Polski cień pruskiego orła

TEJO

Są w stolicy Karkonoszy miejsca szczególne. Na trwałe wpisane w historię Hirschbergu i zarazem Jeleniej Góry. Jak zmieniały się po 1945 roku i później? Faktem jest, że na zdjęciach często fałszowano prawdę. Ale i o niechcianych symbolach zapominali sami Polacy. Zapraszamy na krótką wycieczkę w przeszłość zmieszaną nieco z teraźniejszością.

Z relacji W. Leskiego, jednego z pionierów osadnictwa polskiego w naszym mieście wynika, że Jelenia Góra dla przybyszów, którzy przyjechali tu w 1945 roku i później, była niemal idyllą.
Po przejechaniu przez zrujnowany niemal doszczętnie, cuchnący swądem spalenizny Wrocław, ludzie wysiadający na dworcu głównym stolicy Karkonoszy dziwili się, że panuje tu normalne życie. Nic nie było zniszczone. Zgodnie z rozkładem jazdy kursowały tramwaje.
Tyle, że z zaopatrzeniem było nieco gorzej.

<b> Kolorowa Kolejowa
czyli moc niemieckiej farby </b>
Leski opisuje ulicę Kolejową (1 Maja) wiosną 1945 roku zamieszkałą jeszcze przez Niemców. Z niemal każdego okna kamienic wiły się kwiaty. Domy – kolorowe.
Przy ówczesnej alei Stalina (dziś Wolności) autor przez długie lata prowadził sklep w kamienicy, na której wisiał zegar uliczny, po którym dziś została tylko konstrukcja mocująca czasomierz.

Widział niemieckie napisy, zgrabnie namalowane na fasadach domów, kiedy to jeszcze ten sposób reklamowania działalności był znacznie bardziej popularny i estetyczny niż dzisiejsze nieco kiczowate szyldy.
Jednak – w ramach normalności przejęcia miasta przez Polaków – kaligrafowane gotykiem lub zwykłym pismem litery znikały pod warstwą tynku lub były wykuwane. Niemiecka farba – podobno była tak dobra – że innego sposobu na nią nie było. Do dziś jeszcze niektóre tkwią, a nawet na nowo ukazują się na fasadach domów w zaniedbanych dzielnicach miasta.

<b> Ideologiczny fotomontaż </b>
Na ciekawy sposób cenzurowania śladów niemieckości wpadli wydawcy pocztówek. Te pierwsze, które wysyłali z Jeleniej Góry turyści i mieszkańcy były przedrukami niemieckich oryginałów, dość umiejętnie retuszowanych.
I tak, na jednej widokówce przedstawiającej Markt (Rynek) widzimy niemieckie napisy, reklamę sklepu Otto Spuetha i Syna. Na pocztówce wydanej przez Polaków – widok niemal identyczny, ale znikają ślady niemieckości a wraz z nimi jedna postać z kadru. Pojawia się napis: Jelenia Góra: Arkady i Ratusz. Wówczas jeszcze centralne miejsce miasta nazywało się przez rok (od 1945 do 1946) Rynkiem, później stało się placem Ratuszowym. Podobno, aby odróżnić je od powszechnie zwanego rynkiem targowiska przy Daszyńskiego (dziś Obrońcow Pokoju).

<b> Spojrzenie orła </b>
Baczny obserwator zauważy jednak, że osoba, która retuszowała zdjęcie zapomniała o bardzo istotnym szczególe: o pruskim orle, który wieńczył ratuszową wieżę.

Widnieje on nie tylko na kilku widokówkach przedrukach, lecz także na zdjęciach wykonanych przez polskich artystów fotografików, choćby Jana Bułhaka. Ten przyjechał na Ziemie Odzyskane, aby wykonać całą serię fotografii tych okolic.
Na kilka dni zatrzymał się w Jeleniej Górze i Cieplicach.

Symbol niemieckości został strącony z ratuszowej wieży i innych budynków publicznych, które ozdabiał, już po bułhakowskiej sesji zdjęciowej.

Malowane niemieckie napisy częściowo zastąpione zostały polskimi. W miejscu ekskluzywnego sklepu z odzieżą W. Klose w kamienicy nr 20 naprzeciwko ratusza, powstała filia Przedsiębiorstwa Spedycyjno-Transportowego A. Kaniewski z Krakowa.
Obok – gdzie mieścił się zajazd „Pod Złotym Mieczem” – w jednej z najbardziej zdobionych budynków w rynku – zionęło pustką.

<b> Basteje na mieszkania </b>
Przyzwyczajeni do widoku zbudowanej z kamienia bastei zwanej Basztą Grodzką, zapewne zdziwią się widząc ją w makabrycznym stanie z obsypanym częściowo tynkiem.
To Niemcy pokryli nim jedną z najstarszych budowli i jednocześnie fragment murów obronnych miasta, zakrywając pierwotny budulec.
– W baszcie już od XVIII wieku były mieszkania, w takich celach obronne budowle wykorzystywano podczas pokoju – podaje Ivo Łaborewicz. W pomieszczeniach, gdzie dziś jest siedziba Centrum Informacji Turystycznej i Kulturalnej, zamieszkiwali za niemieckich czasów różni kupcy oraz lekarz miejski. W przylegającym budynku była piekarnia.
Po 1945 roku obiekt przeznaczono na lokale komunalne.

Zniszczony tynk usunięty został na przełomie lat 60 i 70, kiedy to przeprowadzano „rujnującą” modernizację starówki polegającą na wyburzeniach całych kwartałów okolicznych kamienic. Na szczęście architektoniczni miłośnicy postępu nie zrównali z ziemią baszty. Znalazły w niej siedzibę stowarzyszenia i instytucje kulturalne.

<b> Propaganda sukcesu
przy magistracie </b>
Wróćmy na plac Ratuszowy. Przez długie lata nie był on zamknięty dla ruchu samochodów. Do 1952 roku jeździły tamtędy tramwaje.
Garbate warszawy zakręcające tuż przy fontannie z pomnikiem Neptuna widać jeszcze na fotografiach z lat 60-tych ubiegłego wieku.
Nawet po przebudowie (a raczej rozbiórce i ponownym postawieniu) ratuszowej przybudówki – urządzono przed nią parking, zachowując jednocześnie pas zieleni pochodzący jeszcze z niemieckich czasów. Ostał się także słup ogłoszeniowy widoczny również na dawnych fotografiach.

Nie na długo. Propaganda sukcesu lat 70-tych sprawiła, że władze uznały, iż zabytkowa brukowa nawierzchnia rynku jest do niczego. Zastąpiono ją śliskimi płytami kamiennymi (do dziś zachowanymi w podcieniach). I zamknięto plac Ratuszowy dla ruchu samochodowego. Oczywiście pojazdy uprzywilejowane mogły tamtędy swobodnie jeździć.

Jeszcze lat temu dziesięć można było podziwiać inny symbol przeszłości naszego miasta: pokrywy studzienek kanalizacyjnych. Choć polskość ogarnęła niemal wszystko, na żeliwnych pokrywach wciąż istniał napis Hirschberg. Dopiero kolejna wymiana nawierzchni w centrum miasta – przeprowadzana na przełomie wieków XX i XXI położyła im kres. Po zabytkowych pokrywach ślad zaginął, za to zastąpione zostały nowymi z nazwą norweskiej firmy, od której kupiono przewody kanalizacyjne i ściekowe.

<b> Rzeźby (nie)zapomniane </b>
Miłym epizodem w dziejach placu z lat 70-tych było ustawienie na nim kilku sporych rozmiarów drewnianych rzeźb, których współautorem był znany dziś artysta Ryszard Zając.

Dzieci z uwielbieniem dosiadały wozu „ciągnionego” przez drewnianego konia. Turyści siadali pod arkadami na stylizowanych ławkach. O tym, że takie atrakcje można spotkać na jeleniogórskim rynku donosiła wówczas telewizja i rozpisywała się prasa.
Rzeźby stopniowo zaczęły z rynku znikać… Ostatnie dotrwały do początku lat 90-tych. Co się z nimi stało? Mówi się, że zgniły, bo nie były konserwowane. Inni twierdzą, że ktoś je ukradł. A prawda – jak zwykle – leży pośrodku.

<b> Ścinka przed Iwanem </b>
Pod siekierę drwali trafiły nie tylko kasztanowce na placu Ratuszowym, ale i różne drzewa rosnące na dawnej Promenadzie (Alei 15 Grudnia, dziś Bankowej), urządzonej w miejscu zasypanej fosy przed murami obronnymi. Wiekowe rośliny znikały z terenu byłych plantów w sposób dość systematyczny, a z powodów bliżej nieokreślonych.

Najpewniej przeszkadzały ówczesnym decydentom. Chyba najdłużej zachowały się przed pomnikiem wdzięczności Armii Czerwonej, popularnym Iwanem. Część drzew usunięto stamtąd dopiero po wywaleniu postaci czerwonoarmisty z dziewczynką wręczającą mu bukiet kwiatów, na początku lat 90-tych wieku ubiegłego. W ten sposób powstały parkingi. Samochody, które tam stawały, skutecznie utrudniały poruszanie się pieszych. A dawne planty, czyli Promenada – zupełnie straciła swój charakter.

<b> Prześwity z przeszłości </b>
Spójrzmy na skrzyżowanie ulic 1 Maja i W. Pola (Hindenburgstrasse i Hartauerstrasse) z okien kamienicy na rogu tych traktów. Jest rok 1960, ale budynek powstał w 1920 roku jako kamienica czynszowa z pomieszczeniami handlowymi na parterze. Przed 1945 rokiem była tam piekarnia i cukiernia oraz sklep tytoniowy.
Po przejęciu Jeleniej Góry przez Polaków umieszczono tam redakcję Gazety Robotniczej, organu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, o czym świadczy widoczny do dnia dzisiejszego prześwitujący spod kruszącego się tynku napis.

Z okien wyższych kondygnacji kamienicy widać tylko częściowo istniejący do dziś krajobraz. Na rogu 1 Maja i Okrzei (Franzstrasse przed 1945 rokiem) kamienica, w której przyziemiu za niemieckich czasów Friedrich Ziemmer urządził popularną w mieście kawiarnię i cukiernię. Po 1945 roku miał tam siedzibę lokal Turka o nazwisku Nazni. Raczył on podniebienia polskich jeleniogórzan słodkim tureckim chlebkiem i nie tylko.
Później w tym miejscu urządzono bar mleczny „Karzełek”, o którym pamięta zapewne wielu mieszkańców naszego miasta.

Przed kamienicą, po lewej stronie, stoi charakterystyczna willa o spadzistym dachu. Za niemieckich czasów swoją rezydencję miał tam właściciel salonu Mercedesa Otto Knauer. Za polskich czasów, po 1955 roku, przeznaczono dom na siedzibę proboszczów okolicznego kościoła garnizonowego. Mieszkał tam przez wiele lat ks. płk. Wilhelm Kubsz, kapelan 1. Polskiej Dywizji im. T. Kościuszki formowanej w latach drugiej wojny światowej przez komunizujący Związek Patriotów Polskich w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Po prawej widzimy fragment stacji benzynowej, która została rozebrana na początku XX wieku. Pamiętają ją starsi kierowcy jako stację CPN. Powstała w latach 30-tych jako placówka koncernu Petroleum-Spreicher.
Do stacji zmierza tramwaj w kierunku dworca głównego. Linię zlikwidowano w kwietniu 1969 roku.

<b> Znaczny Bierut na kopertach </b>
Ciekawym eksponatem świadczącym o pierwszych powojennych latach są także przesyłki pocztowe wysyłane z Jeleniej Góry. O widokówkach już wspomnieliśmy, ale o znaczkach i hasłach – jeszcze nie.

– Droga Nelu, wyobraź sobie, że jestem już w Jeleniej Górze i obecnie do szczęścia brak mi tylko pogody. Wprawdzie nie leje, ale nie ma takiego słońca, co by się można było opalać – pisze 9 lipca 1949 roku pewna krakowianka do Wielmożnej Pani Neli Przybysz zamieszkałej w Krakowie.
Wspomina, że znalazła w Jeleniej Górze mieszkanie przy ulicy Armii Czerwonej 17/ 2. Na widokówce już omawiany plac Ratuszowy, nazwany jeszcze Rynkiem Starego Miasta i znaczek za 10 złotych przedstawiający rolnika z kosą.

W tym samym czasie były też znaczkowe Bieruty, jakby na wspomnienie nazwy dzisiejszego placu Niepodległości. I okoliczne pieczęcie upamiętniające uspołecznione placówki handlowe, choćby Powszechny Dom Towarowy, przez wielu wciąż zwany Pedetem, mimo że jest tam od lat kilku Galeria Karkonoska.
I hasła: „Przez podniesienie kultury rolnej i rozbudowę spółdzielczości produkcyjnej – do trwałego dobrobytu i kultury wsi polskiej”, głosi jedno z nich zamieszczone na kopercie adresowanej do Szanownej Obywatelki… o trudnym do odczytania imieniu i nazwisku.

Aż pięć Bierutów, w tym jeden przyklejony do góry głową, widnieje na przesyłce z oddziału Państwowego Przedsiębiorstwa Budowlanego w Jeleniej Górze, który mieścił się przy Osiedlu Robotniczym 47.

Dziś placu Bieruta nie ma, choć świadomość istnienia tego miejsca wciąż jest w umysłach wielu, zwłaszcza starszych, jeleniogórzan. Pamiętają oni zapewne tramwaje. Sypiące się kamienice, które rozebrano, bo to było łatwiejsze od remontowania. Takich magicznych zakątków z pewnością w naszym mieście jest więcej. Szkoda, że coraz mniej docenianych zarówno przez samorządowców jak i samych – zwłaszcza tych młodszych – mieszkańców Jeleniej Góry.

Literatura: „Jelenia Góra na dawnych widokówkach – historia obrazem pisana”, Janc Zbigniew, Łaborewicz Ivo, Filatelistyka – Kolekcjonerstwo „U Benia”, 2006

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO