Czyste ręce w Hirschbergu

TEJO

Z zachowaniem higieny osobistej dawni mieszkańcy Jeleniej Góry kłopotów raczej nie mieli, choć jeszcze na początku XX wieku toaleta w mieszkaniu była luksusem, nie wspominając o wydzielonych łazienkach. Działały za to łaźnie miejskie, z których często korzystano. O aquarparku nikt nie marzył, za to w basenach w Jeleniej Górze, Cieplicach i Sobieszowie w ciepłych porach roku roiło się od chętnych na wodne rozrywki. Co zostało z tamtych lat?

Mycie po niemiecku
Niemcy znani z umiłowania do mycia i czystości (nie tylko rasy) szorowali się przed 1945 rokiem pod ogólnie dostępnymi prysznicami w przybytku zwanym Hausbad, co znaczy mniej więcej tyle, co łaźnia. Utrzymywana była przez miasto i zbudowana tuż przy starówce, na Promenadzie (dziś plac kardynała Wyszyńskiego).

Łaźnia miała wydzielone pomieszczenia z natryskami dla pań i panów, umywalki i zapewne toalety. Jako jeden z pierwszych tego typu obiektów została wyposażona w ciepłą wodę, podgrzewaną w kotłach.
Chadzanie do łaźni było swoistym rytuałem celebrowanym przez całe rodziny najczęściej raz w tygodniu, w piątki lub soboty. A placówka otwarta na przełomie XIX i XX wieku, czynna była codziennie.

Po roku 1945 dom łazienkowy zlikwidowano. Pomieszczenia zostały przystosowane na mieszkania. Trudno dziś domyśleć się, jakie było pierwotne przeznaczenie tej eleganckiej kamienicy. W czasach, kiedy powstawała, nawet łaźnie musiały ładnie i stylowo wyglądać, czego nie można powiedzieć o wielu zbudowanych w czasach PRL i później obiektach użyteczności publicznej.

Kilkaset metrów dalej, na rogu Sandstrasse (dziś ulica Kasprowicza) oraz Auenstrasse (Poznańska), działała inna łaźnia zwana przez dawnych jeleniogórzan już poważniej, bo Schwimmhalle – czyli halą pływacką. Była to zarazem pierwsza w Hirschbergu kryta pływalnia, czynna przez cały rok.
Zbudowano ją w miejscu dość ustronnym: nieco dalej od ścisłego centrum i pośród kamieniczek zamieszkałych przez biedniejszych ludzi. Ale na kąpiele przychodzili tam również ci bardziej majętni. Wstęp był w zasięgu zawartości portfela każdego mieszkańca.

Czystość
za towarzysza Wiesława

W krytym basenie pływano jeszcze za Polski Ludowej: do połowy minionego stulecia. Później, zapewne zgodnie z zaleceniem władz odgórnych z Władysławem Gomułką na czele, pływanie pod dachem okazało sie zbytkiem niegodnym socjalistycznego obywatela. Basen zamknięto. Hala została rozebrana, a niecka – zakopana i pokryta warstwą żużlu. Tkwi w ziemi do dziś.

Pozostała sama łaźnia. Władza dbała o podstawową higienę swoich obywateli: placówki zlikwidować nie można było. Ostała się do pierwszych lat wolnej Rzeczpospolitej i dopiero wówczas została zlikwidowana. Stwierdzono, bowiem, że mycie się w obiekcie publicznym i na oczach innych jest czynnością zbyt intymną. Poza tym stan obiektu był fatalny – jak większości domów w tej części miasta.

Z budynku usunięto pierwsze piętro, a w zachowanych pomieszczeniach powstawały hurtownie branży różnej. W końcu otwarto działający do dziś sklep rowerowy.

Nocnikom chwała
Łaźnie w dawnej Jeleniej Górze istnieć musiały, bo w większości mieszkań łazienek nie było. Za sytuację komfortową uchodziło posiadanie ubikacji, oczywiście nie w mieszkaniu, ale na klatce schodowej. W domach dzielnic uboższych musiała wystarczyć wygódka na podwórku, a jedynym źródłem wody były zamontowane na korytarzach krany z blaszanymi zlewami, a nierzadko także pompy uliczne.

Żeby stwierdzić, że taka była rzeczywistość, nie musimy przenosić się na początek wieku minionego, bo tamte realia po części istnieją do czasów obecnych. Choćby pompa ręczna przy ulicy Wolności. Dziś, choć ramię jest zablokowane łańcuchem zamykanym na kłódkę, podobno jest sprawna. Trudno sprawdzić. Najpierw trzeba by przeprowadzić śledztwo, kto ma do tej kłódki klucz…
Czerpali z niej wodę średniozamożni jeleniogórzanie, mieszkańcy osiedla Cunnersdorf.

Higieniczne wygody zaczęto stosować w kamienicach budowanych na przełomie XIX i XX wieku. Na początku ograniczały się do budowy toalet na klatkach schodowych. Bywało, że mieszkań w kamienicy było więcej niż muszli klozetowych, toteż lokatorzy dzielili ze sobą ubikacje. Kłopotliwe było korzystanie z takiego przybytku zimą. Klatki schodowe w starych kamienicach nie były podgrzewane, ubikacje też nie.
Dawni jeleniogórzanie, których potrzeba zmuszała do wyjścia z łóżka w mroźne noce, korzystali z… nocników, trafnie oddając znaczenie tej polskiej nazwy specyficznego naczynia.
Rozwiązanie lepsze niż sławojka, a i te przybytki o typowym polskim mianie, znajdowały się w Hirschbergu, i pewnie jeszcze gdzieś się zachowały w Jeleniej Górze.

W większości jeleniogórskich mieszkań, nawet w kamienicach zamieszkanych przez ówczesną klasę średnią, łazienek nie było. Myto się w baliach, wodę podgrzewano w garach na kuchniach opalanych węglem. Bo choć sieć gazowa istniała – służyła głównie do oświetlenia mieszkań. A cienkie gazowe rurki zachowały się w niektórych z nich do dziś.

Luksusu posiadania zarówno łazienki jak i ubikacji we własnym „M” doświadczyli lokatorzy kamienic zbudowanych w pierwszym dziesięcioleciu minionego wieku przy Warmbrunnerstrasse (dziś Wolności). Zapewne niezbyt spodobałoby się to powojennemu patronowi traktu generalissimusowi Józefowi Stalinowi, który uważał, że ludzie powinni mieć nie tylko wspólne ubikacje i łazienki, lecz także – kuchnie.

Na przekór takiemu podejściu do sprawy występowali właściciele przedwojennych rezydencji rodzinnych, budowanych na obrzeżach miasta. Z powodu zapewne prozaicznego: byli jednymi ludźmi, którzy korzystali z zainstalowanych toalet, wanien, a nawet – salonów kąpielowych.
Za to kłopot mieli ci, którzy po 1945 roku tam zamieszkali: wille rozparcelowano na kilka lokali, a liczba toalet z łazienkami się nie zwiększyła. Siłą rzeczy stały się one wspólnymi.

Gołe baby na basenie
Osobną, choć również ściśle powiązaną z wodą sprawą, są jeleniogórskie baseny.
Do budowy wciąż największego z nich, przy Schmiedebergerstrasse (obecnie Sudecka), przyczyniły się letnie igrzyska olimpijskie w Berlinie, w roku 1936. Sześć lat wcześniej rozpoczęto przygotowania do olimpiady. Wówczas, Niemcy jeszcze nie nazistowskie, ale już pod wyraźnym wpływem Adolfa Hitlera, postanowiły wybudować olimpijskie obiekty nie tylko w stolicy Reichu, lecz także w innych miastach. W Breslau powstał stadion olimpijski i zespół basenów. W Hirschbergu – baseny, jak na tamte lata spełniające wymogi igrzysk.

– Wieże do skoków, głębokie niecki i mnóstwo imprez – tak można było ocenić letnie kąpieliskowe sezony w dawnej Jeleniej Górze.
Statystyczny Hans Schimdt musiał z zachwytem patrzeć na jędrne ciała wzorowo wysportowanych kobiet. Oczywiście nagich. Nie chodzi tu o amatorki wodnej i słonecznej kąpieli w stroju Ewy, bo nudyzm w Rzeszy był zakazany. Wyjątek zrobiono dla sztuki. Gołe żeńskie postaci uwiecznione na rzeźbach odlewach, zapewne i dziś są magnesem dla oka panów, odwiedzających miejską pływalnię.

Ten obiekt to pozostałość czasów realizmu niemieckiego, kiedy w sztuce podkreślano siłę kobiety skupiając się na jej wysportowanym, niemal wyidealizowanym ciele.
Aż dziwne, że rzecz uchowała się od roku 1930, kiedy została na terenie basenów postawiona. Musiała się zapewne podobać również polskim decydentom, którzy w latach obowiązywania surowych reguł realizmu socjalistycznego w sztuce, na przejaw realizmu niemieckiego przymknęli oko. Pewnie także dlatego, że obydwa nurty, poza odmienną ideologią, charakteryzował podobny środek wyrazu. Tyle tylko, że kobiety socrealistycznie przedstawione nie mogły być ani nagie, ani piękne.

Przetrwało nie tylko
dzięki Niemcom

Przy budowie samego basenu zastosowano wiele pomysłowych rozwiązań. Choćby podgrzewanie wody dla kabin prysznicowych w sposób całkowicie ekologiczny, mimo że ekologia jako pojęcie była w roku 1930 mało rozpowszechniona.

Otóż osoby korzystające z basenowych natrysków taplają się w cieczy rozgrzanej przez promienie słońca. Pod dachem umieszczono zbiorniki z wodą, która w upalne dni osiągała i osiąga w ten sposób odpowiednią temperaturę.

Po 1945 roku Polacy uznali, że basen jest na tyle nowoczesny, że nie trzeba nic przy nim robić. Takie myślenie towarzyszyło urzędnikom i użytkownikom przez kilka dziesięcioleci. Aż niecki zaczęły pękać i przeciekać.
Basenowa woda służyła, więc, nie tylko do kąpieli, ale i podmywała piwnice niżej położonych budynków.

Fakt, że basen przetrwał, możemy potraktować jednak jako zasługę Polaków, którzy tego obiektu nie doprowadzili do pełnej ruiny.
U schyłku PRL przy basenie działał przybytek zwany „Parkowa”. Trudno jednoznacznie określić, czy było to bar, dyskoteka, czy też może restauracja. Najlepszą sławą się nie cieszył, bo w skrajnych przypadkach można było – jak wówczas mówiono – wyjść stamtąd z nożem w plecach. Mówiono, że w „Parkowej” spotykał się jeleniogórski półświatek przestępczy, a w lokalu – choć był pod czujnym okiem Milicji Obywatelskiej – bójki były niemal codziennością.

Nasi zniszczyli
O ile o basenie przy Sudeckiej napisaliśmy, że przetrwał dzięki polskim gospodarzom, o tyle tego nie można powiedzieć o zespole kąpieliskowo-sportowym w Cieplicach, założonym jeszcze przez Niemców w Warmbrunn na początku ubiegłego wieku przy Chausse nach Gotschdorf (Szosie Goduszyńskiej, dziś ulicy Lubańskiej). A były tam jeszcze korty tenisowe, boisko oraz parcour dla amatorów jazdy wierzchem.

– Jeszcze w latach pięćdziesiątych było tam wspaniale. Na basen chadzało się z przyjemnością. Były osobne kabiny, do których dostawało się kluczyk, natryski, plaża – wspomina Małgorzata Turowska, która już w powojennych Cieplicach przyszła na świat.
Zapewne za czasów niemieckich było jeszcze lepiej, ale do utrzymania pływalni i pobliskich boisk w należytym stanie władze w mieście umywały ręce z powodów bliżej nieokreślonych.

Obiekt podupadł już w latach 60., kiedy został zamknięty Z dawnej basenowej świetności pozostały fundamenty dawnych szatni i trybun oraz bagniste bajoro w dawnej niecce.

Później wyremontowano boiska, głównie przed międzynarodowymi zawodami motocyklowymi Enduro, które właśnie przy Lubańskiej miały swoją bazę w roku 1995. Naprawiono też bieżnię, ale obiekt dawnej świetności nie odzyskał i nic nie wskazuje na to, że odzyska.

Kąpiel w cieniu Chojnika
Dłużej uchowały się baseny w Hermsdorfie (Sobieszów) położone w urokliwym miejscu przy Schwimmbadallee (aleja Basenowa), zmienionej za polskich czasów na ulicę Łazienkowską.

Niecki były napełniane wodą z pobliskiej Wrzosówki. Ujęcie usytuowano powyżej młyna przy ul. Młyńskiej. Przepływ wody do basenu i sobieszowskich stawów hodowlanych regulowały umieszczone tam stawidła.

Amatorzy wodnych uciech potwierdzają, że miejsce to było bardzo popularne nawet wśród mieszkańców Jeleniej Góry, którzy na sobieszowski basen organizowali sympatyczne wycieczki.
– Kąpali się ciesząc ciało wodą, a wzrok pięknem krajobrazu z górującym nad miejscowością wzgórzem z ruinami zamku Kynast oraz potężną sylwetą panoramy Karkonoszy w tle – czytamy w jednym z niemieckich tekstów polecających sobieszowską pływalnię.

Dziś została po niej tylko pusta niecka. Obiekt został zamknięty, ponieważ pod koniec lat 90. wieku ubiegłego stwierdzono, że wody z Wrzosówki jest za mało, aby niecki napełnić. Sanepid miał też zastrzeżenia do jakości cieczy, a podłączenie nieremontowanej od lat pływalni do sieci wodociągowej okazało się za drogie.

Czyn (nie)społeczny
Niemieckiej przeszłości nie ma natomiast jeszcze jedno kąpielisko: wybudowany w czynie społecznym z okazji trzydziestolecia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej Ośrodek Wypoczynku Świątecznego „Rakownica”.
Baseny z dość szkaradnym pawilonem w roli szatni, bardzo atrakcyjnie położone – wśród wzgórz zwanymi Szwedzkimi Okopami lub Pastwą, na wysokości kolejowego dworca zachodniego – służyły jeleniogórzanom przez ponad 20 lat.
W upalne lata były tam tłumy, a autobusy linii nr 2 i 3, które dowoziły letników w pobliże „Rakownicy”, pękały w szwach

Później baseny podupadły, a strumyk, z którego woda zasilała niecki, zaczął wysychać. Nie przewidzieli tego Bogu ducha winni ludzie, którzy w pocie czoła i w dodatku – za darmo oraz z czystego oddania do ludowej ojczyzny – „Rakownicę” zbudowali. A postawili ośrodek za wysoko i za daleko od sieci wodociągowej. Placówka została – już bez pompy – zamknięta i przekazana jeleniogórskim skautom.

Harcerze w maju roku 2003 zburzyli już i tak zniszczony pawilon, jak na ironię losu, również w czynie społecznym, bo nikt im za pracę nie zapłacił.

Czym tu się pochwalić?
Tak oto stwierdzić można, że jeśli chodzi o liczbę basenów w Jeleniej Górze, jesteśmy w sytuacji, której Hirschberg by nie pozazdrościł. Trudno się, bowiem, chwalić jedną otwartą pływalnią z prawdziwego zdarzenia, zbudowaną zresztą przez samych Niemców.
Na pociechę pozostaje kryty basen na osiedlu Zabobrze, którego budowa ślimaczyła się przez od schyłkowych lat PRL do roku 1995, aby w końcu znaleźć szczęśliwy finał. Był jeszcze basen wojskowy przy ulicy Podchorążych na terenie dawnego Centrum Szkolenia Radioelektronicznego. Dziś – nieczynny. Jako basen traktowano też grajdoł w drodze na Jeżów, obecnie zamuloną sadzawkę.

Pozostają też plany. Te na papierze, dotyczące dziesiątek projektów nigdy nie zrealizowanego aquaparku, jak i te rozpoczęte, ale nieskończone.
Choćby pomysł postawienia krytej pływalni (lub sali sportowej) blisko basenów przy ulicy Sudeckiej. Stalowy szkielet konstrukcji postawiony w roku 1980 straszy do dziś.
I jakoś nie ma chętnych, którzy nawet nie w czynie społecznym, ale za pieniądze, gotowi są to paskudztwo rozebrać.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO