Ucieczka przed buldożerem
Śródmieście w części oparło się niszczycielskim zapędom urbanistów z lat PRL. Nie wykonano wszystkich planów związanych z tak zwaną przebudową niektórych kwartałów kamienic, co było równoznaczne z ich wyburzeniem. Czego nie zrobiły ekipy budowlane wcielające tamte projekty w życie, nadrobił upływający czas i niemal całkowity brak troski o zabytkowe kamieniczki w centrum miasta.
Oczywiście o dawnym czarowaniu klimatem ulic Konopnickiej, czy 1 Maja (Schildauerstrasse, Hindenburgstrasse) można było w tamtych czasach zapomnieć. Mało kto nawiązywał do przeszłości miasta, która przecież wciąż żyła w starych murach, a jej pamiątki, choćby w postaci kolorowych malowanych szyldów sklepów, restauracji, kawiarni, czy zakładów rzemieślniczych, nadawały ulicy jakże inny od współczesnego kiczu reklamowego charakter.
<b>Zacieranie śladów przeszłości </b>
Jeśli wierzyć pierwszym przekazom polskiej ludności, która przybywała do Jeleniej Góry w 1945 roku, niemieckie pozostałości były szybko zamalowywane. Jakość zacierania śladów okazywała się jednak na tyle kiepska, że spod napisów polskich rychło wychodziły relikty niemczyzny. Dawało to swoistą mozaikę barw na wielu kamienicach śródmiejskiego traktu.
Taka sytuacja, rzecz jasna, nie była dopuszczalna. Znaleziono więc skuteczniejszy sposób na wymazywanie gotyckich liter: zostawały one pokryte warstwą tynku i dopiero na niej umieszczano markę nazwy przybytku, który działał urządzony w dawnych wnętrzach.
Uciekano się także do metod dość prymitywnych, choć bardzo skutecznych: niemieckie nazewnictwo wykuwano (sic) z fasad kamienic i pozostawiano ślady nie zastępując ich niczym nowym. Skutki takiej działalności można było „podziwiać” jeszcze do niedawna, choćby na bocznej stronie kamienicy przy ul. 1 Maja, w której mieściła się za niemieckich czasów kawiarnia Hindenburg, a za polskich – Spółdzielnia Odzieżowa „Włókno”.
<b> Dawnych szyldów blaski </b>
Pozostałe zdobne, kolorowe, czasami wręcz artystyczne liternictwo niemieckich szyldów poszło w zapomnienie, podobnie jak i reklamy, często dość oryginalne, nienatrętne, wysmakowane i wpisujące się stylem w klimat całego hirschbergowskiego śródmieścia i starego miasta.
Dawni mieszkańcy zapewne traktowali je bez okazywania zbytniego zachwytu – ot, taka była norma.
Zdobne napisy wskazywały na drogerię Gutmanna (obok domu towarowego Schuellera), do tego towarzyszyła im wisząca rękawiczka reklamująca wywarzane tam i sprzedawane produkty (dziś to Galeria Karkonoska oraz sąsiednia kamienica ze sklepem z materiałami piśmiennymi).
Na parterze i piętrze reklamował się jeden z większych sklepów papierniczych
w mieście, należący do Juliusa Seiferta w kamienicy niemal naprzeciw Kaiser’s Kaffee (Kawiarni Cesarskiej). Tam z kolei, starannym pismem, na ścianie fasady tuż przy wejściu, wykaligrafowano ofertę lokalu. Później znalazł się tam, równie dobrze oznaczony sklep fotograficzny Heinzela, a branża ta uchowała się aż do początku lat 90-tych minionego stulecia: we wnętrzach działał sklep Fotooptyki. Równie godne wyróżnienia reklamy miał Cigarren Haus (Dom Papierosowy), Mekka handlarzy tytoniem i jego rozlicznych amatorów. Dziś jest tam sklep z butami i wyrobami skórzanymi.
Magii śródmiejskiemu traktowi nadawały po zapadnięciu zmierzchu gazowe latarnie, które mimo ery elektryczności i kursującego w pobliżu tramwaju, swoim niebieskawym, w sumie nieopisywalnym światłem dopełniały klimatu największej handlowej ulicy w mieście.
Neony stosowano rzadko, choć moda na świetliste reklamy nastała w latach 30-tych minionego wieku. Najczęściej były to podświetlane żarówkami poszczególne litery. Jedną z bardziej okazałych świecących reklam miał dom handlowy „Zum Ruebezahl” („Pod Liczyrzepą”) w narożnej kamienicy naprzeciw Baszty Wojanowskiej.
Czas przechodniom wskazywały zegary uliczne, reklamujące najczęściej znajdujące się w danej kamienicy warsztaty zegarmistrzowskie. Na dawnym centralnym odcinku ul. 1 Maja i ul. Konopnickiej były co najmniej cztery czasomierze, po zmroku podświetlane.
Jeden z nich, co prawda namalowany na fasadzie budynku, zniknął z krajobrazu traktu jeszcze za niemieckiego władania, w roku 1910. Istniał on na rozebranej wówczas jednej z barokowych kamieniczek reklamując pracownię zegarmistrzowską i optyczną Juliusa Bayera. W miejsce fasady z atrapą kopertowego chronometru powstała w 1911 roku dostojna eklektyczna kamienica z modernistycznymi elementami zaprojektowana przez niejakiego Daehmela. Mieścił się tam przez jakiś czas dom towarowy, później miejska kasa oszczędności, a za polskich czasów różne instytucje, w tym Biuro Podróży Orbis oraz siedziba urzędu statystycznego.
Jedynym łączącym dwie epoki elementem wystroju wnętrza są jedyne w mieście obrotowe drzwi wykonane z solidnego drewna.
<b> Przeszłości zapachy i cienie </b>
Nie sposób wszystkie te kolorowe fasady z mniej lub bardziej wyszukanymi napisami na murach opisać. Nie sposób opisać niewyczuwalnego już zapachu, choć bijącego ze starych obrazów – świeżo palonej kawy z kawiarń, dobrych cygar i fajek ze składów tytoniowych, niezłej kuchni, perfum z drogerii. Rozpalonego słońcem bruku bez śladu kurzu.
Ich część czasami ujawnia się dość tajemniczo przy okazji remontów ponadgryzanych zębem czasu kamienic. Nieśmiało przedziera się przez połuszczone warstwy tynku, uchylając rąbka sekretu o tym, kto kiedyś w danym domu gospodarował i co w nim robił.
Najwięcej z nich zachowało się na przedmieściach. W Raszycach jeszcze do niedawna spod tynku kamienic przy ul. Wiejskiej (Dorfstrasse) prześwitywały szyldy niemieckiego sklepu i zajazdu. Kilka lat temu w czasie remontu jednej z kamienic przy Podwalu jeleniogórzanie mogli oglądać dawny wygląd elewacji obiektu z wyblakłym, ale wyraźnym napisem informującym o tym, że kiedyś była tam piekarnia.
Aktualnie spostrzegawczy przechodzień dojrzy resztki inskrypcji na narożnej kamieniczce przy pl. kard. Wyszyńskiego i ul. Poznańskiej (Promenade i Auenstrasse), stojącej naprzeciwko dawnej kwiaciarni Flora (obecnie targowiska), gdzie za niemieckich czasów mieściły się ogrody Emila Weinholda, sklep Blumen Weinhold oraz willa właściciela nieruchomości z rzeźbą Flory we wnęce.
<b> Łatanie historii </b>
Po czarowaniu przeszłością odległą, nadeszła ta nieco mniej zdystansowana w czasie: przełom lat 80 i 90 ubiegłego wieku, kiedy to tak zwana transformacja ustrojowa otworzyła włodarzom miasta oczy na jeleniogórską zaniedbaną szpetotę śródmieścia.
W jakim stanie wówczas było – najlepiej obrazują fotografie z zatartym dosłownie i w przenośni klimatem śródmiejskim średniej wielkości miasta. Odrapane kamienice, szpetne języki czarnego i brudnego asfaltu – zimą pokrytego śnieżną breją, latem – topiącego się w słońcu.
Charakterystyczny smrodek moczu drażniący nozdrza a wydzierający się z zapuszczonych klatek schodowych: to długie lata bytowania śródmieścia Jeleniej Góry, którego niezbyt mile brzmiące echa zachowały się do dziś.
Na pierwszy plan poszły remonty kamienic przy ulicy 1 Maja, jej północnej ściany na wysokości hotelu Europa. Często stan techniczny kamienic nie pozwalał na modernizację tradycyjną. Przy zachowaniu dawnych fasad większość budynków w zasadzie postawiono od podstaw, wyburzywszy wcześniej zmurszałe stropy oraz zapadające się dachy.
Jednym z pierwszych w ten sposób wyremontowanych budynków był zespół kamienic przy Domu Towarowym, między innymi dawna siedziba wspomnianej już drogerii Gutmanna i jego wytwórni rękawiczek. We wnętrzach kamieniczki znalazł siedzibę, między innymi, Zarząd Regionu NSZZ Solidarność oraz biura służby ochrony zabytków.
Później czas przyszedł na kolejne ledwo trzymające się kupy śródmiejskie domy, w ten sam sposób wyremontowane. Odzyskały, co prawda, dawny blask, ale… jakoś zabrakło charakterystycznego dla tego typu budowli klimatu.
Dość długo metamorfozę przechodziły jedne z najstarszych kamieniczek przy śródmiejskim trakcie: dwa charakterystyczne domki blisko rogu ulicy Górnej. Pierwszy, siedziba dawnej rzeźni i sklepu mięsnego – a po 1945 roku, między innymi, słynnego Baru Jelonek, cuchnącego nieumytymi cynaderkami i nieświeżym piwem lwóweckim. Bar z niewyjaśnionych przyczyn zmienił później nazwę na Unibar, a barokowa kamieniczka z 1736 roku z charakterystycznym zegarem słonecznym zaczęła się rozpadać, podobnie jak jej sąsiadka. Dopiero w latach 90-tych minionego wieku został – jak to się dziś modnie nazywa – zrewitalizowany. Urządzono w nim hotel „Jelonek” oraz pizzerię jednej z amerykańskich sieci fast-foodów.
Na śródmiejskim trakcie nie obyło się bez wyburzeń. Z krajobrazu znikły, między innymi, narożne kamienice przy ul. 1 Maja i Piłsudskiego, okazała, lecz bardzo zniszczona kamienica przy ulicy Górnej.
Niektóre wyburzenia były planowane: obiekty nie nadawały się, według nowych właścicieli, do remontu i buldożery swoje zrobiły. Na szczęście nie pozostawiono dziur, które szczerbą jeszcze bardziej szpeciłyby centrum miasta – a tak dzieje się w miejscu dawnego hotelu Bellevue, który został z powierzchni rogu ul. 1 Maja i Wojska Polskiego zmieciony.
Korzystając z budowniczego boomu, stawiano obiekty nowe. Jedne bardziej dopasowane do charakteru dawnych czasów (ten na Górnej), inne zupełnie do niego nieprzystające (na rogu 1. Maja i Piłsudskiego).
Innym wyburzeniom „pomogła” natura i ludzka głupota: kamienice same się zawalały grzebiąc pod gruzami ofiary. Tak stało się we wrześniu 1987 roku na ulicy Długiej, gdzie runęła przyległa do dawnego towarowego Domu Dziecka kamienica (zginęły trzy osoby).
Wiosną 1990 roku katastrofa budowlana – na szczęście tym razem bez ofiar: lokatorów w porę wyprowadzono – dotknęła kamienicę przy ul. Solnej. Ta rozsypała się w pył, ponieważ inwestor, który robił wykopy pod budynek mający powstać obok, nadruszył podstawę starego budynku.
O mały włos z tych samych powodów nie skończyłyby żywota sąsiednie zabytkowe domy, które się jeszcze tam uchowały, w tym – narożna kamieniczka przy ul. Konopnickiej. Długo jej rozpadnięciu się zapobiegała specjalna drewniana konstrukcja, inne obiekty były ankrowane (spięte linami żelaznymi z odpowiednimi kotwami).
Budowlana „rewolucja” w śródmieściu umożliwiła też załatanie części okropnych zakątków ziejących pustką, które straszyły po wyburzonych w latach 60-tych i 70-tych kamienicach. Tak stało się, między innymi, na rogu wspomnianej Solnej i Szkolnej, gdzie wybudowano dom towarowy, popularny dziś sklep D&D.
Podobnie przy samej Szkolnej, skąd w ubiegłym roku znikł koszmarny blaszany pawilon, relikt PRL. Dziś trwają prace wykończeniowe przy nowych plombach kamienicznych, nazwiązujących stylem do dawnej epoki.
<b> Brukowany absurd </b>
Z kolei jedną z najbardziej chybionych inwestycji w śródmieściu z przełomu XX i XXI wieku było położenie nowej nawierzchni na części ul. 1 Maja oraz Konopnickiej. Choć działo się to już nie w PRL, absurd całości jako żywo przypominał tamte czasy.
Najpierw betonową kostkę położono zamiast cementowych płyt na chodnikach. Później tę kostkę, popularnie zwaną puzzlami, zdjęto. Następnie zdecydowano, i słusznie, o zerwaniu szpetnego asfaltu.
Jednak, zamiast zostawić stary i sprawdzony dziewiętnastowieczny bruk, który pod asfaltową kołderką „odpoczywał” kilkadziesiąt lat, tę nawierzchnię także zerwano.
Po dokonaniu ślimaczących się prac przy podziemnych instalacjach, położono nową, drobiutką granitową kostkę, a roboty przy tym trwały co najmniej trzy lata, kiedy to przechodnie brnęli w błocie po kostki lub przynosili do domów tony kurzu na ubraniach. Takie były uroki pozbawionej trwałej nawierzchni centralnej części miasta.
Jeleniogórzanie do dziś nie są zadowoleni z tego prezentu: łatwo się na nim potknąć, a panie z łatwością łamią na tej kosteczce obcasy. Większość wytyka ówczesnym włodarzom niegospodarność: zostawiwszy starą nawierzchnię, sporo można było zaoszczędzić i zbudować coś bardziej pilnego i potrzebnego.
<b> Zatrzymana równia pochyła </b>
I tak to jest w jeleniogórskim śródmieściu, nie tylko w jego części, o której wspomnieliśmy. Na każdym niemal kroku czai się historia. Bo przecież w miejscu tychże nowych kamienic na Szkolnej, jeszcze zanim powstał wyburzony potworkowaty pawilon, stało pięć zabytkowych kamieniczek, których korzenie sięgały epoki renesansu (zachowały się piwnice). Obiekty były na tyle cenne, że jeszcze za niemieckich czasów zostały w ten sposób oznaczone na geodezyjnej mapie.
Kres ich istnieniu położył buldożer, który zrównał z ziemią nie tylko niemal całą zabudowę Szkolnej i Solnej, lecz także południową ścianę ulicy Krótkiej, część zabudowy Drucianej, Grodzkiej, Jasnej… Długo by tak wyliczać można.
Cieszmy się nowościami, ale nie zapomnijmy o tym, co przekazują nam dzieje miasta: niesprawiedliwym byłoby całkowite potępienie okresu po 1945 roku, kiedy to miasto, a zwłaszcza jego śródmieście zaczęło staczać się ku równi pochyłej ku stopniowemu upadkowi. Szczęśliwie proces ten w pewnym sensie zahamowano.
<i> Literatura: Łaborewicz Ivo, Janc Zbigniew, Historia obrazem pisana, Jelenia Góra, 2006 </i>