Zamierzchłe sposoby oznaczania granic

Stanisław Firszt

Od dawna wiedziano, że ziemie nadawane lub przejmowane w drodze kupna musiały być w dawnych wiekach jakoś wyznaczone, a ich granice tak oznaczone, aby nie było wątpliwości i sporów co do ich przynależności.

Średniowieczne opisy sposobu wyznaczania takiego terenu, szczególnie w obszarach górskich i porośniętych lasem są dobrze znane. Otóż w centrum takiego obszaru rozpalano ognisko, podtrzymywano ogień i podrzucano w płomienie świeżo ścięte gałęzie drzew, aby uzyskać gęsty dym. Od tego miejsca oddalano się tak daleko jak to było możliwe, ale tak aby dym był jeszcze widoczny. W skrajnych odległościach wycinano znaki na pniach drzew. Prawdopodobnie były to najprostsze formy graficzne, tj. nacięcia albo krzyże równoramienne wyciosane toporem lub siekierą. Tak czyniono, kiedy wyznaczano obszar dla nowego właściciela lub dzierżawcy. Jednak znaki na drzewach były czytelne tylko przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Starczały na czas życia jednego pokolenia.

Jeśli jednak obejmujący teren chciał utrwalić na dłużej granicę swego posiadania musiał wykonać bardziej trwałe oznakowanie, które mogłoby przetrwać więcej niż ok. 25 lat. W Sudetach mogły to być znaki wykuwane na ścianach skalnych i większych głazach. Na znaki takie powstałe przed wiekami lub dziesiątkami lat natrafiali miejscowi mieszkańcy i pracownicy firm budowlanych zatrudnieni w terenach górskich przy wielu inwestycjach, bardzo licznych od XIX wieku (przy budowie dróg, kopalń odkrywkowych, budownictwie usługowym, mieszkalnym, samorządowym, i budowie linii kolejowych).

Odkrycia różnych znaków naskalnych zostały odnotowane w niemieckich archiwach archeologicznych. Notatki te, a nawet specjalne poszukiwania miały miejsce w latach 20. i 30. XX wieku. Te znaki graficzne, wykuwane w kamieniu przedstawiały najczęściej różne formy krzyży równoramiennych, ale nie brakowało też wykutych narzędzi, takich jak: łopaty, kilofy, młoty, drabiny czy ludzkie części ciała np.: głowy, dłonie czy stopy. Spotykano też napisy i daty. Określenie czasu powstania tych ostatnich znaków było najprostsze. Inne trudno było datować i wiązano je przede wszystkim z Walonami działającymi tam od XV do XVI wieku lub z innymi ludźmi „oswajającymi” te górskie tereny.

Mało kto zajmował się nimi w sposób systematyczny i naukowy. Dopiero po drugiej wojnie światowej, dokładnie dwadzieścia lat po niej, znakami tymi zainteresował się Tadeusz Steć, który wraz z matką zamieszkał w Cieplicach w 1965 roku. To on też pierwszy zwrócił uwagę na rolę joannitów w zagospodarowaniu okolic samych Cieplic oraz obecnej Szklarskiej Poręby. Ze źródeł pisanych wiadomym mu było, że 12 marca 1281 roku książę lwówecki Bernard I Zwinny, syn Bolesława II Łysego zwanego Rogatką, wnuk Henryka II Pobożnego i brat rodzony Henryka V Grubego księcia jaworskiego i legnickiego, oraz Bolka I Surowego księcia jaworskiego i świdnickiego, podarował joannitom z komandorii w Strzegomiu obszar o powierzchni 250 łanów wokół Callidus fons (Ciepłych Źródeł), tj. ok. 6000 ha. A parę miesięcy później 13 lipca 1281 roku sprzedał im w górach nad rzeką Kamienną (nad tą samą rzeką leżą Cieplice) kolejne 100 łanów, tj. 2500 ha. W dokumencie zapisano: „Bernard, książę śląski, sprzedaje (…) krzyżowcom obszar 100 łanów położony między rzeką, którą nazywają Kamienną, która płynie z jednej strony i potokiem Plessena z drugiej strony na całej długości, ze wszystkimi przynależnościami”.

Sporą część znaków wykutych na kamieniach znaleziono właśnie na terenach przyległych do Szklarskiej Poręby i automatycznie chciano je połączyć z transakcją sprzed 700 lat. Tak myślał wspomniany wyżej przewodnik sudecki, który zainteresował tym tematem w 1975 roku Tadeusza Kalatyna, dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno-Konserwatorskiego we Wrocławiu, a później Jadwigę Skibińską, wojewódzkiego konserwatora zabytków w Jeleniej Górze. Oni postarali się, aby na tym terenie przeprowadzić szczegółowe rozpoznanie archeologiczne. Wcześniej o możliwych badaniach terenów górskich Tadeusz Steć rozmawiał z szefem Katedry Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego Józefem Kaźmierczykiem, który to od 1975 roku rozpoczął swoje wykopaliska i prace powierzchniowe nad średniowiecznym górnictwem złota na Dolnym Śląsku.

Obszar zakupiony przez joannitów w XIII wieku i penetrowany później przez Walonów i hutników szkła w XV-XVI wieku, znalazł się w orbicie zainteresowań wrocławskiego archeologa w 1979 roku. To wówczas przy udziale pracowników i studentów Katedry Archeologii rozpoczęły się tam najpierw badania powierzchowne, a później także sondażowe. Założono, że teren zajęty przez joannitów ograniczony był z jednej strony rzeką Kamienną na południu i wschodzie, a z drugiej rzeką Małą Kamienną, którą utożsamiano z wymienionym w dokumencie potokiem „Plessena” na północy, to jest cały obszar zajęty dzisiaj przez Szklarską Porębę. To było to 100 łanów. Należy zastanowić się przy tej okazji, co obejmował obszar 250 łanów (półtora razy większy) wokół Cieplic. Być może na tym terenie znajdują się dzisiaj: Piechowice, Michałowice, Jagniątków, Sobieszów, Zachełmie, Sosnówka, Górzyniec, Piastów, Wojcieszyce i Malinnik.

W pierwszej połowie 1979 roku został spenetrowany bieg Małej Kamiennej od Rozdroża Izerskiego do Szklarskiej Poręby Dolnej i Górzyńca. Oprócz licznych wyrobisk, górniczych sztolni, tam i płuczek kamiennych odkryto liczne znaki krzyży wykute albo na większych głazach, albo na specjalnie wykonanych słupkach kamiennych. Dodatkowo, tam gdzie nie było skał i większych głazów, znaleziono liczne specjalnie usypane kopczyki z kamieni. Wszystkie te obiekty układały się w cały ciąg tworzący rodzaj oznaczonej granicy. W badaniach tych brałem aktywny udział jako student IV roku archeologii.

Prace te były kontynuowane samodzielnie przez naszą grupę studentów, w II poł 1979 roku. Penetracją objęty został wówczas bieg rzeki Kamiennej od Piechowic do Huty „Józefiny”. Odkryliśmy wówczas kilkadziesiąt znaków krzyży wykutych na ścianach skalnych, większych głazach i słupkach kamiennych wkopanych w ziemię. Na tym obszarze nie stwierdziliśmy istnienia kopczyków kamiennych. Dalszą prezentację okolic poza Hutą „Józefiny” w kierunku górnego biegu rzeki Kamiennej wykonywaliśmy później na początku lat 80. XX wieku z Ryszardem Kołomańskim pracownikiem Służby Ochrony Zabytków w Jeleniej Górze. Tam także znaleźliśmy kilka znaków krzyży wykutych na głazach i słupkach kamiennych.

W latach 1981-1982 prof. Józef Kaźmierczyk przeniósł swoje poszukiwania na tereny Podgórzyna, Zachełmia i Karpacza. I tam też odnotowano liczne znaki naskalne (przedstawione w formie krzyży), a także bardzo liczne kopczyki kamienne. Takie oznaczenie granic znaleziono też w 1988 roku podczas badań w Sosnówce, które to razem z grupą studentów następnych roczników archeologii prowadził prof. Józef Kaźmierczyk.

Pod koniec lat 80. I na początku lat 90. XX wieku z ramienia Muzeum Okręgowego w Jeleniej Górze z grupą archeologów w nim zatrudnionych rozpoznałem teren dawniejszych jeżowskich kopalni złota. Jak się okazało szyby górnicze i znaki krzyży wykuwane na skałach i na słupkach kamiennych znajdowały się w okolicach Płoszynki, Płoszyny, przy Stromcu i Górze Szybowcowej. Najwięcej ich jednak odkryto na terenie zalesionym między Zabobrzem, a Dziwiszowem na południowy-wschód od Góry Szybowcowej. Kilkadziesiąt znaków krzyża umieszczonych na słupkach kamiennych i głazach idealne otaczało pole górnicze z zachowanymi śladami szybów. Był to obszar na planie prawie idealnego kwadratu. Tutaj dzięki źródłom pisanym można było datować te znaleziska na wiek XVI.

Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie znaki krzyży i inne, które znajdują się w Sudetach, nie muszą być znakami granicznymi sprzed wieków. Tymi najprostszymi znakami graficznymi umieszczonymi na kamieniach posługiwali się też ci, którzy wyznaczali: działki pod uprawy, punkty wysokościowe, a także szlaki turystyczne. Nie wszystkie kamienie z krzyżami zatem były wykute w średniowieczu. Spora ich część pochodzi zapewne z XVII, XVIII i XIX wieku. Można też wyróżnić różne formy samych krzyży (szerokie, wąskie, kute płytko lub głęboko, zbliżone do krzyży maltańskich, lub zaopatrzone na końcach w dołki, małe i duże). Wszystko to wskazuje na to, że wykonywane były przez różne osoby, w różnym czasie jak i dla różnych celów.

Po przebadaniu w/w terenów i po odkryciu ogromnej ilości znaków granicznych (krzyży i kopczyków), prof. Józef Kaźmierczyk zamierzał dokonać głębokiej analizy tych odkryć. Chciał usystematyzować przynajmniej znaki krzyży, opracować ich typologię i spróbować je datować przynajmniej z jakiego są wieku. Zamierzenia te przerwała mu śmierć w 1993 roku, a temat ten, który starało się podjąć później Muzeum Okręgowe w Jeleniej Górze, pozostaje do dzisiaj otwarty.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO