Pragnienie procentów w historii miasta
Jeśli w upały gasić pragnienie to tylko kuflem zimnego, świeżego piwa prosto z beczki. Oczywiście lokalnej produkcji. Na to mogli sobie pozwolić mieszkańcy Jeleniej Góry przed 1945 roku. W mieście działały trzy browary. Sto lat wcześniej istniała winnica i wytwórnia win. To były czasy!
<b> (Nie)winna tradycja </b>
W 1845 roku przy Greiffenbergerstrasse (dzisiejszej ulicy Sobieskiego) rodzina Hauslerów stawia winiarnię otoczoną sadami. Są tam winnice – wbrew powszechnemu przekonaniu, że w panującym klimacie uprawa winorośli jest niemożliwa.
Winny interes musiał się kręcić, ponieważ budynek się rozrósł. Postawiono komin wytwórni win, a na dachu obiektu urządzono letnią winiarnię, gdzie w cieniu egzotycznych roślin, podziwiając z jednej strony panoramę Karkonoszy, z drugiej – sylwetę starego miasta, amatorzy nektraru Dionizosa rozkoszowali się symboliczną lampką wina nie tylko rodzimej produkcji.
Hauslers Weinkeller (Winiarnia Hauslera) dostarczała także trunki do ówczesnych sklepów, gospód, zajazdów i restauracji.
Cały przybytek mieścił się na cichym przedmieściu, w co zapewne dziś trudno uwierzyć, widząc ruchliwą ulicę Sobieskiego i hurtownie, które w tym miejscu powstały w latach 90-tych ubiegłego wieku.
Tradycję Dionizosa usiłowano podtrzymać już po 1945 roku. Eksperci od trunkowej ekonomii postanowili założyć tak zwane Centralne Piwnice Win Importowanych. To właśnie tu w latach PRL zwożono w beczkach wina z dawnej Jugosławii, Bułgarii i Węgier. To też je rozlewano, podobno obficie mieszając z wodą. Jeśli wierzyć plotkom, to część zawartości beczek lądowała w gardłach odpowiedzialnych za rozlew pracowników… Ale może to nie jest prawda?
Faktem jest, że w latach 80-tych jednym z nielicznych miejsc, gdzie można było nabyć deficytowe istry i ciociosany, był sklep Radar, mieszczący się przy ulicy Drucianej w kamienicach blokowiskach powstałych po wyburzeniu dawnej zabudowy.
Po dawnej winiarni pozostał gmerk z 1845 roku świadczący o założycielu i wspomniane piwnice. Dziś jest to kultowe miejsce dla fanów głośnych dyskotek z najdłuższym kontuarem na Dolnym Śląsku.
<b> Browary rządziły </b>
Jednak to nie wino królowało na stołach w dawnym Hirschbergu. Jak na Niemców przystało, popijali oni kiełbaski jeleniogórskie (podobno najbardziej popularną i tanią wędlinę, pochodzącą między innymi z wytwórni znanego rzeźnika Naukego) rodzimej produkcji piwem.
W dawnym Hirschbergu warzono je w trzech browarach. Pierwszy istniał przy Bader Gasse (dziś Mroczna – w tłumaczeniu uliczka Łazienna). Kamienica zachowała się do dziś. Jest tam, między innymi, piekarnia.
Drugi browar znajdował się przy Hirschgrabenstr. (ulica Jelenia) w gospodzie i hotelu Langhaus (Długi Dom).
Dziś obiekt niemal zapomniany był przed 1945 rokiem Mekką nie tylko dla piwoszy. Serwowano tam chmielowy napitek wprost z najświeższej produkcji (można zapewne porównać jego smak do piwa serwowanego z minibrowarów pana Spiża). Jak podaje Ivo Łaborewicz, istniała tam także minigorzelnia, założona dla amatorów schnapsa, czyli mocnego destylatu obowiązkowo zapijanego właśnie rzeczonym piwem.
Jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej lokal unowocześniono. W 1935 roku na strychu powstała ogromna sala restauracyjna. Dzierżawcą był wówczas Paul Hain.
Dziś uchowały się wspaniałe piwnice z łukowatymi sklepieniami, ale cały obiekt chyli się ku ruinie. Między innymi z powodu nierozsądnego podnoszenia nawierzchni w latach PRL. Jej wysokość wzrosła o ponad metr przez bezmyślne nakładanie kolejnych warstw asfaltu. Zalewane są przez to zabytkowe podziemia a dawny Langhaus w niczym nie przypomina o tym, że niegdyś był jednym z najczęściej odwiedzanych lokali w Hirschbergu.
Trzecia wytwórnia chmielowego trunku mieściła się przy Banhofstrasse. Została zbudowana pod koniec XIX stulecia w stylu neogotyckiej architektury przemysłowej.
Na przełomie wieków był to największy browar w mieście i okolicach. Świadczą o tym reklamowe pocztówki ukazujące wielkie beki z piwem, automobile i konne furmanki wywożące wyprodukowany tam chmielowy napitek do klientów. W szczycie rozkwitu swojej działalności browar, który działał pod szyldem Browarniczej i Słodowniczej Śląskiej Spółki Akcyjnej Oddział Browar Jeleniogórski, wybudował kamienicę z mieszkaniami dla swoich pracowników.
Jednak i w tamtych czasach wojna o rynek wytwórców piwa zrobiła swoje. Browar przechodził z rąk do rąk, aż w końcu – w 1934 roku – zaprzestał produkcji piwa.
Większość zabudowań zachowała się do dziś. Przeznaczono ją na samochodowe cele. Przed 1945 rokiem powstała tam stacja benzynowa, baza samochodowa oraz salon sprzedaży aut marki Opel.
W latach Polski Ludowej obiekt przejęło Przedsiębiorstwo Komunikacji Samochodowej (PKS) urządzając w nim bazę oraz warsztaty dla cuchnących olejem napędowym ciężarówek.
Po 1990 roku urządzono tam hurtownie.
<b> Historia zmiotła
chmielowe klimaty </b>
Historia nie przechowuje smaków, więc ciężko ocenić walory piw ówcześnie produkowanych. Na pewno nie były złe, choć konkurencja robiła swoje. Bo nie tylko jeleniogórskie beczki z piwem królowały w lokalach. Tak było, między innymi, w Deutsche Bierhalle (Niemiecka Hala Piwna), jednym z największych tego typu wyszynków w stolicy Karkonoszy, który mieścił się przy Banhofstrasse (później Hindenburgstrasse – dziś 1 Maja). Była to jedna z bardziej renomowanych piwiarni, której wnętrze urządzono na całym długim przyziemiu kamienicy.
Jak wspomina Ivo Łaborewicz, najbardziej atrakcyjnym pomieszczeniem tego przybytku było pomieszczenie z przeszkloną werandą. Przez jej okna – przy kufelku małego (lub dużego) jasnego i zacnej porcji golonki po bawarsku, można było oglądać panoramę Gór Kaczawskich, jeszcze niezeszpeconą przez bloczydła osiedla Zabobrze.
Pomieszczenia zachowały się do dziś, jednak już bez smaku przeszłości. Urządzono w nich po 1945 roku Bar Staropolski, przemianowany później na Karczmę Staropolską. Przybytek – urządzony w gierkowskim stylu z tandetnymi boazeriami – stał się magnesem dla ludzi gustujących w tanim napitku i śmierdzących papierosach. Kto nie wierzy, niech zobaczy.
<b> Pod ziemią
z ratusza na małe jasne </b>
Kultowym miejscem dla miłośników raczenia się zawartością kufla i dobrej przekąski była także największa restauracja na starym mieście, mieszcząca się przy ulicy Fortecznej (Pfortengasse), zwana Seemans-Klause (Marynarska Samotnia).
Nazwa nawiązywała do tradycji hanzeatyckich miasta Jeleniej Góry, czyli związku z morzem i handlem zamorskim. Tak też, zgodnie z morską symboliką, urządzono część wnętrz tego lokalu, choć wystrój zmieniono tuż przed początkiem drugiej wojny na historyczny, nawiązujący do dziejów Hirschbergu.
– Lokal miał ponad trzysta (sic!) miejsc konsumpcyjnych – podaje Ivo Łaborewicz.
Wokół tej restauracji krąży wiele legend. Podobno była połączona z ratuszem przejściem podziemnym. Korzystać mieli z niego rajcy miejscy, którzy – spragnieni chmielowej ochłody – udawali się do lokalu Beiera na kufel zimnego piwa. Podobno oficjalnie, podczas sesji, nie mogli tego robić. Te opowieści nawiązują do faktu, że większość sal tej restauracji urządzono właśnie w głębokich piwnicach.
Czar tamtego miejsca zmiotły z ziemi decyzje władz Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, które nakazały zniszczenie tego fragmentu historycznej starówki. Być może piwnice się uchowały, ale mogą to teraz wykazać tylko archeolodzy.
<b> Piwo pełne, wróć! </b>
Po 1945 roku piwne tradycje Jeleniej Góry nie zanikły, choć mieszkańcy mogli raczyć się głównie napitkami z Lwówka Śląskiego, gdzie tradycje browarnictwa wciąż kwitną.
Jeszcze w latach 60-tych popularne były budki z piwem w kształcie beczułek, w których napitek – w różnych postaciach – serwowano. O asortymencie lwóweckiej wytwórni świadczą zresztą etykietki, które birofile (wielbiciele wszystkiego, co jest związane z piwem) namiętnie zbierają.
Potem jednak piwu wydano wojnę. Stało się towarem deficytowym i… jakości nie najlepszej. Rzucano jego dostawy do kilku lokali w Jeleniej Górze, między innymi do Herbarciarni Marysieńka powstałej w zbudowanej przez tureckiego cukiernika willi przy ulicy Matejki. Częstotliwość dostaw była jednak tak rzadka, że jakiś sfrustrowany wielbiciel kufelka z pianką wymazał farbą napis na murze tego lokalu” „Piwa brak” (taka etykietka widniała zresztą na kontuarze w środku).
Krążyły mity o myszach i osach znajdowanych w butelkach z lwóweckim rycerskim. Może częściowo prawdziwe. Nie odpychało to jednak chętnych na łyk pełnego jasnego w butelce o kształcie przypominającym granat. Co bardziej wykwintni wielbiciele sypali tam szczyptę soli, zanim nie uraczyli swojego gardła tym napitkiem.
Ich Mekką w śródmieściu Jeleniej Góry był bar Jelonek, powstały w miejcu dawnej rzeźni Niemca Naukego w barokowej kamienicy z 1736 roku.
Dziś można zjeść tu pizzę po amerykańsku i napić się piwa – jednego z droższych w mieście. I – rzecz jasna – nie z okolicznych browarów.
<i> Literatura: Janc Zbigniew, Łaborewicz Ivo, Jelenia Góra na dawnych widokówkach – Historia obrazem pisana, Filatelistyka kolekcjonerstwo „U Benia”, 2006 </i>