W kipieli gorących kąpieli

TEJO

Sama królowa Marysieńka leczyła weneryczną przypadłość w cieplickich źródłach. Imieniem władczyni ochrzczono jedno z nich, a także popularną jeszcze kilka lat temu w Jeleniej Górze i okolicach wodę mineralną w butelkach. Dziś po obydwu Marysieńkach pozostają wspomnienia. Smaczków w nich nie brakuje!

– Wróci Ci radość życia, gdy zaznasz kąpieli. Od poniedziałku Cię kąpać będziemy do niedzieli. Dzień w dzień kilka godzin moczyć będziesz ciało. Po tygodniach paru – zapomnisz, że kiedyś bolało.
Tak cieplickie uzdrowisko zachwala Bogdan Nauka, autor sztuki „Aqua Sanitata” (Woda uzdrawiająca). O wspaniałych właściwościach gorących wód (o temperaturze do 70 stopni Celsjusza) mogli przekonać się wielcy: wspomniana Marysieńka Sobieska, Elżbieta Czartoryska, Johann Wolfgang Goethe, Hugo Kołłątaj, Józef Wybicki, Kornel Ujejski, Wincenty Pol. I tysiące mniej znanych ludzi.
Ale jakoś na kąpiel w termach nie miał ochoty nasz bohater John Quincy Adams. Oczywiście do Cieplic przyjechał. Dokładnie 30 lipca 1800 roku. W wielkim upale.

<b> Dwa złote miesiące </b>
Amerykański dyplomata ponarzekał na tłok w samej Jeleniej Górze.
– Bardzo trudno było nam znaleźć lokum, miasto zapełnione gośćmi dzięki kąpieli w Cieplicach, czynnych dwa miesiące: od połowy czerwca – pisze Adams.
Dojazd powozem zaprzężonym w konie z ówczesnej Jeleniej Góry do Cieplic zajął mu godzinę. – Wielka liczba osób przyjeżdża tu na kąpiele i picie wód o tej porze roku – relacjonuje. Zapewne z powodu tłoku z zabiegów nie skorzystał. Za to zamówił sobie pieczęć z jego herbowym lwem od cieplickich rytowników, których wielu w zdroju pracowało.

Quincy podziwiał za to pachnący świeżymi tynkami pałac Schaffgotschów, wykończony ledwie dwa lata przed przybyciem dyplomaty do Warmbrunnu.
– Hrabia, właściciel Cieplic i okolicy, zbudował duży i elegancki zamek, w którym ma zamiar rezydować – relacjonuje przyszły prezydent USA.

<b> Ciepłe źródła
magnesem dla możnych </b>
W tym samym miejscu, na Schlossplatz (plac Zamkowy, a za polskich czasów – Piastowski) od roku 1570 istniał renesansowy dwór, a pod koniec wieku XVI powstał browar, folwark i karczma.
Pierwsza wzmianka o „calidus fons” (po łacinie „ciepłe źródło”) datowana jest na rok 1281. Osadę podarował zakonowi Joannitów, zwanych też zakonem szpitalnym, książę Bernard Lwówecki.

W drugiej połowie wieku XVII w Cieplicach kurowały się inne ówczesne VIP-y z Polski. Uzdrowisko skutecznie promował Christoph Leopold Schaffgotsch, przedstawiciel monarchii habsburskiej na dworze polskim. Gośćmi byli m.in. kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł (1653), kasztelan wieluński Zygmunt Radziwiłł (1677) i prymas Michał Radziejowski (1692).

To jeszcze bardziej Cieplice rozsławiło, bo 30 czerwca roku 1687 zajechała tam polska królowa Maria Kazimiera Sobieska. Z jej kuracją związanych jest wiele opowieści i mitów. Zapewne część prawdy w nich jest, choć i fantazji nie brakuje.
Monarchini miała przybyć do cieplickich wód w towarzystwie świty liczącej ponad tysiąc osób. Powodem kuracji podobno była wstydliwa choroba władczyni, której miała się nabawić prowadząc dość luźne kontakty łóżkowe z mężczyznami. Wspominało się też o jej romansach, intrygach, które miała obmyślać w drewnianych baliach wypełnionych wodą ze źródła, które – kilkaset lat później – potomni nazwali jej imieniem.

<b> Woda i szkło </b>
I ta nazwa stała się symbolem Cieplic i okolic, bo przez kilkadziesiąt lat po roku 1945 butelkowana w zdroju Marysieńka orzeźwiała, ułatwiała trawienie i poprawiała przemianę materii oraz służyła jako popitka do trunków mocniejszych biesiadnikom.
Niemcy pobyt królowej Polski w uzdrowisku z wiadomych powodów przemilczywali, a źródło – z którego przecież też wodę pili – nazwali Ludwikiem. Ten z kolei obywatelom PRL kojarzył się raczej z płynem do mycia naczyń.
Dziś woda Marysieńka jest tylko wspomnieniem. Butelkowanie tej rzeczywiście smacznej i orzeźwiającej mineralnej przestało się w XXI wieku opłacać.

Na przełomie XVIII i XIX stulecia szklanki wody, oczywiście z cieplickiego kryształu (zdrój znany był też z produkcji szkła), na pewno wlewają w siebie zmęczony letnim upałem roku 1800 John Quincy Adams oraz król Prus Fryderyk Wilhelm III, który u wód przebywa w tym samym czasie.
Raczy się płynem Hugo Kołłątaj, który w 1791 i 1808 roku w Warmbrunnie leczy podagrę i knuje polityczne spiski. Później do kubków zaglądają też poeci Kornel Ujejski i Wincenty Pol, romantycznie czerpie z ciepłego źródła Goethe. I wielu, wielu innych.

Jest wśród nich niejaka Mania, Polka, która przebywa w okolicach Jeleniej Góry na początku wieku XX. Wysyła kartkę do Leokadii Wagner w Płocku. Pięknym, kaligraficznym pismem notuje:
– Nie zdążyłam dziś pojechać do Warmbrunn, bardzo mi było w ostatnich czasach niedobrze. Jestem już tutaj od 10 czerwca, a 17 lipca wracam. Alfons pojechał na urodziny Wuja i szkoda, że go nie zobaczę. Co porabia Maniusia? Bracia? Czy rujnacyja skończona? Czy będziesz teraz miała obszerniej? – czytamy na widokówce.
Pisząc o rujnacyi autorka miała na myśli rozbiórkę części posiadłości pani Leokadii. Sama Polska na mapie wówczas nie istniała. Płock leżał w zaborze rosyjskim. Nadawczyni w adresie napisała: Russ-Polen.

<b> Termy pilnie poszukiwane </b>
Nie wtykamy nosa w prywatne sprawy ówczesnych kuracjuszy, ale ta kartka dowodzi, że Polacy są częstymi gośćmi Cieplic w tamtych latach. Wśród moczących się w gorących wodach są też przedstawiciele innych narodowości.
Pluskają się tak intensywnie, że w pewnym momencie wody zaczyna brakować i trzeba zacząć eliksir zdrowia oszczędzać. I koniecznym okazuje się szukanie nowych źródeł.

Najpierw na trop gorących wód ekipy trafiają w okolicach basenów. W 1882 fachowcy zaczynają węszyć w rejonie Długiego Domu. To właśnie tam znajdują źródło Ludwik, czyli wcześniej wspomnianą Marysieńkę. Tam także powstają łaźnie i siedziba uzdrowiskowego lekarza. A w późniejszych czasach – rozlewnia. Po jej likwidacji na początku wieku XXI urządzono w tym miejscu parking.

Około roku 1888 uzdrowiskowi badacze natrafiają na kolejne termy, źródło „Antonien-Quelle”, zwane dziś „Antoni-Wacław”. Jego wodą napełnia się wanny w łaźniach Fryderyka.
Nie wszystkie źródła pozostają w rękach Schaffgotchów, właścicieli Cieplic. W 1812 roku hrabia Leopold Gotard Schaffgotsch odkupił utraconą wcześniej uzdrowiskową posiadłość od klasztoru cystersów za 61 952 talary.
Źródło Lindengarten, czyli Lipowy Ogród, odkryte najpóźniej, kupił pewien bogaty mieszkaniec Bad Warbrunn.

<b> Na basenie
(nie)nowocześnie </b>
Budynek kryjący termalne kąpielisko, co prawda, nie podupadł aż tak bardzo, ale zdrój postanowił się zmodernizować i wybudować nowocześniejsze baseny z ciepłą wodą.
W miejscu jednego dużego, zburzonego w latach 20. minionego stulecia powstały na przełomie lat 20. i 30. trzy mniejsze, zachowane do dziś. Zbudowane z granitowych bloków niecki, podzielono na trzy części. W każdej z nich była woda z różnych źródeł o różnej temperaturze.
W latach świetności w osobnych basenach kąpali się panie, panowie oraz dzieci.

Po 1945 roku wszystkie dobra magnackiego rodu przejęło ludowe państwo polskie. Czy z korzyścią?
Uzdrowiska remontować nie trzeba było, bo modernizowane od 1924 roku obiekty jeszcze lśniły. Nawet dziś wydają się nowoczesne, ponieważ zbudowane zostały w modernistycznym stylu ówczesnej epoki.

Ale baseny poczuły powiew PRL-owskiego kryzysu i absurdu. Choć na szczęście do „rujnacyi” – pisząc za polską kuracjuszką z początku wieku ubiegłego – nie doszło. Ale z braku pieniędzy i troski obiekty zaczęły podupadać. Odnawiano tylko jeden z basenów, a pozostałe zostały zamknięte.

Niewiele pomogła też transformacja ustrojowa. W wolnej Polsce do dziś ciepliccy goście pluskają się na zmiany w jednym basenie: raz panowie rano, a panie – popołudniu. A potem – odwrotnie. Woda zaś ma taką samą temperaturę.

O zaletach wód cieplickich wcześniej napisała inna kuracjuszka, której wspomnienia zachowały się na kartce pocztowej z 1957 roku.
– Dzisiaj miałam 1-sze płukanie jelit, wspaniałe, jak się to wszystko wypróżniło! Jeszcze mam 2. Już o 5-tej wstałam, żeby o ½ 6-tej warować na masaż. Byłam pierwsza. A skończyłam o ½ 3-ciej z wszystkimi zabiegami. Jutro odpoczynek – napisała nieznana z nazwiska opolanka 18 maja 1957 roku.
Pozazdrościć kondycji!

<b> Upadki i wzloty </b>
Wtedy Cieplice były jednym z najbardziej popularnych uzdrowisk Polski Ludowej. Kierowano tu spracowane masy ludu robotniczego i inteligencji pracującej. Do uzdrowiska przyjeżdżali z różnych części kraju za darmo, bo władza fundowała kuracjuszom raz w roku bezpłatne bilety PKP.

Ich zabiegi zaś nie ograniczały się li tylko do samych kąpieli, biczy szkockich, masaży oraz gimnastyk. Kuracjusze szybko odzyskiwali siły i wieczorami zapełniali okoliczne kawiarnie, w których do wziętych rozrywek należały dansingi, czy jak kto woli – wieczorne potańcówki.

Ale Cieplice zaczęły tracić na znaczeniu po 1976 roku, kiedy to władza w swojej megalomanii włączyła miasto w granice Jeleniej Góry. Przez pewien czas usiłowano dodawać do nazwy stolicy Karkonoszy magiczne słowo „Zdrój”, lecz nie podziałało to uzdrawiająco…
Pozbawione autonomii miejskiej Cieplice stały się tylko przedmieściem buńczucznej stolicy nowo utworzonego województwa, czego skutki widać – niestety – do dziś.

A to jeleniogórzanie właśnie jeździli pielgrzymkami po gorącą wodę, która lała się do lat 90. minionego stulecia z dość pokracznej fontanny w postaci stylizowanych rybich głów. Mineralną pobierano w niesamowitych ilościach. Używano jej nie tylko do zdrowotnego popijania, ale do parzenia herbaty, kawy a nawet – kwaszenia ogórków.
Uzdrowisko doszło do wniosku, że na tym procederze traci. Kran zakręcono, a fontannę ktoś ukradł.

Wróćmy jednak do radości ówczesnej kuracjuszki z dostania się na masaż po warowaniu od wpół do szóstej rano. Zapewne rozumieją to współcześni kuracjusze. Bo bez zarezerwowania sobie miejsca kilka miesięcy wcześniej, nie ma mowy, aby w cieplickim sanatorium dać się masować i popluskać się w basenach.
Chyba że za zabiegi się zapłaci z własnej kieszeni. Dlatego coraz częstszymi gośćmi w uzdrowisku są znów Niemcy, którzy taplają się w wodach termalnych za znacznie mniejsze pieniądze niż w Baden Baden.

Cieplice, Bad Warmbrunn, dzięki gościom, którzy za leczenie płacą, przeżywa swój renesans. A wśród rozreklamowanych przez prasę gości było amerykańskie małżeństwo, które zdecydowało się tu przyjechać po tym jak dziennikarka ze Stanów Zjednoczonych opisała walory gorących źródeł. I ceny, które dla Amerykanów są w Cieplicach wręcz symboliczne.

Pewnie John Quincy Adams może żałować, że nie zażył cieplickiej wodnej terapii. Tylko jego pieczęć rodowa, wykonana przez cieplickich rytowników, pozostaje zapewne w archiwach posiadłości dawnego prezydenta i przypomina o dniu 30 lipca 1800 roku i o odwiedzinach szanownego dyplomaty w tym pięknym miejscu naszego regionu.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO