O Księgach Walońskich
Kiedy myślimy lub mówimy o księgach, mamy na myśli setki zapisanych lub zadrukowanych kart, zszyte i oprawione w solidne okładki. Wiele jest ksiąg, które mają wielkie znaczenie tak dla kultury ogólnoświatowej, jak i dla poszczególnych regionów świata. I tak Biblia, składa się z rozdziałów zwanych księgami np. Księga Rodzaju, Księga Wyjścia, a w rzeczywistości pierwsze jej wersje to były przecież zwoje. Identycznie mówimy o egipskiej Księdze Zmarłych, będącej w rzeczywistości zwojem papirusu…
Dotyczy to także, tzw. „Ksiąg Walońskich” (zła nazwa polska, bo sugeruje, że ich autorami są Walonowie z Walonii, południowej części dzisiejszej Belgii), związanych z poszukiwaniem bogactw naturalnych, szczególnie złota na Śląsku przede wszystkim w XV-XVI wieku. Mówiąc o nich wyobrażamy sobie oprawione w drewniane, obciągnięte skórą i okute, drukowane, pięknie zdobione księgi. Tymczasem prawda jest inna, tzw. „Księgi Walońskie” to są różnego rodzaju, luźne teksty rękopiśmienne (część z nich zebrana jest w księgi). Z uwagi na ich zawartość i charakter nazywa się je (tak jak inne podobne) ,,itinerariami’’, tzn. przewodnikami, opisami wędrówek, w których zawarte są różnego rodzaju informacje , uwagi i wskazówki dla wszystkich, sporządzone przez tych, którzy przetarli już dany szlak i go opisali. Itineraria dały początek późniejszym przewodnikom turystycznym i „bedekerom”.
Szczególnym rodzajem itinerariów są notatki i większe sprawozdania sporządzone przez poszukiwaczy i górników (słowo ,, górnik’’ dotyczy osób zajmujących się wydobywaniem bogactw naturalnych , a że górnictwo rozwinęło się i zaczęło w górach, więc nazwa zawodu i osób nim się parających, wzięła się właśnie od gór).
Tego typu itineraria znane są nie tylko z obszaru Dolnego Śląska. Spotyka się je na terenie niemal całej Europy, ale najwięcej w Europie Środkowej . Większość ich spisana jest w języku niemieckim. Dla Dolnego Śląska zachowało się sporo tego typu przekazów, niektóre w odpisach przechowywane były w zbiorach archiwalnych Biblioteki Majorackiej Schaffgotschów. Spora ich część w latach 50. XX wieku, została zabrana do Biblioteki Narodowej w Warszawie, a inne prawdopodobnie znajdują się w dokumentach, które w latach 40. XX wieku z Sobieszowa zabrano do Wrocławskiego Archiwum Państwowego.
Itineraria te są stosunkowo mało znane bowiem nikt jak dotychczas ich nie zebrał, nie odczytał i nie opracował. Próbowała to zrobić prof.dr hab. Danuta Molenda z Warszawy. Wspominali o nich inni badacze, ale wszystko to były tylko początki badań nad nimi. Itineraria powstały w momencie, kiedy w związku z upadkiem dawnych ośrodków górniczych i wyczerpaniem się znanych złóż zaistniała potrzeba szukania nowych. Proces ten rozpoczął się w drugiej połowie XIII wieku na terenie dzisiejszych Czech, które wchodziły wówczas w skład najpotężniejszego ówcześnie państwa, tj. Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Pisał o tym w 1250 roku Albertus Magnus: ,, Kiedy już wyschły wszystkie królestwa świata, co dotyczyło przede wszystkim kruszców (…) tylko obfite w nie Czechy zraszają je dobrowolnie w dniu dzisiejszym złotem.’’
W poszukiwaniu nowych złóż najlepsi byli przybysze z południa zwani w źródłach niemieckich jako ,,Welsche’’ (staroniemieckie „welsch” znaczy „włoski”, a „Welschland” to „Włochy”; wcześniej mianem tym określano wszystkie ludy romańskie, później zawężono to określenie tylko do Włochów lub ,,Wale’’ (inne starogermańskie określenie „wahl” - „walle” dla ludów romańskich: Francuzów, Włochów, Hiszpanów, Portugalczyków i Rumunów – stąd Wołosi), co można wywodzić także od znaczenia ludzi wałęsających się, chodzących bez celu. Ci ludzie jednak mieli cel i to bardzo sprecyzowany. Pisał o nich na pocz. XVI wieku, górniczy autorytet Georgius Agricola : ,,Włosi, którzy udają się do niemieckich gór w poszukiwaniu złota, płuczą w podłużnych korytach piasek rzeczny, przemieszany z drobinkami złota i granatami ’’.
Oni to sporządzali notatki ze swoich penetracji terenu, jego oznaczania i sposobów dotarcia do wychodni bogactw naturalnych. Te itineraria nazwano znacznie później ,, Wallenbücher’’ tzn. „Księgami Walońskimi”(co nie znaczy, że księgi a raczej notatki te pochodzą z Walonii lub, że wykonali je Walonowie – to już wiemy).
Nieliczne itineraria, dotyczące Karkonoszy są znane z tłumaczeń polskich, np. jedna z 1430 roku: ,, W Jeleniej Górze pytaj o wieś, która nazywa się Piechowice, tam nie ma jeszcze płukaczy, to idź otóż tą drogą w kierunku Czarnej Góry do huty szkła, to dojdziesz do Białej Wody albo Białego Strumienia i znajdziesz złoto do wypłukania i ametysty, tyle ile tylko zechcesz’’, lub inna z XV wieku: ,, Sztolnie owe na Czarnej Górze drążone były niezwykle głęboko, zatem musiano wkraczać w nie jeszcze przed pierwszym biciem dzwonów, a po nieszporze pracować było niepodobna’’. W późniejszych czasach większość itineriariów uważano za opisy zmyślone, bardziej legendarne i baśniowe niż prawdziwe, całkowicie zakodowane (dla tych co nie znają się na górniczym fachu) i dlatego były tajemnicze i niezrozumiałe dawniej a tym bardziej obecnie.
A przecież do dzisiaj nie znamy 99% ich treści. Najnowsze, nieliczne badania wskazują, że itineraria zawierają jednak precyzyjne opisy topograficzne, oparte głównie na obserwacjach poszukiwaczy, a nie na kartografii, której wówczas albo nie było, albo była wysoce niedokładna i nieprecyzyjna.
Część śląskich itinerariów przypisuje się Antoniemu Wale ( Antoni di Zane de Ricci), który miał je sporządzić w latach 1460-1470. Prawdopodobnie jednak ich autorami byli ludzie wynajęci przez niego, pochodzący z Włoch, ale piszący w języku niemieckim, bo tutaj przecież ,na terenie niemieckojęzycznym , interesy prowadził ich chlebodawca. Pod koniec XV wieku, wraz z Wielkimi Odkryciami Geograficznymi, wszystko się zmieniło. Po wyprawie Kolumba i odkryciu Nowego Świata zasobnego w kruszce, w tym w złoto, kierunek poszukiwań i wydobywania przesunął się właśnie tam (Krzysztof Kolumb pochodził z Włoch, a wyruszył z Hiszpanii).
Poszukiwaniem i wydobywaniem złota na terenie Środkowej Europy zajęli się z tego powodu kupcy południowoniemieccy, ale już nie na taką skalę jak to miało miejsce wcześniej.
Złoto i srebro z Ameryki Środkowej i Południowej zaczęło zalewać Europę, a po dawnych poszukiwaczach m.in. w Sudetach pozostały tylko liczne ślady w terenie ( słupki i kamienie graniczne, znaki naskalne, szyby i sztolnie zwiadowcze, ślady płuczek), które są dzisiaj cały czas niszczone przez gospodarkę leśną i postępującą zabudowę. Istnieją także wspomniane itineraria, tzw. „Księgi Walońskie”, które niestety nie są dotychczas zbadane i przetłumaczone.
Bez dokładnych badań terenowych, dokumentujących ślady materialne, oraz bez badań istniejących itinerariów, będą powstawały dzieła o tej naszej historii górnictwa, oparte na niesprawdzonych informacjach na temat ,, tajemniczych Walonów’’ lub ,, Walończyków’’ (raczej trzeba mówić Włochów, Italczyków lub południowców), które jeszcze bardzie będą pogłębiały tajemniczość i fantastykę naukową (tak, jak się to dzieje w przypadku templariuszy). A rzeczywistość jest zupełnie prosta - poszukiwacze pochodzili przeważnie z Włoch, działali, sporządzali notatki i odeszli tam, gdzie były lepsze widoki na znalezienie złota i wzbogacenie się. I nic w tym nie ma nadzwyczajnego. Ślady ich działalności, m.in. na naszym terenie badali archeolodzy pod kierunkiem prof.dr hab. Józefa Kaźmierczyka.
Itineriami, jak dotychczas nikt się jeszcze nie zajął.