Powitanie wiosny – Jare Święta – Wielkanoc
Kalendarzowy pierwszy dzień wiosny przypada 21 marca. Jednak kalendarz jest przecież tylko czymś, pozwalającym nam jedynie nazywać i porządkować dni. Kalendarz jest wynalazkiem człowieka, ale to Bóg stworzył noce i dnie, a wszystkie kalendarze oparte są na następstwie dni i nocy, z charakterystycznymi momentami, takimi jak fazy Księżyca czy rytm pór roku związany z ruchem Słońca.
Początek wiosny to moment wejścia Słońca w punkt Barana, czyli moment równowagi wiosennej, a ten zależy od lokalnego czasu obserwatora, więc data Wielkanocy może być różna w zależności od długości geograficznej. To po pierwsze, a po drugie - określenie dokładnej daty komplikuje istnienie dni roku przestępnego.
- W księgach Nowego Testamentu nie ma żadnej wzmianki o obchodach Wielkanocy. Ludy, które wcześniej przyjęły chrześcijaństwo w dalszym ciągu, tak jak w judaizmie, obchodziły Paschę. Później nawracane ludy, nowi chrześcijanie, przyjęli Święto Wiosny obchodzone wcześniej w lokalnych religiach pogańskich. Wielkanoc jest jedynym ruchomym świętem we spółczesnym kalendarzu świąt w naszej strefie kulturowej. U Słowian, przed przyjęciem chrześcijaństwa, obchodzono tzw. Jare Święta związane z przyjściem wiosny. Towarzyszyły temu specjalne zabiegi i uroczystości, które trwały kilka dni. Głównymi bohaterami tych świąt byli Marzanna (Marzana) i Jarowit (Jaryło), bóstwa słowiańskie. Marzanna była prawdopodobnie pomniejszą boginią lub demonem, związaną ze śmiercią (przyroda „umierała” wraz z jej pojawieniem się; „zima”, „zimna jak trup”). Znana jest pod imionami: Mor, Mar, Morana. Do dzisiaj w wielu słowach spotykamy echa jej imienia, np. „leżeć na marach”, „powalił ich mór”, „morowe powietrze” czy „męczy mnie jakaś zmora” – opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.
Jarowit, zwany też Jaryłą, był, jak się wydaje, bogiem wojny, a jednocześnie opiekunem rolników, a takimi w większości byli Słowianie (widać to w nazwie plemion polskich i ruskich – Polanie). W imieniu tego boga były dwa człony: „jar”, co oznacza siłę, moc, szybkość, wiosnę i młodość, oraz „wit”, co oznacza pan, władca. Jarowita utożsamiano często ze Światowidem. Czczony był szczególnie przez Słowian Zachodnich. Z XII. wiecznych źródeł wiemy, że w Wołogoszczy znajdowała się najsłynniejsza jego świątynia, w której szczególnie czczono jego tarczę obitą złotą blachą. Jego imię przetrwało do dzisiaj w wielu słowach, np. „stary ale jary”, „jare zboża”. Właśnie Jare Święta, w trakcie których kończyło się panowanie Marzanny, a zaczynało Jarowita, rozpoczynały pierwsze orki, otwierając tym samym nadejście i panowanie wiosny – Jaryły. Siano: grykę, jęczmień, owies, proso, jarą pszenicę i jare żyto. Zboża te lubią wczesny siew, a do kwitnienia nie potrzebują okresu niskich temperatur. Mają jednak krótki okres wegetacji. Najważniejsze było święto związane z równowagą wiosenną. Jak dokładnie przebiegały Jare Święta przed ponad tysiącem lat na ziemiach polskich dokładnie nie wiadomo. Były z pewnością bardzo bogate i uroczyste, na co wskazują ich resztki, które zostały wmontowane w obrządek chrześcijański już po chrzcie kolejnych ludów słowiańskich. Obchodząc dzisiaj bardzo uroczyście Święta Wielkanocne nie zdajemy sobie często sprawy, że kultywujemy pradawne zwyczaje słowiańskie, zaakceptowane i zaadaptowane przez Kościół, które uświetniają pamięć o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, tak jak kiedyś uświetniały moment odradzania się przyrody z zimowego letargu.
- Święta Wielkanocne do dzisiaj mają bogatą symbolikę obrzędową. Rozpoczynają się przeważnie 21 marca od topienia Marzanny – symbolu zimy. Dzisiaj jest to raczej zabawa, którą kultywuje się wśród dzieci i młodzieży szkolnej. Kiedyś robili to dorośli. O zwyczaju tym wspominają średniowieczne źródła, m.in. w 1420 roku synod poznański zwracał się do duchowieństwa: „Nie dozwalajcie, aby w niedzielę, którą zwie się Lactera albo Biała Niedziela, odbywał się zabobonny zwyczaj wynoszenia jakiejś postaci, którą śmiercią nazywają i w kałuży topienie”, a XVI. wieczny kronikarz pisał: „był on zwyczaj u nas po wsiach, że w Białą Niedzielę w poście topili bałwana (…), zwali tego bałwana Marzanną”. Mimo wysiłków Kościoła zwyczaj ten, chociaż już tylko w formie radosnej zabawy, przetrwał. W XIX wieku uważano, że obrzęd topienia Marzanny wprowadził jeszcze książę Mieszko I na pamiątkę topienia bałwanów, to jest posągów bóstw, podczas chrystianizacji. Jeszcze w latach 70. i 80. XX wieku studenci Uniwersytetu Wrocławskiego skupieni w kole turystycznym „SETA” organizowali doroczny „Rajd Marzanny”, którego głównym punktem był wyścig Marzann, wykonanych przez różne grupy. Wygrywała ta, która pierwsza wpadła do rzeki. Miałem przyjemność i satysfakcję brać udział w tej cyklicznej imprezie, projektując na tę okazję okolicznościowe znaczki-plakietki – opowiada S. Firszt.
Dawniej topienie Marzanny był to magiczny zabieg przegonienia ze wsi śmierci – zimy, utopienia jej, aby spłynęła wraz z lodem do morza i ustąpiła z drogi następującej wiośnie. Tam, gdzie nie było wody kukłę spalano. - W Niedzielę Palmową święci się „palmy”, w chrześcijaństwie symbol liści palmowych, którymi witany był Jezus wjeżdżający do Jerozolimy. Palmy na naszym terenie wykonuje się zazwyczaj z gałązek wierzbowych z baziami lub z użyciem innych materiałów, zdobiąc je suchymi kwiatami, kłosami i kolorowymi suszonymi trawami. Po wyjściu z kościoła uderzano nimi dawniej o mur świątyni mówiąc: „Palma bije, nie zabije, bo za sześć noc Wielkanoc”. Dzisiejsze palmy, jak ongiś gałązki wierzby z baziami, miały po pierwsze znaczenie dekoracyjne przy strojeniu izby i świątecznego stołu, ale też posiadały ogromną moc magiczną, dodając sił i zapewniając zdrowie. Wierzbowe bazie dawano połykać dzieciom, aby uodpornić je na ból gardła. Dodawano do karmy dla zwierząt, aby były zdrowe, a także uderzano nimi bydło, które pierwszy raz po zimie było wyganiane na pastwisko. Gałązki palmy zatykano dla urodzaju na skraju pola lub ogrodu, a także stawiano w oknach, chroniąc dom przed piorunami. Palma chroniła dom przed wielkimi nieszczęściami (po świętach palono je, a popiół z nich wykorzystywany był w Popielec). W Wielki Czwartek i Wielki Piątek starano się nie pracować, bo to mogło przynieść nieszczęście. W kościołach urządzano „groby Jezusa”, przy których wystawiano symboliczne straże (to kultywuje się do dzisiaj) – mówi S. Firszt.
W Wielką Sobotę święcono ogień i wodę oraz pokarmy, tzw. „święcone” lub „święconkę”. Kiedyś do kościołów w wielkich koszach przynoszono praktycznie wszystko, co później spożywano na świątecznym stole. Te „kosze obfitości” z czasem stawały się coraz mniejsze. Dzisiaj są niewielkie, a ilość pokarmów jest w nich symboliczna. W świątecznym koszyczku nie powinno jednak zabraknąć: malowanych jajek (pisanek), chleba, ciasta, chrzanu (w korzeniu), soli, wędlin i ewentualnie masła (kiedyś z masła robiono baranki, dzisiaj zastąpiły je baranki cukrowe) i białego sera. Szczególną rolę wśród pokarmów do święcenia spełniały i spełniają malowane jaja (w tym celu używano naturalnych barwników: łupin cebuli, czerwonych buraków i listków owsa), często pięknie zdobione. Jak przystało na święta odradzania się – zmartwychwstania, są symbolem cudu narodzin nowego życia. W starożytności były symbolem świata, płodności i zdrowia, początkiem stawania się, początkiem rozwoju. Ludy pogańskie (w tym dawni Słowianie) używali jaja jako środka oczyszczania, zapewniającego pomyślność w domu i życiu rodzinnym. Jaja złożone w pierwszych dniach wiosny uważano za obdarzone szczególną życiodajną siłą. Germanie zakopywali jaja na polach, by zwiększyć ich urodzajność. Składano je też do grobów w nadziei na życie wieczne. W chrześcijańskie wierzono, że tak jak ze skorupy jaja wychodzi młody ptak, tak z ciemnego grobu zmartwychwstaną zmarli, tak jak Jezus Chrystus.
- W związku z tym, że jajom przypisywano wielką moc, szczególnie tym zniesionym w Wielki Czwartek, przed ich poświęceniem starano się je ozdobić. Najpierw były to jakieś specjalne magiczne znaki, które później przekształciły się w elementy ozdobne. Dzisiaj piękne pisanki i kraszanki stały się głównym symbolem Świąt Wielkanocnych. Od XII wieku święceniu pokarmów służy ta sama formuła wygłaszana przez kapłana: „Prosimy Cię, Panie, aby łaska Twojego błogosławieństwa zstąpiła na te jaja; niech się one staną zdrowym pokarmem dla wiernych Twoich, którzy spożywać je będą w duchu dziękczynienia za zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa. Który z tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen”. W Niedzielę Wielkanocną starano się jak najwcześniej wstać i wziąć udział w rezurekcji, a następnie zasiadano do świątecznego stołu, przystrojonego barwinkiem, wysianym w doniczce owsem, barankiem z ciasta, masła lub cukru, kolorowymi pisankami, świątecznymi babami, wędlinami itp. W różnych regionach Polski głównym daniem były żury czy barszcze. W tradycji mojej rodziny (Beskid Niski) była to tzw. „święconka” – zawiesista zupa na rosole, do której wkrajano po trochu wszystkiego, co znalazło się w świątecznym koszyku i zostało poświęcone – opowiada dyrektor Muzeum Przyrodniczego.
Przed jedzeniem, w wielu domach do dzisiaj dzieli się święconym jajkiem, składając sobie najlepsze życzenia. Przy stole obdarowywano się pisankami, urządzano zawody uderzając jajami o siebie, a czyje jajko ocalało, zwyciężał. Dzieci i młodzież puszczały jaja z górek patrząc, które pierwsze stoczy się w dół. Święta Wielkanocne kończy Poniedziałek Wielkanocny. W ten dzień zachował się zwyczaj zwany śmigusem-dyngusem. Miał on niegdyś magiczne znaczenie. Służył zapewnieniem płodności i dużych urodzajów oraz obfitych deszczów. Pierwszy człon nazwy zwyczaju, tj. „śmigus”, polegał na biciu (nie mocnym) panien przez kawalerów gałązkami wierzbowymi (witkami). Był to rodzaj zalotów, połączony z ganianiem się – śmiganiem (do dzisiaj pozostała nazwa potoczna „śmigać po coś” i nazwa „śmigło”). Drugi człon nazwy, „dyngus”, polegał na oblewaniu się wodą i to bardzo obficie. Woda bowiem ma moc oczyszczającą. Dziewczęta starały się wykupić, obdarowując chłopców pięknymi pisankami. Tego dnia zanoszono też potrawy, a szczególnie jaja, na groby zmarłych, co miało symbolizować przyszłe ich zmartwychwstanie, tak jak to się stało z Jezusem. Po świętach skorupy jaj ze świątecznego stołu wyrzucano do ogrodu lub na pola, aby był urodzaj i dla ptaków, aby nie niszczyły zasiewów.
Okres przesilenia równonocy wiosennej wiązał się z tzw. „wiosennymi porządkami”. - Najpierw, jak wspomniałem wcześniej, przepędzano ze wsi złe duchy, a szczególnie Marzannę (śmierć – zimę), która na długie miesiące paraliżowała życie mieszkańców. Następnie przystępowano do przygotowań przywitania wiosny – siły natury walczącej o powstawanie nowego życia, personifikowanej z Jarowitem (w chrześcijaństwie zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa). Hucznie obchodzono dzień nadejścia równonocy (zmartwychwstania Pańskiego), dając upust jedzeniu, piciu i zabawie. Po tym i magicznych zabiegach (np. zatykanie palm na polach, wysypywanie skorup jaj na polu); w chrześcijaństwie święcenie pół, przystępowano do wielkich wiosennych porządków w obejściach, ogrodach i na polach. Wyganiano zwierzęta na pastwiska, a po orce zasiewano pola jarymi zbożami. Świat ponownie budził się do życia, zmartwychwstawał jak Jezus Chrystus. Święta Wielkanocne są najweselszymi świętami w polskim kalendarzu liturgicznym. Związane z nimi radosne zwyczaje są naszym dobrem narodowym, wyróżniającym nas Polaków i pozostałych Słowian spośród innych narodów tego świata. Warto, aby przetrwały one jak najdłużej, abyśmy nie rozpłynęli się w masie wielokulturowości w dobie powszechnej unifikacji i globalizacji. Spójrzmy na naszych sąsiadów, pyszniących się ponoć „wyższym poziomem kulturalnym” (właściwie jego zanikiem i przyjmowaniem zupełnie obcych wzorców), jak smutne są u nich święta, szczególnie Wielkanoc – podsumowuje Stanisław Firszt.