Tajemnice Września Jeleniogórskiego
Zapchany stoiskami handlowymi rynek nikogo nie dziwił przed 1945 rokiem. Teraz tłum handlowców i kupujących pojawia się okazjonalnie raz do roku – przy okazji Jarmarku Staroci i Osobliwości. Za Niemców święto miasta fetowano w czerwcu.
– Polacy huczną imprezę z okazji 850-lecia Jeleniej Góry zorganizowali w 1958 roku – mówi Ivo Łaborewicz, kierownik oddziału Archiwum Państwowego.
Święto miało odbyć się wcześniej, ale kłopoty organizacyjne sprawiły, że pomysłodawcy wyrobili się dopiero we wrześniu.
Poniekąd było to po myśli ówczesnych władz, które w żaden sposób nie chciały nawiązywać do niemieckich tradycji.
To właśnie dlatego mamy cykliczny Wrzesień Jeleniogórski.
<b> Trochę prawdy, trochę fałszu </b>
Sama rocznica fundacji Jeleniej Góry nie jest do końca pewna: to tylko według legendy książę Bolesław Krzywousty w 1108 roku założył miasto. Taka właśnie wersja wydarzeń znajduje potwierdzenie w najstarszych kronikach miejskich.
W 1108 roku Krzywousty prowadził zbrojną kampanię przeciwko Czechom
– to fakt. Ale czy prawdą jest, że polował na dorodnego jelenia, którego nie ustrzelił?
Według legendy dumne zwierzę wskazało księciu miejsce, gdzie miał postawić zamek warowny. Z niego w 1111 roku ruszył z wojskami na stronę czeską i – zaskakując przeciwnika przeprawą przez Karkonosze – dał południowym sąsiadom łupnia.
Tymczasem o dacie założenia miasta „zdecydował”, między innymi, kronikarz Kaspar Schwenkfeldt w swoim szesnastowiecznym opisie Cieplic. – W XIV wieku w kościele parafialnym w Jeleniej Górze, na belce umieszczonej pod ołtarzem, był wyryty po łacinie wyjątek z hymnu świętego Ambrożego: „et beneDIC haereDItati tVae (– i pobłogosław dziedzictwu twemu) – cytuje I. Łaborewicz.
Kronikarz doszukał się w wielkich literach inskrypcji określenia roku w cyfrach rzymskich DDCVIII, czyli 1108. Legenda miała dotyczyć bliżej nieokreślonego księcia Bolka.
Badania archologiczne prowadzone na Wzgórzu Krzywoustego nie potwierdziły tej wersji. Znaleziono ślady z późniejszych nieco czasów.
Legenda, według zasady, że im częściej się ją powtarza, tym bardziej zyskuje na wiarygodności, pozostała. Była ona cennym atutem dla Polaków, którzy osiedlili się w Jeleniej Górze po 1945 roku. Dowodem piastowskiej i polskiej przeszłości tych ziem. Co oczywiście jest po części racją. Inny dowód to choćby słowiańsko brzmiące źródłosłowy nazw niektórych miejscowości w regionie jeleniogórskim.
O tym, że Krzywousty nie tylko założył, ale i zbudował(sic!) miasto w 1108 roku „świadczą” inskrypcje na frontonie ratusza: „Urbem DDCVIII Boleslaus Distroutus struxit”. Wykonane po 1945. Oczywiście są historycznym fałszem, choć zaakceptowanym przez niemal wszystkich jeleniogórzan.
<b> Czerwiec zamiast września </b>
Przed 1945 miejskie obchody świętowano na Markcie, czyli dzisiejszym placu Ratuszowym. W 1938 roku 650-lecie nadania praw miejskich fetowano od 16 do 24 czerwca. Były one okazją do corocznego Święta Karkonoszy. – Do miasta zawsze przyjeżdżały tysiące gości z całego Śląska i dalszych prowincji Niemiec – pisze Ivo Łaborewicz.
To właśnie wówczas Markt jako żywo przypominał zatłoczony dziś plac Ratuszowy z okazji Jarmarku Staroci i Osobliwości. Za niemieckich czasów były tam po prostu kiermasze i targi. Sprzedawano owoce, warzywa, kwiaty.
Na zachowanych zdjęciach nie widać starych mebli. Są za to stragany pełne ziemniaków, pomidorów. Kobiałki z wiśniami i czereśniami. I mnóstwo ludzi.
<b> Kolorowe jarmarki </b>
Do tłoku w centralnym miejscu miasta ówcześni jeleniogórzanie byli przyzwyczajeni. Także do zakupów. Rynek był po prostu rynkiem, gdzie na co dzień handlowano nie tylko żywnością.
Pierwszy jarmark w rynku – zgodnie z kronikarskimi zapisami – odbył się w maju 1519 roku. Miasto otrzymało wówczas przywilej od króla Ludwika Jagiellończyka na ich organizowanie.
Pisząc za Ivo Łaborewiczem, tutejsi kupcy mieli wówczas prawo do najlepszych stoisk i płacili tylko połowę „placowego”, przewidzianego dla handlarzy spoza Hirschbergu.
Wielkie jarmarki organizowano trzy razy w roku. Targowisko istniało praktycznie codziennie.
Porównując Hirchberg i pierwsze lata Jeleniej Góry większych zmian nie widać. Kupcy prowadzący działalność w sklepach ulokowanych w podcieniach swoje stoiska – w ciepłych porach roku – wystawiali na zewnątrz. Starsi jeleniogórzanie pamiętają otwory piwniczne, do których bezpośrednio dostawcy „zrzucali” towar w beczkach lub w skrzyniach.
<b> Kufel piwa, lampka wina </b>
Handlowy charakter rynku nie przeszkadzał hotelarzom, gastronomom, bankowcom i innym ludziom interesu. Uczestnikami czerwcowego święta Jeleniej Góry byli zapewne goście hoteli, które urządzono w rynkowych kamienicach.
Jednym z bardziej popularnych był Hotel Deutsches Haus (Niemiecki Dom), w którym nie tylko można się było wygodnie wyspać – najpewniej mimo imprez, w rynku było znacznie ciszej – ale też i świetnie zjeść i napić się zimnego pilznera prosto z beczki.
Po dojściu do władzy Hitlera w roku 1933 był to ulubiony lokal członków NSDAP.
Spragnieni zwolennicy napoju Dionizosa, zmęczeni wędrówką pośród stoisk jarmarcznych, raczyli swoje podniebienia różnymi winami w lokalu Ernsta Cordsa, właściciela ośmiu sklepów z winem w całej Jeleniej Górze.
<b> Jurek z widłami
czyli handel zamorski </b>
Na wszystkich spoglądał z posągu Neptun. Nie wiadomo, dlaczego posąg króla mórz i oceanów, który w centralnym punkcie miasta znalazł się w XIX wieku przeniesiony z ogrodów mieszczańskiej rezydencji, nazwano Gabeljuergen.
O ile słowo Gabel – czyli widły – ma swoje uzasadnienie, o tyle Juergen, czyli Jurek lub Jerzy, jakoś do rzeźby nie pasuje.
Warto wspomnieć, że to nie jedyny element świadczący o zamorskich stosunkach Jeleniej Góry z resztą świata – nasze miasto było członkiem Hanzy, czyli związku miast handlowych. Płótno, którego zapewne sporo było na targowiskowych stoiskach, eksportowano do różnych zakątków Europy.
– Kupiecka Konfraternia istniała w mieście od 1652 roku – podaje Łaborewicz. Jej symbol w postaci płaskorzeźby przedstawiającej handlowy żaglowiec, umieszczono na jednej z najbardziej zdobionych kamienic w Rynku.
Wszystkie ozdoby zostały usunięte pod na przełomie lat 50 i 60 ubiegłego wieku podczas rozbiórki kamienic nadgryzionych zębem czasu i nieremontowanych przez władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Na postawionej replice budynku nie znaleziono miejsca na zabytkowe płaskorzeźby, w tym herb i godło kupieckie szlacheckiej rodziny Daniela von Buchsa, jednego z najbogatszych jeleniogórzan z XVIII wieku.
Zdobienia zachowały się do dziś na dziedzińcu Muzeum Karkonoskiego.
<b> Smaki z przeszłości </b>
Dziś przepychający się uczestnicy Jarmarku Staroci i Osobliwości raczej wolą zjeść szaszłyk lub kiełbaskę z grilla oferowane przez współczesnych „małych” gastronomów, niż skorzystać z restauracyjnego menu okolicznych lokali.
Co prawda w gierkowskich latach propagandy sukcesu na placu Ratuszowym urządzono kilka przybytków nie tylko dla smakoszy. Winiarnia „Kasztelanka”, powstała w narożnej kamienicy u zbiegu placu Ratuszowego i dzisiejszej ulicy Pionierów Jeleniej Góry. Ale – jak można sądzić – nijak miała się do lokalu Erndsa Cordsa, w którym dziś jest sklep Jubilera.
Handlarze, którzy zjeżdżają z całej Polski, nie mają też w centralnym punkcie miasta hoteli. A przed 1945 rokiem w Hirschbergu, poza wspomnianym Deutsches Haus, można było znaleźć nocleg w Hotelu zum Weissen Ross, czyli „Pod Białym Rumakiem”.
W jego miejscu, w przebudowanych parterach kamienic, są dziś popularne restauracje: Pokusa, Smok i Retro – urządzone także w latach 70-tych ubiegłego wieku w charakterystycznym dla tamtego okresu stylu.
Oddzielone niegdyś partery kamienic, w których mieścił się hotel Niemiecki Dom, po przebudowie połączono. W latach PRL mieściła się tam słynąca z kiepskiej kuchni restauracja Arkadia. Potem powstał tam lokal Hortexu. Kiedy skończyła się moda na lody, zaczęto serwować również piwo i inne trunki.
Bywalcy pamiętają to miejsce z cuchnących i płatnych toalet.
<b> Kiermasz po polsku </b>
Sam Jarmark Staroci i Osobliwości, którego pomysłodawcą i organizatorem do 1999 roku było Jeleniogórskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, zaczynał się dość skromnie na początku lat 70-tych wieku ubiegłego.
Jednak zrobił ogólnopolską karierę, która – choć o imprezie nie wspomina się już w wiadomościach telewizyjnych – trwa do dziś. Jest jednym z większych tego typu wydarzeń nie tylko na Dolnym Śląsku, ale i w Polsce.
Co roku prawdziwych staroci na nim coraz mniej. Mieszkańcy chyba znaleźli na strychach poniemieckich kamienic większość tego, co pozostawili dawni jeleniogórzanie.
Kto wie, czy większość tego towaru nie została wykupiona przez wielu sentymentalnych Niemców?
Literatura:
Łaborewicz Ivo, Legendy i podania Jeleniej Góry, Towarzystwo Przyjaciół Jeleniej Góry, 2002
Janc Zbigniew, Łaborewicz Ivo, Jelenia Góra na dawnych widokówkach – historia obrazem pisana, Filatelistyka i Kolekcjonerstwo „U Benia”, Jelenia Góra, 2006