Polacy pod Jelenią Górą podczas wojny trzydziestoletniej
Powszechnie wiadomo z kronik jeleniogórskich, że w XVII wieku pod Jelenią Górą pojawiły się dwa razy polskie oddziały, biorące udział w walkach podczas wojny trzydziestoletniej, jako wojska zaciężne. Mowa o kozakach. Wiadomo jest dzisiaj, że nie chodziło o mieszkańców Zaporoża, ale o lekkie oddziały jazdy, zwane kozakami, później elearami lub pancernymi. Wśród tego typu jednostek szczególnym rodzajem byli lisowczycy, o których na początku XVII wieku powstała legenda i trwała do połowy tego stulecia.
- Z kronik jeleniogórskich nie dowiemy się jednak, kim byli ci kozacy, którzy napędzili tyle strachu nie tylko mieszkańcom Jeleniej Góry i okolic. Tymczasem z polskich relacji znamy ich z imienia i nazwiska. Chorągwie lisowczyków brały udział w licznych wojnach prowadzonych w XVII wieku przez Rzeczypospolitą. Latem 1621 roku uczestniczyły w bitwie pod Chocimiem, a rok później na wezwanie cesarstwa, dowódca lisowczyków Stanisław Strojnowski gromadził chorągwie w Krzepicy, niedaleko granic Śląska – mówi dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze Stanisław Firszt.
Koncentracja oddziałów nastąpiła względnie szybko. Pułkownikiem był wspomniany Stanisław Strojnowski herbu Strzemię (dowodził w latach 1621-1625), strażnikiem obrano Benedykta Polujańskiego, sędzią Aleksandra Gwiazdowskiego, a oboźnym Aleksandra Pacynę. W skład kontyngentu wchodziło 16 chorągwi. Najliczniejsze (pułkownikowska, czarna i czerwona) liczyły po 400 koni. Cztery dalsze, dowodzone przez: Pawła Moisławskiego, Adama Skorulskiego, Jana Sławęckiego i Wojciecha Sulmirskiego liczyły po 300 koni, a dziewięć pod dowództwem: Jerzego Chetuskiego, Macieja Dembińskiego, Pawła Godlewskiego, Jana Grążewskiego, Jana Lubowickiego, Jana Machalskiego, Remigiusza Nowomiejskiego, Andrzeja Zejmy i Marcina Żarskiego miały po 200 koni. Razem dawało to liczbę ok. 4500 jezdnych. Do tej „armii” trzeba doliczyć tabory i ciurów obozowych. Razem mogło to być ok. 10 000 ludzi.
- Nad tym wojskiem czuwał kapelan naczelny, franciszkanin, urodzony w Konojadach Wojciech Dembołecki (Dębołecki). Dzięki niemu znamy dokładnie przebieg tej wyprawy, bowiem napisał pamiętnik, który wydano w 1623 roku pod tytułem „Przewagi Elearów polskich, co ich niegdyś Lisowczykami zwano które czynili w państwach cesarskich przeciwko Heretykom za czasów niezwyciężonych monarchów Ferdynanda II, cesarza chrześcijańskiego i Zygmunta III króla polskiego i szwedzkiego etc. w leciech pańskich od roku 1619 do 1623 krótko naprędce zgromadzone”. Najpierw dokonano dokładnego spisu osobowego pocztów i oddano pułkownikom. Miało to zwiększyć dyscyplinę i zapobiec rozbojom, a i tak wg statutów lisowczyków nawet drobne przewinienia były karane śmiercią. Na każdym postoju, kiedy zakładano obóz dokonywano sprawdzenia stanu wojska – opowiada Stanisław Firszt.
Oddziały Strojnowskiego wyruszyły 29 maja 1622 roku. W dniu 1 czerwca sforsowano Odrę powyżej Opola, kierowano się na Nysę do arcyksięcia Karola, a ten zdziwił się, że przybyli i kazał im wracać, ale lisowczycy odmówili i odpowiedzieli, że zgodnie z umową z Altheimen będą kontynuowali marsz do Bawarii. W dniu 3 czerwca komisarze arcyksięcia poprosili Strojnowskiego, aby ruszył pod Bystrzycę Kłodzką, obleganą przez zbuntowanych chłopów (ewangelików). W tym samym czasie lisowczyków wezwał też głównodowodzący wojskami katolickimi na Śląsku Karol Hanibal von Dohna na odsiecz Kłodzka. Po drodze (z marszu) Polacy odbili bystrzycę Kłodzką. W zdobytym obozie wroga pozabierali konie, szaty, muszkiety i szpady, a żołnierze cesarscy rabowali wszystko. Według relacji W. Dembołęckiego: „Piechota jako i rajtarowie skoczyli rezolutnie naprzód do martwego obozu, naprzód kabaty i pludry z trupów zwłóczyć, a potem do różnych wsi okolicznych bydła z nich, owce co i jeno naleźli, a nawet i okna, garnce miedziane itp., wszystko to (…) na przedaj zagarniali”.
O ten czyn posądzano później lisowczyków, ale sam Karol Hanibal von Dohna przyznał, że „niesłusznie wojsko polskie o plądrowanie kraju posądzają”, a Strojnowski pisał , że z „najsurowszą karnością postępuje”.
W końcu lisowczycy zostali przyjęci na służbę cesarską. Namiestnik Czech książę Karol Liechtenstein wyznaczył im leże w okolicach Zielonej Góry. Tam wypłacano im żołd (pułkownik 700 zł, rotmistrz 120 zł, a towarzysz 15 zł).
- Stąd ruszyli przez Saksonię, Frankowię, biskupstwo bamberskie i wuertzburskie pod Bad Wimpfen do Eppingen, gdzie czekał na nich feldmarszałek Tilly. W dniu 30 lipca przeprawili się przez Ren i rozpoczęli działania w Lotaryngii aż po granice Szwajcarii. Wszędzie wzbudzali zdziwienie i strach a to poprzez swój wygląd odmienny od standardów europejskich (stroje, łuki, rzędy końskie). Wydawali się bardziej Tatarami, niż Polakami. Tam narzucono im dowództwo. Praktycznie nadal dowodził Stanisław Strojnowski, ale tytularnie książę Zygmunt Karol Radziwiłł, syn Mikołaja, zwanego Sierotką. Brali udział m.in. w oblężeniu Wormacji. Już 19 września zaczęto przygotowania do powrotu do Polski. Arcyksiążę Leopold Habsburg kazał im wypłacić żołd ( 8 października) i żywił nadzieję, że: „z takąż skromnością i bez przeszkód odjedziecie (…) jak przyjechaliście w te strony, bez obrazy lub szkody czyjejkolwiek”. W dniu 20 października lisowczycy byli już pod Norymbergą, a stamtąd do Pragi zaprosił ich książę Karol Lichtenstein (usuwał ewangelików z kościołów). Prosił o pomoc i obiecał oddać Polakom kościół św. Idziego, tzn. „pod protekcję królów polskich oddać (…), aby tam wiecznymi czasy sami Polacy mieszkając, wszystkie nabożeństwa swoje za żołnierza katolickiego żywego i martwego odprawiali, a kościół pomieniony, aby był zwany polskim wiecznymi czasy”. Niestety książę tej obietnicy nigdy nie dopełnił – relacjonuje dyrektor.
Później wojska polskie skierowały się na północ w kierunku Głogowa. Szły prawdopodobnie przez Harrachov, przez Góry Olbrzymie (Karkonosze). Tutaj ksiądz Dembołecki zgubił swoje notatki. Należy tego żałować, bowiem później w opracowaniach ksiądz musiał wszystko odtwarzać z pamięci. W dniu 20 listopada 1622 roku, lisowczycy znaleźli się pod Jelenią Górą, wzbudzając strach i panikę. Kronikarze wspominają, że jeleniogórzanie podjęli obronę także poprzez „modlitwę, z pomocą kobiet i dzieci jak potrafili”. Lisowczycy stanęli obozem w okolicach Dziwiszowa, tam – według relacji świadków – ograbili kilka gospodarstw, zabili ok. 60 osób i zgwałcili kilka kobiet. Prawdopodobnie podobnie robili wszędzie na Śląsku, kiedy tylko przekroczyli granice. Nie mieli skrupułów, bowiem ludność była w większości wyznania ewangelickiego. W dniu 22 listopada dwie chorągwie lisowczyków podeszły pod umocnienia ziemne i zapory na przedmieściach miasta, ale gdy mieszczanie dowiedzieli się , że za nimi nadciąga dalszych 17 chorągwi natychmiast zamknęli miasto i stanęli z bronią na murach. Miało wówczas dojść do sławnego pojedynku między mieszkańcem Jeleniej Góry i lisowczykiem.
Niektóre kroniki mówią, że lisowczycy spokojnie przemaszerowali wzdłuż murów, a inne – że oddano do siebie kilka strzałów. Faktem jest, że pod Legnicą zastąpiły im drogę wojska śląskie, chcąc odwetu za krzywdy wyrządzone przez lisowczyków na tej ziemi, ale przede wszystkim, aby odebrać im zrabowane konie i mienie. Wojska już szykowały się do bitwy, ale w końcu doszło do porozumienia. Książę Karol Hanibal von Dohna w Bytomiu Odrzańskim kazał zbudować most na Odrze. Przez ten most musieli pojedynczo przechodzić lisowczycy, a na ich dobytek patrzyli poszkodowani mieszkańcy Śląska. Jeśli któryś z nich rozpoznał swojego konia lub inną własność, lisowczyk musiał mu ją zwrócić. Głównodowodzący lisowczykami Karol Radziwiłł nie chciał patrzeć na to upokorzenie, zabrał swoją piechotę i wozy, i oddzielnie wrócił do Rzeczypospolitej. Lisowczycy po przekroczeniu granicy podeszli pod Wschowę, gdzie złożyli sztandary i rozwiązano poszczególne chorągwie.
- Wojna trzydziestoletnia trwała nadal, a Rzeczypospolita prowadziła własne wojny z Moskwą (1632-1634) i Szwecją, toteż król Władysław IV Waza niechętnie posiłkował cesarza. Kiedy jednak podpisał rozejm ze Szwecją (1635 r.) zgodził się pomóc. Zebrano ok. 7000 ludzi pod dowództwem Pawła Noskowskiego herbu Łada i Jana Gromadzkiego herbu Oksza. Z lisowczykami już niewiele ich łączyło (chociaż posługiwano się podobnym kodeksem). Wyruszyli w końcu września 1635 roku w kierunku Brzegu i Legnicy, a dalej pod Norymbergę. Oddano ich pod dowództwo feldmarszałka Hansa von Goetza. Ze służby cesarskiej (Ferdynand III) wycofał ich w 1636 roku król Władysław. Wojska wracały bardzo spokojnie i karnie przez Turyngię i Czechy. Na Śląsku komisarze cesarscy wyznaczyli im leże pod Jelenią Górą. Było to jesienią 1636 roku. Przemarsz i pobyt oddziałów polskich odbył się spokojnie. Wojsko po otrzymaniu ekwiwalentu pieniężnego nie skorzystało z zakwaterowania w mieście. Następne oddziały polskie pojawiły się pod Jelenią Górą dopiero w 1945 roku – podsumowuje Stanisław Firszt.