Oświetlenie karkonoskich bud do II poł. XIX wieku

Stanisław Firszt

Oświetlenie domów mieszkalnych w wyższych partiach Karkonoszy, a przede wszystkim bud, było jeszcze 200 lat temu bardzo prymitywne i przypominało oświetlenie zwykłych domów mieszkalnych w miastach i wsiach, w średniowieczu na terenie Dolnego Śląska. Podstawowym źródłem światła w godzinach nocnych, szczególnie w okresie jesienno – zimowym, kiedy bardzo szybko zapadał zmierzch, były łuczywa.

Były to szczapki przesyconego żywicą drewna iglastego. Darto je z klocków wzdłuż słojów tak, aby były jak najdłuższe. Nie była to prosta czynność, wymagała raczej dość dużej wprawy. Wykonywano ją za pomocą siekiery, albo większego noża.

Łuczywa, to nie były wióry czy ścinki drewna, ale długie, darte patyki o długości ok. 30 – 40 cm. Drewno musiało być dobrze przesuszone. Łuczywa nie mogły być za cienkie, bo szybko by się wypaliły, ale też i nie za grube, bo paliłyby się źle i nie dawałyby większego światła. Najlepsze miały od 1 – do 3 cm grubości. Na potrzeby domostwa gromadzono znaczne zapasy łuczyw. Były to bardzo ważne przedmioty codziennego użytku. Przy świetle łuczywa niewiele dawało się zrobić, zatem większość czynności wykonywano przy świetle dziennym. Łuczywa natomiast dawały możliwość przygotowania się do snu, a także pracy po zmierzchu, jeśli była taka konieczność.

Bogatsi mieszczanie i chłopi oświetlali swoje domy przy pomocy lamp oliwnych i świec woskowych, ale były to przedmioty drogie i raczej luksusowe. Tańsze były np. świece łojowe, ale i tak niewielu było na nie stać. W większości domostw źródłem światła były dlatego łuczywa (łuczywka). Aby nie zużywać ich zbyt wiele, ludzie „szli spać z kurami”, tzn. zaraz po zapadnięciu zmroku. W miastach też dbano o oszczędność użycia łuczyw i przypominano także o ochronie domów przed pożarami, który mógł wywołać otwarty ogień. Strażnicy miejscy obchodzili ulice po zachodzie słońca i nawoływali mieszkańców do gaszenia świateł (ognia).

We wczesnym średniowieczu (do XIII wieku) większość domów mieszkalnych i obiektów im towarzyszących zbudowana była z drewna. Dachy kryte były strzechą, dartymi deskami albo gontem. Większość skromnego wyposażenia domów była także wykonana z drewna lub innych łatwopalnych materiałów, np. skóry, płótna, itp. Na wsiach chaty połączone były z pomieszczeniami dla krów, koni, świń, owiec i kóz. Dla zwierząt tych, na poddaszach budynków gromadzono pokarm, m.in. owies i słomę. Budynki były łatwopalne i starczyła przysłowiowa iskra, aby wywołać straszny w skutkach pożar. Pożary wybuchały zazwyczaj przez zaprószenie ognia. Dlatego też większość budynków, w których używano otwartego ognia wyprowadzono poza mury miasta. Były to przede wszystkim kuźnie, piekarnie, warsztaty odlewnicze i szklarskie.

Niestety paleniska i piece kuchenne w izbach mieszkalnych, służące także do ogrzewania, pozostawały w każdym domu, nawet w centrum miejscowości. To samo dotyczyło urządzeń oświetlających pomieszczeń. Wśród nich były łuczywa, które dla dobrego palenia się, a przy tym oświetlenia, nie mogły stać pionowo, ale musiały być ustawione poziomo lub pod pewnym kątem, płomieniem do góry. Gdyby łuczywo paliło się pod kątem od dołu, wypaliłoby się bardzo szybko i nie spełniłoby swojej funkcji dawania światła. Łuczywa utykano więc w szpary między belkami domów budowanych na zręb, lub w otwory w ścianach domów szachulcowych.

W związku z tym, że łuczywa wypalały się mimo wszystko dość szybko, zawsze ktoś z domowników musiał czuwać, aby płomień łuczywa nie przygasł, usuwał spopielałe fragmenty, a po ich wypaleniu się usuwał niedopałek (ogarek) i zakładał w jego miejsce nowe łuczywo. Wydaje się, że w tym samym czasie paliły się co najmniej dwa łuczywa, bowiem kiedy jedno z nich się wypalało, drugie podtrzymywało światło do chwili wymiany na nowe. Zajęciem tym zazwyczaj zajmowały się dzieci, które nie były obciążone jakimiś zajęciami po zmierzchu.

W czasie wykopalisk, na terenie wielu miast dolnośląskich (Wrocław, Legnica, Głogów) znaleziono setki „wypalonych” łuczyw. Zauważono przy tym, że były wśród nich łuczywa jednostronne (wypalone z jednej strony) i łuczywa dwustronne (wypalone z dwóch końców).

Z czasem ściana, na której zatykano łuczywa robiła się czarna od osmolenia i osadzającej się na niej tłustej sadzy. Lekko nadpalone i osmolone belki stawały się bardziej odporne na ogień, bo przecież to, co się już spaliło drugi raz nie mogło się zapalić.

W bogatych domach do umocowania łuczyw stosowano specjalne uchwyty, zwane świecakami. Z jednej strony miały one miejsca do osadzenia łuczywa, a z drugiej strony posiadały ostro zakończony pręt, który wbijano w drewnianą ścianę lub stojak. Ramię świecaka musiało być na tyle długie, aby oddalić maksymalnie uchwyt z łuczywem od ściany. W późniejszych okresach świecaki przyjęły formę wolnostojących stojaków, na których w górnej partii umieszczano przynajmniej dwa uchwyty na łuczywa. Takie świecaki ustawiano przeważnie na środku izby, co dawało więcej światła.

Oświetlanie pomieszczeń łuczywami zarzucono już w okresie nowożytnym, kiedy zaczęto stosować coraz częściej świece woskowe (od XVI wieku), a następnie lampy naftowe, co nastąpiło dopiero w XIX wieku.

Jak się jednak okazuje, w niektórych rejonach Dolnego Śląska i na innych obszarach z sukcesem nadal do oświetlania używano łuczyw. Miało to miejsce, m.in. w wyższych partiach Karkonoszy przez miejscowych górali. Nawet tych, którzy od XVI wieku, oprócz dawnego gospodarowania, obróbki drewna, hodowli krów, owiec i kóz zaczęli zajmować się turystami i zaczęli przystosowywać swoje domy na potrzeby wędrowców i kuracjuszy z Cieplic. Budynki te od zawsze zwano tutaj budami (Baude).

Relacje dawnych wędrowców jednoznacznie wskazują, że pospolitym sposobem oświetlania pomieszczeń tych domów, jeszcze w XVIII wieku, były łuczywa. Według relacji Johanna Volkmara z 1777 roku: „ Za światło tylko łuczywo mają, a zatykają je na haku na końcu długiej pionowej sztycy ustawionej na ziemi”. Chodzi w tym wypadku o typowy wolnostojący świecak. O podobnym wspomina także Johann Zöllner w 1791 roku pisząc o gościnności gospodarzy jednej z bud: „ Wcześniej wieczorem przynieśli mi też zdobne łuczywo (raczej świecak, na którym było łuczywo – przyp.autora), podczas gdy kobieta wraz ze służbą zajmowała się przędzeniem przy oświetleniu zwykle używanym w górach – smolnych szczapach płonących w specjalnym żelaznym uchwycie zamontowanym na wysokiej drewnianej nóżce”. I w tym przypadku mamy do czynienia z wolnostojącym świecakiem.

O tym, że tłusty dym z łuczyw brudził wnętrze chaty okopceniem świadczy, m.in. relacja Johanna Guts Muths-a z 1796 roku, który opisuje to tak: „Wnętrze obite jest deskami, osmolonymi od dymu płonących wiórów stanowiących oświetlenie”. Chodzi i w tym przypadku oczywiście o łuczywa, a nie o wióry.

Wszystkie powyższe tłumaczenia tekstów źródłowych pochodzą z książki Marcina Wawrzyńczaka, pt. „Podróżnicy w Górach Olbrzymich. Antologia tekstów źródłowych z XVII – XX wieku”, wydanej ostatnimi czasy.

Najprawdopodobniej łuczywa w karkonoskich budach używane były jeszcze długo w XIX wieku, kiedy to zostały wyparte przez nowoczesne urządzenia oświetlające, jakimi były wówczas lampy naftowe.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO