Krótki spacer po ulicy Długiej

TEJO

Jeleniogórska Długa, warszawska Freta, czy krakowska Floriańska: te ulice łączy jedno – wiodą od dawnych lub jeszcze istniejących bram miejskich ku ścisłemu centrum: rynkowi. Długa pozostaje wciąż jedną z najbardziej reprezentacyjnych i zachowujących klimat dawnych czasów ulic Jeleniej Góry. I to mimo poważnego uszczerbku w jej zabudowie dokonanego w latach 60-tych minionego stulecia.

Wiek XV. Zostaje wytyczona jedna z najdłuższych ulic średniowiecznego Hirschbergu, którą – właśnie z powodu rozmiarów – nazwano później Langstrasse (w niektórych źródłach pojawia się miano Langestrasse), czyli ulicą Długą. Przez bramę pod wieżą i barbakanem wiedzie droga ku przedmieściu Długiemu, skąd przybywają chłopi okolicznych wiosek, aby właśnie w stolicy regionu sprzedać plony, zrobić zakupy i nacieszyć oko wielkomiejskością.

<b> Kontrola u progu miasta </b>
Wszyscy muszą przejść przez bramę pod wieżą, częścią umocnień obronnych Hirschbergu. Brama ma dwa mosty zwodzone jeden na zewnątrz i jeden wewnątrz. Jeśli wierzyć przekazom, wchodzących i wychodzących z miasta kontrolowano, a wrota zamykano na noc. Najwcześniej w porównaniu do innych bram wjazdowych, bo już o godz. 22 (przez bramę Zamkową na Podwalu można było przechodzić do północy, a przez Wojanowską – do godz. 23).

Dziś po fortyfikacji nie ma śladu. Brama Długa znika w 1837 roku. Wówczas także pod młoty idzie barbakan i zaczyna się zasypywanie miejskiej fosy.
W jej miejscu powstaną planty (Promenade, dzisiejsza Bankowa) oraz plac, początkowo targowy, a później jeden z ważniejszych punktów w mieście (Marktplatz,Warmbrunnerplatz, Adolf-Hitlerplatz, plac Bieruta aż w końcu plac Niepodległości). W pewnym sensie zintergrowany z ulicą Długą.

Na podstawie archiwaliów można jednak odtworzyć wygląd wieży: wejście do niej zlokalizowano na wysokości ośmiu metrów, kamienny mur był gruby na ponad półtora metra, a średnica budowli wynosiła ponad siedem metrów. Wieżę wieńczył podwójny dach kryty gontem i zdobiony gałką
Wieża bramna przy Langstrasse najpewniej istniała tu, gdzie dziś znajduje się jedna z bardziej imponujących kamienic przy tym trakcie pod nr 11.

<b> Złote czasy
pachnące kawą </b>
Rozebranie wieży i bramy stanowi jeden z kluczowych punktów rozwoju nie tylko Langstrasse, ale i całego miasta. Następuje swoiste otwarcie śródmieścia, a ulica Długa zaczyna stanowić wizytówkę dla tych, którzy kierują się w stronę Marktu. Zaczynają wyrastać kamienice kupieckie i mieszczańskie. Z czasem Długa staje się miejscem dla elity: najlepsze sklepy i zakłady, najładniejsze domy, tramwaj – słowem: wielkomiejskość.

Prawdziwy boom na Długiej przypada na przełom wieków XIX i XX. Wówczas to zresztą – dzięki cudowi gospodarczemu, dokonanemu po części dzięki zwycięskiej wojnie Prus z Francją i wysokiej kontrybucji, jaką Francuzi musieli zwycięzcom zapłacić – rozwinął się w sposób rzadko w dziejach notowany cały Hirschberg.

Na szczególną uwagę zasługuje wspomniana już kamienica nr 11, której budowę ukończono w roku 1903 w miejscu wyburzonej, barokowej budowli. Jak na tamte czasy nowy budynek był imponujący: miał pięć pięter, co przy wysokich wnętrzach sprawiało, że był jedną z najwyższych kamienic centrum Jeleniej Góry. Zabudowane werandy z wielkimi oknami w mieszkaniach zapewniały wspaniałe oświetlenie salonów i widok na pasmo Karkonoszy.

Od 1910 roku stałym punktem, odwiedzanym przez łasuchów i amatorów pachnącej kawy była cukiernia i kawiarnia prowadzona przez rodzinę Adolfa Hanusa, urządzona na kamienicznym parterze. Ozdobne wejście na rogu z menu przedstawionym na szkle i pełne stylu wnętrze jednej z najbardziej stylowych cukierni w tamtych czasach.

Na ploteczki wpadały tu damy z wyższych sfer, które mieszkały w willach przy Promenade (dziś Bankowa). Zapewne przy kawie i koniaku interesy omawiali panowie przedsiębiorcy, prowadzący działalność w okolicach.
W ofercie była zresztą nie tylko kawa w kilku odmianach, ale i szeroki asortyment ciastek, lodów i innych słodkości. Można pomarzyć o tym zapachu świeżo zmielonej kawy, który już od poranków wabił spragnionych jeleniogórzan. Pamiątką po tamtych czasach są zachowane rzeźby w stolarce okiennej kamienicy. Przedstawiają chłopca i dziewczynkę i z łakociami: ciastem podobnym do sękacza i – jak się wydaje – potężną porcją lodów.

„Jedenastkę” kilkukrotnie przebudowywano. Tak powstała drewniana przybudówka z ogródkiem urządzonym na… dachu. W upalne dni, w cieniu parasoli, jeleniogórzanie odpoczywali tam przy różnych napojach chłodzących. W urządzonej w samym pawiloniku ciastkarni, można było kupić coś słodkiego na wagę i w domu rozkoszować się smakiem wyrobów od Hanusa.

W latach PRL we wnętrzach dawnej kawiarni urządzono najpierw restaurację, a później bar. Jeden i drugi przybytek nazwano Sudeckim. Bar zaliczono do tak zwanej kategorii „szybkiej obsługi”.
Zamiast wykwintnych słodkości bywalcom, którzy musieli się sami obsłużyć, serwowano niezbyt przyjemnie pachnące cynaderki, przypaloną kaszę gryczaną, mulistą i wodnistą fasolkę po bretońsku z kawałami obskurnego boczku oraz inne przysmaki kotłowej kuchni zbiorowego żywienia. Wnętrze urządzono siermiężnie: wysokie stoły do konsumpcji na stojąco oraz nieliczne stoliki pokryte ceratą i krzesła.

Coś na słodko – najczęściej budyń, kisiel lub galaretkę – można było zjeść we wspomnianej przybudówce. Po ogródku dachowym nie pozostało ani śladu. O jego istnieniu przypomina jedynie wejście prowadzące z kamienicy na pusty dach.
Z kolei tuż przy samej przybudówce przez lata działał kiosk z wyrobami tytoniowymi. W kryzysie PRL palacze właśnie tam podążali, aby zaopatrzyć się w ulubione marki papierosów.

<b> Jedwabiste klimaty
w tytoniu </b>
Być może było to nawiązanie do tradycji istniejącego za niemieckich czasów składu tytoniów wszelkich Fritza Jignera. Potężny sklep zajmował cały parter kamienicy naprzeciwko.
– Cygara, papierosy, cygaretki, tytonie, fajki, akcesoria marek najlepszych – taka była oferta tego największego w mieście przybytku dla tytoniowych amatorów.

Przez długie lata PRL w sklepie urządzono Salon Jedwabiu. To właśnie tam „rzucano” firanki i inne materiały, nie tylko jedwiabiste. Coś jednak z tytoniowej tradycji zostało. Do początku lat 90-tych w sklepie przeraźliwie cuchnęło tytoniem. Raczej z winy ekspedientek, które pod ladą miały popielniczki pełne niedopałków „sportów”, „klubowych” i innych.

Pod numerem 14 był sklep chemiczny i hurtownia Emila Korba. Tam niemieccy jeleniogórzanie zaopatrywali się w proszki do prania, farby, lakiery, mydła oraz środki ochrony roślin. Jak podaje Janusz Ptaszyński, w podwórzu kamienicy urządzono hurtownię.
Wiosną Emil Korb rozdawał klientom ulotki informujące o konieczności ochrony drzew przed szkodnikami. – Proponował klej przeciw gąsienicom oraz specjalny papier klejący do owinięcia konarów drzew.

Po 1945 roku powstał tam sklep sportowy „Maraton”. To przed nim w latach 80-tych ustawiały się od godzin porannych tasiemcowate kolejki chętnych na deficytowe artykuły sportowe i wędkarskie.
Hitem były radzieckie wędki teleskopowe zwane żartobliwie „gniotsia nie łamiotsia”, a towarem dyżurnym – bambusy i haczyki o rozmiarach do połowu rekinów, choć większość wędkujących marzyła o finezyjnym sprzęcie do łowów mniejszych rybek.

<b> Od fryzjera do ruiny </b>
Do kamienicy nr 13 pędziły niemieckie damy pragnące zrobić z siebie bóstwo. Istniał tam salon fryzjerski, kosmetyczny i perfumeryjny Wilhelma Starkego, podobno jeden z najlepszych w mieście.

Sam właściciel chwalił się na ulotkach, że robi koafiury, ondulacje trwałe, henny. Pomoże w pozbyciu się łupieżu, zadba o higienę paznokci, a wszystko w profesjonalnym salonie i z gwarancją najlepszych usług.

W sąsiedztwie „trzynastki” były inne sklepy. Trudno każdy opisać. Wielu jeleniogórzan pamięta mięsny zwany „Dzikiem”. Za PRL nie było tam nie tylko dzika, ale i kiełbasy zwyczajnej. Klientów straszyły popularne – nagie haki.

Trzy kamienice popadły zresztą w taką ruinę, że we wrześniu 1987 roku jedna z nich zawaliła się. Zginęli ludzie. Ten dramat jednak nie został nagłośniony, ponieważ w Jeleniej Górze trwała właśnie Sześciodniówka Motocyklowa Enduro, na którą zjechały ekipy z całego niemal świata.
Zapewne nie było dziełem przypadku, że to właśnie te trzy kamienice, już na przełomie lat 80. i 90. zostały pieczołowicie odrestaurowane.

<b> Za krótka ta Długa </b>
Kiedy dochodzimy do skrzyżowania ulic Długiej (Langstrasse) z Krótką (Herrenstrasse), zastanawiamy się, dlaczego znacznie dłuższa Krótka nazywa się tak, a nie inaczej. Za czasów niemieckich była to Herrenstrasse, czyli ulica Pańska. Ale tylko do 1952 roku, kiedy Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej nakazał zmianę nazw ulic, które były niewygodne dla komunistycznej władzy.

Pisząc za Ivo Łaborewiczem, zapewne kierowano się kontrastem: dłuższą Pańską, która krzyżuje się z Długą, nazwano absurdalnie Krótką. I tak już zostało.
Warto też przypomnieć, że w 1933 roku Niemcy przemianowali Langstrasse na Helmut-Bruecknerstrasse. Patron, działacz hitlerowski i założyciel NSDAP na Śląsku, nie „powisiał” długo na szyldach. Z przyczyn niewyjaśnionych ulicy przywrócono po kilku miesiącach stare miano.

W budynku po prawej stronie patrząc na Markt (plac Ratuszowy), działał Dom Wydawniczy Carla Kleina. Zestaw usług przedstawiono na wielkiej reklamie ściennej. Wiadomo, że było to prężnie działające wydawnictwo.

Do jego pomieszczeń na parterze trafił po 1945 roku sklep z artykułami różnymi, który przetrwał aż do czasów wolnej Polski. Ostatnio kamienicę kupił, remontuje i urządza Stanisław Mrugała, cukiernik i piekarz, który przez wiele lat prowadzi piekarnię i cukiernię w sąsiednim budynku.

<b> Wymagający gigant </b>
Na lewym rogu skrzyżowania z Herrenstrasse na przełomie wieków rozpoczyna się budowa najokazalszego gmachu Langstrasse. To Kaufhaus Hava (Dom Handlowy Hava). Potężne pomieszczenia na parterze i na piętrze. Tam przeszklony róg kamienicy. Wyżej – przestronne apartamenty z secesyjnymi balkonami.
Można się zastanawiać, czy niemiecki architekt dobrze usadowił ten obiekt. W ciasnocie obydwu ulic jego rozmiar, bowiem, niknie. Zauważył to zapewne twórca reklamowej broszury Havy, który z obrazka „wyrzucił” wszystkie sąsiednie kamienice.

Sam Dom Handlowy przez jakiś czas nazywał się Pinoff, czego resztki można było jeszcze oglądać kilka lat temu, kiedy spod polskich szyldów – które odpadły – ukazały się dawne, niemieckie nazwy.

Jeleniogórzanom Hava kojarzy się głównie z Domem Dziecka – jak niezbyt szczęśliwie nazwano tę placówkę w latach PRL. Niby było tam wszystko dla dzieci – głównie ubrania. Ale w latach kryzysu zaczęło brakować towaru.
Handel prowadzono tylko na parterze. Wyżej były biura i mieszkania komunalne.

Sypiącą się, nigdy nieremontowaną zabytkową budowlę, zaczęto reanimować w latach 90-tych, za rządów pani prezydent Zofii Czernow. Była to jedna z bardziej kosztownych, idąca w miliardy ówczesnych złotych, modernizacja starej kamienicy.
Efekt doskonały: gmach do dziś lśni nowością: zainstalowano ruchome schody, windy. Powierzchnie handlowe powstały na pięciu kondygnacjach.
Jednak za zaciągnięte kredyty musieli pośrednio zapłacić handlowcy, którzy wynajmowali stoiska. Okazało się to dla nich zupełnie nieopłacalne, dlatego wielu zwinęło interes. Zamiast stoisk z towarem pojawiły się w Domu Handlowym ziejące pustką miejsca.

<b>” Miastoprojekt” zrobił swoje </b>
Nie miała szczęścia, aby przetrwać do dziś zabudowa Langstrasse u wlotu na Markt (plac Ratuszowy). Może nie najpiękniejsze, ale stylowe i zabytkowe kamienice zburzono w latach 60-tych stawiając w ich miejsce koszmarne blokowiska.

To skutek zamierzeń „odrodzenia” jeleniogórskiego starego miasta przez architekta Romana Tunikowskiego z wrocławskiego „Miastoprojektu”. Ten sam pan wymyślił socrealistyczną zabudowę Kościuszkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej w stolicy Dolnego Śląska.
W latach 60. kierownikiem pracowni urbanistycznej w Jeleniej Górze był także obecny radny Wiktor Prystrom.

W bloczysku pod numerem 1 przez lata mieścił się Klub Międzynarodowej Książki i Prasy. W pachnącym farbą drukarską wnętrzu można było kupić wydania obcojęzycznej prasy, oczywiście ideologicznie zgodne z programem PZPR. Istniała też czytelnia i coś w rodzaju kawiarni.
Dopiero w latach 90. obiekt przejęło Biuro Wystaw Artystycznych, a w części powstała księgarnia.

Na przeciwko przez lata działał dwupiętrowy sklep ze sprzętem gospodarstwa domowego. Dziś są tam biura podróży, kancelarie i szkoła językowa. Mimo remontu, bloczysko wciąż jest wstrętne i nadaje się do wyburzenia. Podobno jest opracowywany plan zmiany elewacji, która ma nawiązywać do zabytkowego otoczenia.

<b> Kryzys zablokował </b>
Pozostaje tylko się cieszyć, że planiści nie zrealizowali wszystkich zamierzeń. Gdyby tak się stało, to o kamienicach przy ulicy Długiej można by było pisać tylko w czasie przeszłym, załamując ręce nad betonowymi wieżowcami.

To właśnie one miały wyrosnąć w miejscu budynków, świadków historii rozwoju naszego miasta. Wysokościowce miały symbolizować nieprzydatność dawnej architektury niemieckiej i nagłaśniać sukces polskiej socjalistycznej myśli architektonicznej. Miały przewyższyć wieżę ratusza…
Wdzięczność należy okazać tak ganionemu peerelowskiemu kryzysowi, który przytłumił zapędy nadgorliwych mistrzów architektonicznych kreślarni.

– Rekonstrukcja rynku i dzielnicy staromiejskiej ma być do 1967 roku doprowadzona do końca. Rynek znów zakwitnie kolorami. Piękno starych fasad znów się w pełni objawi. Miękką linią zwiną się misterne kratki i balkoniki. Na obłokach położy się koronka lekkiego zwieńczenia szczytów.
Ale w trakcie remontu wszystkie wnętrza już są adaptowane do potrzeb współczesnych użytkowników. Bo kto by się zgodził mieszkać w ciasnych, zawilgoconych wnętrzach, do których nie ma dostępu ni słońce, ni świeże powietrze – pisała w propagandowym albumie o Jeleniej Górze Maria Szypowska w roku 1964.

Czy jej przewidywania się sprawdziły? Pozostawiamy do oceny miłym Czytelnikom.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO