszczowych, nie sprzyjał wędrówkom. Tylko miejscowi, swobodnie poruszający się po tym terenie, znający doskonale miejscowe ścieżki, byli przyzwyczajeni do przenoszenia towarów i bagaży na własnych barkach, wszędzie tam, gdzie dojazd koniem lub wołem był niemożliwy. Ludzie ci, kiedy była ku temu okazja, odpłatnie pomagali obcym. Działania te nie miały charakteru stałego zajęcia – zawodu. To samo dotyczyło tragarzy lektyk. Wbrew twierdzeniom niektórych, że lektyki powstały w XVIII wieku i miały formę siedzeń z baldachimem lub kabin, ten prosty konstrukcyjnie środek transportu znany był już w starożytności. Było to siedzisko w formie krzesła i żerdzie do niesienia. W lektykach noszono władców, np. faraonów i cesarzy. Ten środek transportu stosowano w Karkonoszach od dawna do przenoszenia chorych, starców i osób znacznych, szczególnie tam, gdzie nie można było zastosować innych środków lokomocji. W ten sposób prawdopodobnie, w 1697 roku, na Śnieżkę wniesiono 74 – letniego hrabiego, Krzysztofa Leopolda Schaffgotscha i nie było to, z całą pewnością, wydarzenie jednostkowe.

Zapotrzebowanie na przewodników górskich i tragarzy wzrosło szczególnie od XVIII wieku, wraz z rozwojem uzdrowiska Cieplice. To tam zjeżdżali kuracjusze, często całymi rodzinami wraz z liczną służbą i w chwilach wolnych robili wypady w góry. Wówczas już, w Karkonosze zjeżdżało mnóstwo Polaków, to dla nich działali przewodnicy: Jerzy Suchodolski z Sosnówki i Jan Gruszczewski z Miłkowa. Tu w górach, bez przewodników trudno było się obejść. Doskonale uwidacznia to przyjazd w Karkonosze berlińskiego kupca, Josepha Mendelssohna, w 1812 roku. Samodzielne wyprawy jego rodziny w góry, nie kończyły się dobrze, jak sam wspominał: "Tym razem szliśmy przez mokre od deszczu łąki, mijając liczne strumienie, przez które nie przerzucono żadnych kładek, musieliśmy się kilkakrotnie cofać, aż wreszcie straciliśmy poczucie kierunku, w którym powinniśmy zmierzać". Lepiej było polegać na miejscowych. W schronisku (raczej w budzie pasterskiej) na Hali Szrenickiej: "...dołączyli do nas również gospodarze i przewodnicy, którzy stwierdzili, że dobrze byłoby poczekać kilka godzin, bowiem w okolicach południa powinno się wypogodzić"(...). "Były to bardzo nieprzyjemne godziny. I nawet książka z legendami o Duchu Gór, z której czytał jeden z przewodników, nie poprawiła nam humoru". Sposób zabawiania turystów, jak widać, nie zmienił się od stuleci, bo i dzisiaj przewodnicy często opowiadają turystom historie związane z Władcą Karkonoszy.

Innym razem, Mendelssohnowie dotarli do Piechowic: "Pojechaliśmy do witrolejni, gdzie dotarliśmy kwadrans po 9 i w radosnych nastrojach ruszyliśmy w drogę. Karawana była potężna, poza dwoma tragarzami dla mojej małżonki, jeszcze przewodnik Fiedler z siostrą, dorosły tragarz i chłopczyk, w sumie dwanaście osób". Dotarli do Petrovej Boudy: "Spotkaliśmy tu miłych ludzi, którzy na tym odosobnieniu grali na cymbałkach, skrzypcach i kilku rogach, nasi przewodnicy i tragarze rzucali się – mimo wielkiego zmęczenia – do tańca".

Jak widać, praca przewodników i tragarzy nie była aż tak wyczerpująca, aby nie pozwalała się radować. Z pewnością była opłacalna. Świadczy o tym relacja Mendelssohna, z pobytu w Kowarach: "Tutaj opłaciłem tragarzy i rozwiązałem naszą karawanę. Każdemu z nich wręczyłem jednego reichtalara za każdy dzień, co było królewską zapłatą (można było za to kupić trzy pary spodni – przyp. aut.), choć przecież praca, jaką ci biedni ludzie wykonywali, była mordercza, zważywszy, jak bardzo zmęczeni byliśmy my, którzy nie mieliśmy niczego, oni dźwigali lektykę oraz ciężkie nosidła. Nie mogłem darować sobie tej przyjemności, by nie dać im większego wynagrodzenia, zadowoliliby się jedną ósma talara. Wręczyłem więc głównemu tragarzowi dwa talary za całą podróż i niewielkie potrzeby, które łatwo było zaspokoić w napotkanych szynkach spowodowały, że ich utrzymanie było niezbyt kosztowne".

Główną atrakcją regionu był wówczas Chojnik i rzadziej wysokie góry. Przewodnicy i tragarze mieli swoje wyznaczone stacje oraz trasy. Często dochodziło między nimi do sporów o klientów. Ostatecznie wszystkie spory związane z działalnością przewodników i tragarzy, uporządkowano w 1822 roku, a dwa lata później organizacja ta objęła całe Karkonosze. Ustalono stałą stawkę dzienną 1 talara. Przewodnicy i tragarze byli czasem nachalni, np. w 1838 roku tragarze z Sobieszowa bardzo chcieli nieść hrabinę Łubieńską. Skończyło się na tym, że ponieśli jej pokojówkę.

W dniu 1 maja 1840 roku, Urząd Kameralny w Sobieszowie ustalił sposoby postępowania i cenniki usług dla pięciu przewodników, dziesięciu tragarzy i czterech pomocników tragarzy z Sobieszowa. Rosalia Saulson, która przebywała na kuracji w Cieplicach, w 1848 roku, pisała o tym tak: "Aby zwiedzić ruiny Kynastu jedzie się do Hermansdorfu (Sobieszowa), pół mili od Warmbrunnu (Cieplic) odległej wsi. Tam jak w każdem godnem zwiedzaniu miejscu tych okolic, silny podróżny przewodnika, słabsi krzesła do wniesienia ich lektyki) przez dwóch tragarzy znajdują. Tam, właściwa władza oznacza cenę, nad którą z miejsca na miejsce, więcej brać nie mogą". O tragarzach wspominała też, że można ich wynająć w Piechowicach i Przesiece. W 1862 roku, w Karkonoszach funkcjonowało 240 przewodników i tragarzy lektyk.

Z czasem dla części turystów i kuracjuszy widok niosących lektykę z ludźmi, stawał się nieprzyjemny. Poprawiał się stan dróg i tras, toteż w 1872 roku w Miłkowie, Sobieszowie i Jagniątkowie można było wynająć konie do transportu podróżnych i ich bagaży.

Turystyka w Karkonoszach zaczęła bujnie rozwijać się od 1880 roku wraz z powstaniem RGV (Towarzystwa Karkonoskiego), które zaczęło budować drogi i trasy turystyczne, schroniska i stacje informacyjne dla turystów. Ilość przewodników i innych służb górskich rosła, a liczba tragarzy, szczególnie lektyk malała. Tragarze, już tylko jako regionalna atrakcja, funkcjonowali jeszcze w 1888 roku. To dla nich i dla przewodników stworzono "Policyjne zezwolenie i cennik". I tak przewodnik mógł zarobić dziennie 5 marek, a dwaj tragarze lektyki 11 marek, czyli po 5,5 marki na osobę.

Transport osób za pomocą lektyk zakończył się w Karkonoszach, na początku XX wieku. Odrodził się na początku XXI wieku, w Karpaczu, w formie atrakcji turystycznej i zabawy. Urządzano nawet specjalne zawody pod nazwą "Tragaria". Przewodnictwo karkonoskie, wcześniej niemieckie, przetrwało dwie wojny światowe. Jego kontynuacją jest od ponad 70 lat przewodnictwo polskie – podsumowuje Stanisław Firszt.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO