O Księgach Walońskich

Stanisław Firszt

Kiedy myślimy lub mówimy o księgach, mamy na myśli setki zapisanych lub zadrukowanych kart, zszyte i oprawione w solidne okładki. Wiele jest ksiąg, które mają wielkie znaczenie tak dla kultury ogólnoświatowej, jak i dla poszczególnych regionów świata. I tak Biblia, składa się z rozdziałów zwanych księgami np. Księga Rodzaju, Księga Wyjścia, a w rzeczywistości pierwsze jej wersje to były przecież zwoje. Identycznie mówimy o egipskiej Księdze Zmarłych, będącej w rzeczywistości zwojem papirusu…

Dotyczy to także, tzw. „Ksiąg Walońskich” (zła nazwa polska, bo sugeruje, że ich autorami są Walonowie z Walonii, południowej części dzisiejszej Belgii), związanych z poszukiwaniem bogactw naturalnych, szczególnie złota na Śląsku przede wszystkim w XV-XVI wieku. Mówiąc o nich wyobrażamy sobie oprawione w drewniane, obciągnięte skórą i okute, drukowane, pięknie zdobione księgi. Tymczasem prawda jest inna, tzw. „Księgi Walońskie” to są różnego rodzaju, luźne teksty rękopiśmienne (część z nich zebrana jest w księgi). Z uwagi na ich zawartość i charakter nazywa się je (tak jak inne podobne) ,,itinerariami’’, tzn. przewodnikami, opisami wędrówek, w których zawarte są różnego rodzaju informacje , uwagi i wskazówki dla wszystkich, sporządzone przez tych, którzy przetarli już dany szlak i go opisali. Itineraria dały początek późniejszym przewodnikom turystycznym i „bedekerom”.

Szczególnym rodzajem itinerariów są notatki i większe sprawozdania sporządzone przez poszukiwaczy i górników (słowo ,, górnik’’ dotyczy osób zajmujących się wydobywaniem bogactw naturalnych , a że górnictwo rozwinęło się i zaczęło w górach, więc nazwa zawodu i osób nim się parających, wzięła się właśnie od gór).

Tego typu itineraria znane są nie tylko z obszaru Dolnego Śląska. Spotyka się je na terenie niemal całej Europy, ale najwięcej w Europie Środkowej . Większość ich spisana jest w języku niemieckim. Dla Dolnego Śląska zachowało się sporo tego typu przekazów, niektóre w odpisach przechowywane były w zbiorach archiwalnych Biblioteki Majorackiej Schaffgotschów. Spora ich część w latach 50. XX wieku, została zabrana do Biblioteki Narodowej w Warszawie, a inne prawdopodobnie znajdują się w dokumentach, które w latach 40. XX wieku z Sobieszowa zabrano do Wrocławskiego Archiwum Państwowego.

Itineraria te są stosunkowo mało znane bowiem nikt jak dotychczas ich nie zebrał, nie odczytał i nie opracował. Próbowała to zrobić prof.dr hab. Danuta Molenda z Warszawy. Wspominali o nich inni badacze, ale wszystko to były tylko początki badań nad nimi. Itineraria powstały w momencie, kiedy w związku z upadkiem dawnych ośrodków górniczych i wyczerpaniem się znanych złóż zaistniała potrzeba szukania nowych. Proces ten rozpoczął się w drugiej połowie XIII wieku na terenie dzisiejszych Czech, które wchodziły wówczas w skład najpotężniejszego ówcześnie państwa, tj. Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Pisał o tym w 1250 roku Albertus Magnus: ,, Kiedy już wyschły wszystkie królestwa świata, co dotyczyło przede wszystkim kruszców (…) tylko obfite w nie Czechy zraszają je dobrowolnie w dniu dzisiejszym złotem.’’
W poszukiwaniu nowych złóż najlepsi byli przybysze z południa zwani w źródłach niemieckich jako ,,Welsche’’ (staroniemieckie „welsch” znaczy „włoski”, a „Welschland” to „Włochy”; wcześniej mianem tym określano wszystkie ludy romańskie, później zawężono to określenie tylko do Włochów lub ,,Wale’’ (inne starogermańskie określenie „wahl” - „walle” dla ludów romańskich: Francuzów, Włochów, Hiszpanów, Portugalczyków i Rumunów – stąd Wołosi), co można wywodzić także od znaczenia ludzi wałęsających się, chodzących bez celu. Ci ludzie jednak mieli cel i to bardzo sprecyzowany. Pisał o nich na pocz. XVI wieku, górniczy autorytet Georgius Agricola : ,,Włosi, którzy udają się do niemieckich gór w poszukiwaniu złota, płuczą w podłużnych korytach piasek rzeczny, przemieszany z drobinkami złota i granatami ’’.
Oni to sporządzali notatki ze swoich penetracji terenu, jego oznaczania i sposobów dotarcia do wychodni bogactw naturalnych. Te itineraria nazwano znacznie później ,, Wallenbücher’’ tzn. „Księgami Walońskimi”(co nie znaczy, że księgi a raczej notatki te pochodzą z Walonii lub, że wykonali je Walonowie – to już wiemy).

Nieliczne itineraria, dotyczące Karkonoszy są znane z tłumaczeń polskich, np. jedna z 1430 roku: ,, W Jeleniej Górze pytaj o wieś, która nazywa się Piechowice, tam nie ma jeszcze płukaczy, to idź otóż tą drogą w kierunku Czarnej Góry do huty szkła, to dojdziesz do Białej Wody albo Białego Strumienia i znajdziesz złoto do wypłukania i ametysty, tyle ile tylko zechcesz’’, lub inna z XV wieku: ,, Sztolnie owe na Czarnej Górze drążone były niezwykle głęboko, zatem musiano wkraczać w nie jeszcze przed pierwszym biciem dzwonów, a po nieszporze pracować było niepodobna’’. W późniejszych czasach większość itineriariów uważano za opisy zmyślone, bardziej legendarne i baśniowe niż prawdziwe, całkowicie zakodowane (dla tych co nie znają się na górniczym fachu) i dlatego były tajemnicze i niezrozumiałe dawniej a tym bardziej obecnie.

A przecież do dzisiaj nie znamy 99% ich treści. Najnowsze, nieliczne badania wskazują, że itineraria zawierają jednak precyzyjne opisy topograficzne, oparte głównie na obserwacjach poszukiwaczy, a nie na kartografii, której wówczas albo nie było, albo była wysoce niedokładna i nieprecyzyjna.

Część śląskich itinerariów przypisuje się Antoniemu Wale ( Antoni di Zane de Ricci), który miał je sporządzić w latach 1460-1470. Prawdopodobnie jednak ich autorami byli ludzie wynajęci przez niego, pochodzący z Włoch, ale piszący w języku niemieckim, bo tutaj przecież ,na terenie niemieckojęzycznym , interesy prowadził ich chlebodawca. Pod koniec XV wieku, wraz z Wielkimi Odkryciami Geograficznymi, wszystko się zmieniło. Po wyprawie Kolumba i odkryciu Nowego Świata zasobnego w kruszce, w tym w złoto, kierunek poszukiwań i wydobywania przesunął się właśnie tam (Krzysztof Kolumb pochodził z Włoch, a wyruszył z Hiszpanii).

Poszukiwaniem i wydobywaniem złota na terenie Środkowej Europy zajęli się z tego powodu kupcy południowoniemieccy, ale już nie na taką skalę jak to miało miejsce wcześniej.

Złoto i srebro z Ameryki Środkowej i Południowej zaczęło zalewać Europę, a po dawnych poszukiwaczach m.in. w Sudetach pozostały tylko liczne ślady w terenie ( słupki i kamienie graniczne, znaki naskalne, szyby i sztolnie zwiadowcze, ślady płuczek), które są dzisiaj cały czas niszczone przez gospodarkę leśną i postępującą zabudowę. Istnieją także wspomniane itineraria, tzw. „Księgi Walońskie”, które niestety nie są dotychczas zbadane i przetłumaczone.

Bez dokładnych badań terenowych, dokumentujących ślady materialne, oraz bez badań istniejących itinerariów, będą powstawały dzieła o tej naszej historii górnictwa, oparte na niesprawdzonych informacjach na temat ,, tajemniczych Walonów’’ lub ,, Walończyków’’ (raczej trzeba mówić Włochów, Italczyków lub południowców), które jeszcze bardzie będą pogłębiały tajemniczość i fantastykę naukową (tak, jak się to dzieje w przypadku templariuszy). A rzeczywistość jest zupełnie prosta - poszukiwacze pochodzili przeważnie z Włoch, działali, sporządzali notatki i odeszli tam, gdzie były lepsze widoki na znalezienie złota i wzbogacenie się. I nic w tym nie ma nadzwyczajnego. Ślady ich działalności, m.in. na naszym terenie badali archeolodzy pod kierunkiem prof.dr hab. Józefa Kaźmierczyka.

Itineriami, jak dotychczas nikt się jeszcze nie zajął.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO