Wielkość Rycerskiego Wzgórza
Kiedy usiądziesz na werandzie Felsenkeller, zamówisz kufel zimnego pilsnera i spojrzysz na rozciągającą się przed tobą panoramę Hirschbergu, czujesz się niemal jak w raju.
3 lipca 1902 roku. Na Cavalierberg zmierza kilkunastu odświętnie odzianych dżentelmenów w cylindrach i dam w wyjściowych sukniach. Za chwilę oficjalnie urzeczywistni się marzenie Theodora Donata i Emila Fieka, założycieli Riesengebirges-Vereins (Towarzystwa Karkonoskiego). Wszyscy kierują się ku Karkonoszom w miniaturze: granitowemu profilowi gór, naprzeciwko którego widać jak na dłoni prawdziwe Karkonosze. Kiepska pogoda nie pozwala na dopatrzenie się szczegółów. Za to na profilu widać wszystko jak na dłoni.
Granitowy profil z oznaczeniem geologicznej budowy gór i nazwami ich warstw zostaje uroczyście odsłonięty.
Siła burmistrza
130 lat wcześniej przechadza się tędy Johann Christoph Schoenau, burmistrz Hirschbergu pochłonięty urządzaniem parku na Rycerskim Wzgórzu. Tak się zapędza z budową, że popada w długi, z których musi go wyciągać jego żona.
Kiedy Fryderyka odchodzi w roku 1795, burmistrz na jej cześć buduje obelisk. On też zagospodarowuje Helikon, „mityczną” krainę za Wzgórzem Zamkowym, Hausbergu leżącym niemal naprzeciw, po zachodniej stronie jeleniogórskiej „niecki”.
Później, w 1802 w nieznanych okolicznościach tonie w nurtach Bobru.
Ale jego dzieło – choć zniszczone i sponiewierane przez czas – świadectwo o burmistrzu i małżonce dają do dziś. A wdzięczni mieszkańcy wystawiają mu pomnik.
Kiedy pod koniec osiemnastego stulecia Johann Daniel Hensel pisze swoje kroniki z dziejów Hirschbergu, park na Kavalierbergu (dzisiejszym Wzgórzu Kościuszki) tętni życiem i pachnie nowością.
Zmierzają ku niemu zarówno strojne panie z bogatych domów, jak i skromni mieszkańcy, aby zobaczyć trochę wielkiego świata.
Całe rodziny z koszami pełnymi wiktuałów podążają ku parkowi. Tam urządzą piknik, może nawet będą piekli kiełbaski na jednym z publicznych parkowych palenisk.
Bogatsi wybiorą restaurację lub parkowy domek letni z zimnymi przystawkami oraz napojami. Będą się nimi delektować w cieniu czerwonych buków i kasztanowców. I podziwiać rozciągające się niemal z każdego punktu na wzgórzu wspaniałe widoki.
Wolny czas mogą co prawda spędzić inaczej. Iść na spacer na przedmieścia, gdzie są ogródki, w których można się napić drogiej kawy, tańszego piwa i niezbyt taniej okowity.
Mogą podążyć do jednej z miejskich kręgielni. Moda na celowanie kulą do kręgli opanowuje wówczas całą Jelenią Górę. Dostępnych dla wszystkich przybytków tego typu, według kronikarza Hensela, jest aż sześć. Prywatnych nie liczy.
Ale wybierają park na Cavalierbergu. Tam, co prawda, kręgli nie ma, ale jest za to wielki jeleniogórski świat urządzony w otoczeniu natury ukształtowanej rozsądkiem człowieka.
Zaledwie kilka lat przed tym, jak starzejący się Hensel chwyta za pióro, jego imiennik Johann Christoph Schoenau – wcześniejszy prokonsul teraz miejski dyrektor (jak zowie Hensel burmistrza) – zabiera się za urządzenie na wspomnianym Szubienicznym, plantacji morw i winogron.
Burmistrz plantację zakłada samowolnie, bez stosownych pozwoleń, które załatwia dopiero później.
Schoenau oczekuje bogatych zbiorów winorośli na nasłonecznionych południowych zboczach wzgórza. W tle brzmią działa wojsk toczących boje w wojnach pruskich.
Kavalierberg, Rycerskie Wzgórze, nabiera zgodności nazwy z dziejami, ponieważ powstają na nim fortyfikacje. Wojny się kończą, a Schoenauowi marzy się przejęcie całego pagórka i urządzenie w nim parku ludowego.
Teren: doskonały. Pełne słońca okoliczne zbocza przypominają część włoskich Apeninów, Abruzze. Zafascynowany jest nimi niejaki Thiele, rektor szkoły łacińskiej, który pobliską ulicę nazywa Abruzzenalle. A Schoenau przepełniony pragnieniem przekształcenia pagórków w park, dostaje zgodę królewskiego ministra hrabiego von Hoym’a.
Władca nie tylko podpisuje stosowny dokument, lecz także daje Schoenauowi sześciu robotników i 30 talarów. Te skromne siły staną się zalążkiem powstania jednego z piękniejszych założeń parkowych w tamtych czasach.
Wisielcza przeszłość
Zanim von Hoym sięgnie po pióro, aby podpisać dokumenty dla burmistrza Hirschebergu, ponad sto lat wcześniej na szczycie wzgórza – zgodnie z ówczesnym prawem – wyrasta szubienica.
Kamienna rotunda na trzy metry wysoka, przykryta drewnianą platformą. Nad rotundą – trzy kamienne słupy. Łączą je belki, a na każdej z nich wisi kilka pętel. Jednocześnie można wysłać na tamten świat 10 skazańców. Jest też możliwość ucięcia głowy mieczem i toporem.
Nad wszystkim czuwa miejski kat. On też dzierży listę skazańców. Na niej nazwiska: Balthasara Schlunga skazanego w 1566 za kradzież; 3 sierpnia 1590 r. dwóch synów miejskiego pasterza Exnera: Georga i Michaela, za zamordowanie czeladnika ślusarskiego; 17 kwietnia 1591 r. pętle zaciskają się jednocześnie na szyjach Michaela Stolzera, Caspara Paula i Christopha Lethe za włamanie do ratusza i kradzież.
30 kwietnia 1593 odpada ścięta mieczem głowa czeladnika ślusarskiego za zabójstwo w bójce. 23 kwietnia 1617 kat wykonuje wyrok przez dekapitację na dwóch kobietach skazanych za cudzołóstwo oraz kradzieże.
Ciała wisielców jakiś czas po egzekucji pozostają wystawione na widok publiczny. Na wzgórzu szubienicznym nie ma jeszcze wysokich drzew, więc wrażenie jest niesamowite.
Widok świadczy o stanowczości i nieuchronności wydanego przez sąd w Hirschbergu wyroku. Skazanym nie przysługiwał pochówek na nekropolii. Miejscem ich wiecznego spoczynku pozostaje teren pod szubienicą.
Podobno ostatni wyrok kat wykonuje w roku 1778, za życia zarówno Hensela jak i Schoenaua. Wówczas to dowódca stacjonujących w mieście wojsk, gen. Favrat, kazał ją zburzyć, aby wznieść tam wspomniane fortyfikacje.
Rozkaz jego podwładni wypełnią nie bez obaw, przekonani o słuszności przesądu, że kontakt z szafotem czyni człowieka nieczystym.
Ponad sto lat po zburzeniu szafotu obok powstaje zbiornik wody pitnej, swego rodzaju „wieża ciśnień”. Służy miastu do dziś i dzięki niemu część jeleniogórzan ma wysokie ciśnienie wody w kranach. A obok zbiornika powstaje budynek filtrów. W latach 1910-1911 zostanie przebudowany.
Brzęk talarów
Wiek wcześniej Schoenau we wzgórze inwestuje z własnego porfela. Dopiero, kiedy plantacja morwy w górskim klimacie Hirschbergu okazuje się klapą, minister Hoym sypie talarami. Najpierw 30 dla szefa przedsięwzięcia, później – okrągły tysiąc.
– Pieniądze miały być zwrócone wszystkim płatnikom kontrybucji (podatku „wojennego”) pisze Hensel. Ale talary trudno podzielić. Całą sumę przeznacza się na cel społecznie użyteczny, czyli budowę parku.
Szańce zrównano z ziemią, a w ich miejsce oraz w pozostałą część wzgórza trafiają dzikie kasztanowce, czerwone buki, jabłonie, śliwy. Teren powoli staje się miejscem nie tylko spacerów dawnych jeleniogórzan, ale i pokusą do inwestowania dla bogatszych mieszczan, którzy masowo wykupują działki.
Na zboczach Rycerskiego Wzgórza osiedlają się, wymienieni przez Hensela właściciel winiarni Kamper, restaurator Krieger, Schneider, Fritsch i Contessa. Zainteresowanie gruntami przy parku jest tak wielkie, że już w 1783 roku miasto decyduje o zablokowaniu sprzedaży gruntów w tym miejscu.
Spacerem po wzgórzu
z Horacym w tle
Rok 1800. Idąc na spacer na Wzgórze Kościuszki, wędrowiec mija duży plac. – Pośród świerków znajdują się trzy ławki, z których rozciąga się widok na miasto i leżący za nim Helikon, tuż za Zamkowym Wzgórzem – pisze kronikarz.
Później schodzisz w dół, do małego domku letniego. A jak chcesz iść wyżej, to dojdziesz do głównej, brzozowej alei. Po lewej stronie – dom Haenischa. Za nim rozpościera się kolejna panorama na całe miasto. A obok domu – ławka i letnia kuchnia z napisem „Dla mnie i moich drogich współmieszkańców”.
Własność prywatna, ale jak właściciel z niej nie korzysta, usiąść tam może każdy i przyrządzić sobie piknikowy posiłek.
Wśród parkowych ścieżek i stojących tam letnich domków łatwo można się pogubić. Drzewa są bądź naturalne, bądź uformowane w różne kształty. Wszędzie sporo schodów, schodków, zakamarków, ławek, klombów z kwiatami. Są chatki pustelników, paleniska do użytku publicznego, groty.
Zbocza, jeszcze nie w pełni zalesione, odkrywają fantastyczne panoramy i uwielbiane przez romantycznych wędrowców widoki. Z jednego miejsca rozciąga się krajobraz Dziwiszowa i Jeżowa, z innego – dachy jeleniogórskiego śródmieścia błyszczą w deszczu lub odbijają popołudniowe słońce.
Wypatrujesz kluczącego meandrami Bobru, gdzieś tam plączącego się pod Helikonem. A całości dopełnia horyzont majaczących się w oddali pól, o ile nie zakrywają ich widoku rozliczne góry.
Kiedy wracasz, miniesz pawilon muzyczny, pozostałości starych fortyfikacji, altanę z małym stołem. Jeśli wolisz wyjść na otwartą przestrzeń, musisz główną aleją iść na sam dół. Po lewej masz Kowarską (Smidebergerstrasse, dziś Sudecka). Zobaczysz stąd część Kowar oraz porośniętą dziką winoroślą, pamiętającą czasy początku upraw założyciela parku, rezydencję samego Schoenaua.
Powita cię cytat z II Ody Horacego:
Linquenda tellus et domus et placens
uxor neque harum quas colis arborum,
Ulla te brevem dominum sequetur...,
co w wolnym tłumaczeniu zabrzmi: „Opuszczając ziemię, dom i ukochaną, pozostawiasz drzewa, które przeżyją mistrza.”
To z pewnością nawiązanie do Fryderyki Heleny Schoenau, żony Johanna Christopha, której małżonek wystawia pamiątkowy obelisk w parku. Przedwcześnie zmarła kobieta odgrywa niemałą rolę w założeniu parku. Nie tylko wspiera męża w pomyśle. Kiedy zaczyna mu brakować pieniędzy, ratuje jego budżet. Wdzięczność Johanna jest więc zrozumiała.
Prawie jak w raju
Sam obelisk staje w miejscu, w którym – jak pisze Hensel – uwielbiała przebywać : na okrągłej polance otoczonej gęstwiną, na małym porośniętym trawą kopcu. Miejsce to jeleniogórzanie nazywają Rajem...
A niedaleko Raju wznosi się wybudowany w roku 1784 tak zwany dom stowarzyszeń.
Inicjatorami powstania przybytku są najbogatsi mieszkańcy Hirschbergu. – 30 najbardziej szanowanych z rodzin miasta. Złożyło się i na własny koszt wybudowało sobie taką idylliczną posiadłość, by móc we własnym gronie i w wolnym czasie odpoczywać, karmiąc duszę spokojem i ciesząc wzrok pięknem pobliskiego krajobrazu.
Hensel, który zapewne na własne oczy ów dom widzi, notuje, że pośrodku jest wspólna sala, a z odbydwu boków znajdują się dwa odrębne pokoje : jeden dla pań, drugi dla panów. Budynek dodatkowo otoczony placem spacerowym wysadzanym lipami. Wiodą doń schody, u których stóp stają dorożki i powozy. Z nich wysiadają możni miasta i kroczą dystyngowanie ku elitarnemu terenowi – chyba jedynemu miejscu w parku, które dla wszystkich nie jest dostępne.
Kronikarz zaznacza, że budzi to sprzeciw niektórych współczesnych mu jeleniogórzan. – Dom Stowarzyszeń staje się często obiektem napaści ze strony bezwstydnych i natrętnych ludzi – notuje Hensel. Nie podoba im się to, że – mimo iż są jeleniogórzaninami – nie mają prawa wstępu na teren. Sądzą, że to dziwne i małomiasteczkowe.
Tym bardziej, że wg Johanna Daniela, z Domu można korzystać pod warunkiem wykupienia cegiełki. Bo cała ta enklawa jest wspólnie utrzymywana ze składek jej posiadaczy. Tylko w niektóre dni przybytek zamknięty jest dla ludzi spoza towarzystwa.
W parku panuje swoista pruska wolność i równość. Każdy ma tu prawo wstępu : i uczeń i żebrak, jak i bogaty kupiec oraz pierwszy rajca – czytamy u Hensela. Nawet mieszkańcy okolicznych wsi, z daleka rozpoznawalni przez niemiejski wizerunek, przechadzają się parkowymi alejkami.
Pewna zapora wszakże istnieje : w parku niczego nie dają za darmo (poza wejściem). Aby napić się białek wódki, zwanej przez kronikarza okowitą, skosztować zimnej przekąski i piwa – trzeba płacić i to niemało. Taki wyszynk istnieje w jednym z letnich domków w pobliżu siedliska Hanischa.
W parku na Rycerskim Wzgórzu kronikarza Hensela nieco razi nieład.
– Przeładowane małymi domkami, ławkami. Zbyt kolorowe, nie sprawia wrażenia uporządkowanej całości. Ale w tym całym bałaganie istnieje jedna myśl przewodnia : wygoda i przyjemność dla każdego. (...) I choć wzgórze ma wiele mankamentów, cieszyć się trzeba, że je mamy – konkluduje Johann David.
Godny pamięci
Kiedy skrobie piórem te słowa, wdzięczni mieszkańcy Hirschbergu już myślą o zbiórce pieniędzy, aby i Schoenauowi zafundować niewielki „pomnik wdzięczności”. Ten jednak jest człowiekiem skromnym i zabrania tego, dowiedziawszy się o zamiarach krajanów. Największa nagroda dla niego to przyjemność, jaką jeleniogórzanie odczuwają czerpiąc zadowolenie ze spacerów i korzystania z parkowych uciech.
Los Schoenauowi nie oszczędzi jednak pomnika. W 1802 roku tonie w niewyjaśnionych okolicznościach w otmętach Bobru. Wówczas już pracuje nad uczynieniem podmiejskiego ogrodu na Helikonie za Zamkowym Wzgórzem. To dzięki niemu dzisiejsi jeleniogórzanie stąpają po drodze wytyczonej na polecenie „dyrektora miejskiego” czyli szanowanego przez mieszkańców burmistrza.
Jedna z hipotez zakłada, że ginie właśnie w pobliżu swojego niedokończonego dzieła, obok którego głębokim wąwozem przepływa rzeka Bóbr.
Rozżaleni jeleniogórzanie fundują na cześć Schoenaua obelisk, który przez długie lata będzie zdobił jeden ze skwerów parku na Cavalierbergu. Do czasu, kiedy Hirschbergu nie przejmą Polacy i nie wyrzucą świadectwa wspaniałej przeszłości na śmietnik.
Na piwo
do Skalnej Piwnicy
Po odejściu Schoenaua, park na Rycerskim Wzgórzu rozkwita jeszcze bardziej. Rzec można: dojrzewa. Z wiekiem nabiera większego dostojeństwa. Wyrośnięte drzewa przyciągają coraz więcej spacerowiczów, a i miasto rozbudowuje się w stronę parkowych pagórków.
Powstają przy nich rezydencje godne najbogatszych mieszkańców Hirschbergu: z przestronnymi ogrodami, urządzonymi w niemal nieskalanym jeszcze cywilizacją miejscu. Idealnym zresztą, bo bliskim zarówno śródmieściu jak i uporządkowanej przez Schoenaua naturze parku miejskiego.
Wyrastają też nowe, parkowe inwestycje, oczywiście – gastronomiczne. Pod koniec XIX wieku na jednym z wyższych pagórków wzgórza, skąd roztacza się piękna panorama Hirschbergu, rozpoczyna się budowa lokalu nazwanego Felsenkeller, czyli Skalną Piwnicą.
To pałacyk z wieżyczką i przestronną werandą, w którym urządzona będzie największa restauracja tych okolic Jeleniej Góry.
Oprócz sal wewnątrz, specjalne pomieszczenie na werandzie kusi gości nie tylko złaknionych smacznych dań, ale też widoku na miasto. To właśnie on stanie się ikoną tego miejsca.
Dochodzi się do niego po granitowych schodkach, ocienionych licznymi drzewami, co daje ulgę w upalne dni. Przybysz dociera tam na tyle zdyszany, że od razu zamawia coś do picia: najczęściej zimne piwo z beczki. Zamówienie składa siedząc na werandzie przy licznych stolikach i spoglądając na miasto, obramowane widocznymi po jego drugiej stronie wzgórzami, w tym wspomnianym Helikonem.
Po przeciwnej stronie pałacyku wytyczone zostaje uroczysko z wielkim klombem pachnącym tysiącami nasadzonych kwiatów i mieniących się kolorami tęczy ich płatków. Wśród nich ławki, jedne w cieniu, inne w słońcu.
Do dyspozycji gości jest także piwnica wykuta w skale przy Seydelstrasse (obecnej Chełmońskiego). W szalonych latach przełomu XIX i XX wieku cieszy się niesłabnącym powodzeniem wśród jeleniogórskiej „bohemy”.
Inna restauracja w parku na Cavalierbergu to Tangelhof, umiejscowiona w budynku Zakładu Leczenia Mlekiem i Serwatką (sic). W zakładzie są też pokoje gościnne i ogródek piwny.
Parkiem interesują się nie tylko piwosze i smakosze, lecz także entuzjaści ze wspomnianego już Towarzystwa Karkonoskiego (Riesengebirges-Vereins). W końcówce wieku XIX wpadają na pomysł, aby miejsce, skąd jak na dłoni widać Karkonosze, wzbogacić o profil geologiczny gór, wykuty w skale.
Miał uzewnętrzniać wszystkie geologiczne warstwy budowy najwyższego pasma Sudetów włącznie z ich nazwami wygrawerowanymi na tabliczkach. Nietypowy postument zostaje odsłonięty w 1902 roku i staje się celem większości wycieczek, które odwiedzają miasto.
Bo w Hirschebergu nie ma przybysza, który w punktach swojej wizyty pominąłby park na Cavalierbergu, któremu z roku na rok przybywa atrakcji i ciekawych miejsc.
Nasi hamulcowi
Hamulcem w rozwoju wzgórza jest rok 1945 i przejęcie miasta przez Polaków. Park na tym cierpi. Wkrótce przestaną działać parkowe restauracje. Magiczne zakątki zaczną popadać w zapomnienie, bo dla samego spacerowania ludziom nie będzie się chciało na Wzgórze Kościuszki przychodzić.
Zaczną gnić pamiętające jeszcze czasy burmistrza Schoenaua altany. Postumenty wzniesione na cześć burmistrzowskiej pary, która całość założyła, zostają ze wzgórza usunięte.
W „Skalnej piwnicy” już wcześniej przeznaczonej przez Niemców na schron w przypadku bombardowania Hirschbergu, urządzone zostaną magazyny Centrali Rybnej. Zamiast zapachu przygotowywanych potraw w restauracyjnej kuchni, w nozdrza spacerowiczów uderzy smród przegniłych śledzi.
Profil Karkonoszy popadnie w ruinę a widok na góry i na pozostałe części miasta przysłonią przez nikogo nie przycinane drzewa.
Kierowcy, którzy szkolą się na placu za dawnym Felsenkeller, zamienionym w siedzibę Ligi Obrony Kraju, zapewne nie mają świadomości, że jeżdżą po wspomnianym wielkim klombie.
Tam, wśród licznych gatunków kwiatów, na ławkach odpoczywali dawni jeleniogórzanie. Niektórzy szli w stronę parku od Keiser-Friedrichstrasse (Matejki), mijali restaurację Monopol (dziś Teatralna) i kierowali się ku górującej nad miastem sylwetce Skalnej Piwnicy….
Ale po tym niewiele zostało śladów. Wytarte czasem granitowe schody i ścieżki wydeptane przez dawnych mieszkańców pokryte smołowatym asfaltem, który kryje nie tylko ślady bywalców tego terenu, lecz także sporą część historii naszego miasta.
Dziś, choć po parkowych zakamarkach prowadzą odcinki ścieżki edukacyjnej a zrujnowany jeszcze niedawno temu profil Karkonoszy – przy którym 3 lipca 1902 roku zgromadzili się entuzjaści i pasjonaci Ziemi Jeleniogórskiej, lśni nowością – po parku na Cavalierbergu wciąż kroczą – niczym po upadłej rajskiej krainie Helena i Johann Christoph Schoenauowie. Bez nich tego miejsca by nie było.
Korzystałem:
Johann Daniel Hensel, Historyczno-topograficzny opis miasta Jelenia Góra, Kroniki Jeleniogórskie w przekładzie Tomasza Prylla, Muzeum Karkonoskie, 2005