Nie wszystkie drzewa umierają stojąc
Byłoby dzisiaj truizmem mówienie o tym, że klimat nam się zmienia i to bardzo szybko, jeśli porównamy ten fakt z podobnymi zjawiskami sprzed wieków. Wszyscy to widzimy i odczuwamy na własnej skórze. Jednym z przejawów tych niemal gwałtownych zmian, bo odbywają się niemal na naszych oczach, są anomalie pogodowe, a w tym wiatry o sile huraganów. Nie ominęły one także naszego regionu.
Najbardziej niszczycielski wiatr, który niczym trąba powietrzna rodem z Ameryki Północnej, przeszedł w lipcu 2009 roku przez Legnicę. W krótkim czasie huragan ten dokonał niemal apokaliptycznych zniszczeń w pięknym, zabytkowym parku miejskim i na tamtejszym cmentarzu komunalnym. Pas, przez który przetoczyła się wichura wyglądał jak las po uderzeniu meteorytu tunguskiego, względnie obszar po dywersyjnym nalocie B-52. Ogromne, wydawałoby się mocne, kilkusetletnie dęby padały pod powiewami wiatru o niespotykanej dotychczas sile. Inne drzewa straciły konary, a mniejsze wyrwane były z korzeniami lub połamały się jak zapałki. Nie sposób było przejść przez teren zniszczonego parku. Aleje zawalone były pniami i konarami. Można było sobie wyobrazić, jak wyglądały naturalne „zasieki” na przejściach przez las urządzone najeźdźcom przez wojsko piastowskie w średniowieczu, zwane przesiekami.
Huragan, o mniejszej silne nie ominął również w tamtym roku Kotliny Jeleniogórskiej. Także w 2013 roku doświadczyliśmy niszczycielskiej siły huraganowego wiatru. Oprócz wielu innych zniszczeń, m.in. drzewostanu parkowego i „przydomowego”, bardzo ucierpiały lasy, w tym teren zalesiony u podnóża Góry Szybowcowej, zawarty między Jeżowem Sudeckim i Dziwiszowem, chętnie odwiedzany również przez mieszkańców Zabobrza III. Padło tam wówczas dziesiątki dorodnych świerków. Ciemny, tajemniczy, świerkowy las bardzo się przerzedził, a wiele miejsc stało się praktycznie leśnymi polanami z nielicznymi pojedynczymi drzewami. Na tych miejscach utworzono szkółki leśne obsadzone sadzonkami drzew liściastych i iglastych. Zostały one ogrodzone, aby uchronić je przed zwierzyną leśną i spacerowiczami. Po kilku latach wyrosły tam nowe drzewa, mające 2-3 metry wysokości. O dawnym wielkim lesie świadczyły tylko pozostawione, próchniejące już pnie świerków.
Spokojem ten nowy las cieszył się tylko cztery lata. Oto w październiku 2017 roku, ten sam fragment kiedyś zniszczonego lasu doznał ponownego uderzenia huraganowego wiatru. Niszczycielska siła połamała ocalałe niegdyś wielki świerki. Zostały one powalone, odsłaniając swoje korzenie lub złamały się jak zapałki. Padały na małe drzewka w szkółkach i zniszczyły w wielu miejscach ogrodzenia z drutu. Ledwie uporano się ze zniszczeniami (nie do końca), gdy w poł. stycznia 2018 roku przez teren ten, ale znacznie szerszy przeszedł kolejny huragan. Padające świerki zataranowały głównie leśne drogi, popularne trasy spacerowe, biegowe i rowerowe. Spadając na sąsiednie drzewa łamały ich konary lub powalały kolejne drzewa i układały się jak domino.
Wielkie zniszczenia, wykroty, zwały, połamania nastąpiły w okolicach leśnej szkoły dla psów. Tam widok zniszczeń był przerażający. Skala zniszczeń świadczyła o ogromnej sile wiatru.
Obserwując tę hekatombę drzew, nasuwała się myśl, że nie wszystkie one umierają stojąc, jak w tytule sztuki Alejandro Casony. Nawet potężne świerki nie mogły oprzeć się huraganowi. Aż strach pomyśleć gdyby taki wiatr zaskoczył w tym miejscu amatorów leśnych wędrówek. O szczęściu może mówić właściciel szkoły dla psów. Na jego terenie zniszczeń było niewiele, ale tuż za płotem, wielki las został powalony, miażdżąc wszystko.
Patrząc jak padały drzewa sądzić należy, że sprawcą tego kataklizmu był wiatr z zachodu. Nie był to podmuch greckiego boga Zefira raczącego nas łagodnymi, ciepłymi podmuchami. Za to, co się stało mógł być odpowiedzialny Boreasz, bóg wiatru północnego, zimnego, potężnego i niszczycielskiego, ale kierunki upadku drzew temu przeczą. Sprawcą tego co się stało był wiatr zachodni.