Polacy w Karkonoszach do końca XVII wieku

Angelika Grzywacz–Dudek, Stanisław Firszt

W 1335 roku król Kazimierz Wielki w zamian za zrzeczenie się królów czeskich do korony polskiej, zrzekł się swoich praw do Śląska na zawsze. W ten oto sposób ta ważna dzielnica na ponad 600 lat odpadła od Polski i dzieliła losy krajów, które nią władały do 1945 roku. Nie znaczy to, że na Śląsku nie było Polaków. O nich w Karkonoszach i w Kotlinie Jeleniogórskiej opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.

Jeszcze w XII i XIV wieku, pomimo powolnego i pokojowego zniemczania spotykamy w śląskich dokumentach typowo słowiańskie imiona mieszkańców, tj.: Racława, Witosława, Bogusława, Przybko, Bratumiła, Więcymił, Siostromił, Wisława, Szczęsława, Dobromił, Dobrosława, Stronisława, Pietrucha. Już wtedy, a szczególnie w XIV wieku coraz częściej spotyka się imiona typowo niemieckie: Walter, Hermann, Zygfryd, Fryderyk, Adelajda, Henryk, Rodryk, Gotfryd czy Bertrand. Nie znaczy to, że mieszkający na Śląsku Polacy wymarli lub zostali wymordowani. Po prostu stopniowo się zniemczali.

- W XV i XVI wieku język i kultura niemiecka zaczęły dominować na Śląsku – opowiada Stanisław Firszt. - Tak działo się na niżu, natomiast na pogórzu i w górach rozwinęło sie przede wszystkim nowe osadnictwo niemieckie i ono dominowało tu od początku. Tak było też w Kotlinie Jeleniogórskiej. Kupcy jeleniogórscy cały czas handlowali na terenie Królestwa Polskiego, a wielu młodych ludzi studiowało w Akademii Krakowskiej – dodaje.

Do znanych przynajmniej od końca XIII wieku wód termalnych, w XIV i XV wieku przybywali zapewne pierwsi kuracjusze także z terenu Polski. Wielu możniejszych Polaków przybywało w wieku XVI do Cieplic na leczenie.

- Co prawda pierwsze wzmianki o kuracjuszach z Polski pochodzą (z polskich źródeł) dopiero z 1677 roku, kiedy przybył tu podkanclerz litewski Michał Radziwiłł. Wszystko to pięknie opisał towarzyszący mu stolnik żmudzki Teodor Billewicz. Najznakomitszym gościem z Polski w Cieplicach, była jednak w 1687 roku, królowa Maria Kazimiera Sobieska – opowiada Stanisław Firszt. - Nie byli to, jak już wspomniano pierwsi Polacy w tych stronach. O licznych wizytach polskich kuracjuszy możemy domyślać się na podstawie niemieckich źródeł z tamtych czasów. Między innymi Caspar Schwenckfeldt (1563 – 1609), będący lekarzem miejskim w Jeleniej Górze i w kąpielisku (uzdrowisku) Cieplice, w swoim dziele "Gründliche Beschreibung des Hirschbergischen Warmen Bades im Schlesien unter Riesen – Gebirge", wydanym w 1607 roku, dawał rady przybywającym kuracjuszom i cieplickim szynkarzom. Zalecał więc: "Kto przywykł do picia wina i zdolny jest do tego, może się zaopatrzyć w dobre, porządnie wyleżałe wino reńskie i austriackie, które nie jest sfałszowane, ani nie czuć go wapnem, aby podczas posiłku mógł mieć napój. Niektórym służy wino czerwone. Polacy, ponieważ do niego przywykli, trzymają się mocnego wina węgierskiego, które można zwykle dostać po niskiej cenie także w Jeleniej Górze w piwnicy ratuszowej" – cytuje dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.

Schwenckfeld był lekarzem w Jeleniej Górze od 1593 roku, zatem opisywał znane mu fakty z tego okresu, a więc wiedział o przyzwyczajeniach Polaków i to od kilku lat. Zatem możemy mniemać, że kuracjusze z Królestwa Polskiego, a właściwie z I Rzeczypospolitej, musieli dość licznie odwiedzać Cieplice w tamtych czasach, jeśli specjalnie dla nich sprowadzono mocne wina węgierskie.

- O Polakach i przybyszach z Polski wspominał też Johannes Praetorius (1630 – 1680), filozof i pisarz, w swoim dziele na temat bajek, podań i legend o Rübezahlu (Duchu Gór). Co prawda krótkie te opowiastki mają charakter "bajkowy", ale aby podnieść ich wiarygodność zostały osadzone w prawdziwych realiach. Dzieją się w latach ok. 1532 do ok. 1662. Niektóre z nich są nawet dokładnie datowane. Inne autor opisuje, że działy się "przed paroma laty", "w czasie wojny trzydziestoletniej", itp. – informuje Stanisław Firszt.

Faktem jest, że są starsze od relacji Billewicza z 1677 roku. Dotyczą one nie kuracjuszy, ale zwykłych ludzi, którzy z różnych powodów wędrowali przez Karkonosze, a wielu z nich zatrzymało się po drodze w Cieplicach. - I tak prawdopodobnie już po wojnie trzydziestoletniej (1648r.), bo wcześniej byłoby to niebezpieczne, przez Karkonosze podróżowało kilku katolickich księży w towarzystwie wielu osób. Wędrowali z Czech, przez Śląsk do Wielkopolski, do Poznania. Towarzystwo było podchmielone i rozbawione (mieli ze sobą muzykantów). Spytali o nocleg, a gospodarza pytali o wódkę, ale im nie dał. Rano ze strachem obudzili się pod szubienicą (niestety nie wiadomo którą) – opowiada Stanisław Firszt. - W tym samym czasie, wracał z Pragi Żyd z Polski, który z polecenia któregoś z wojewodów kupił tam sześć koni, w tym jednego tureckiego (prawdopodobnie araba) za 400 talarów. Zatrzymał się w jakiejś karkonoskiej gospodzie i tam zauważył pięknego konia, za którego zapłacił 200 talarów (srebrne monety). Kiedy wszystkie konie przyprowadził do Polski, do wojewody, jeden koń (ten z Karkonoszy) zniknął, a w stajni został po nim tylko ogon, a w nim wplecione 200 dukatów (złote monety). Wojewoda wysłał jeszcze raz Żyda w Karkonosze , ale już nic nie pozyskali – dodaje S. Firszt.

Najciekawsza opowieść dotyczy trzech muzykantów z Polski, którzy wracali z drugiej strony Karkonoszy prowadząc niedźwiedzia na łańcuchu. W ten sposób zarabiali na życie, bo dwóch z nich grało na instrumentach, a trzeci niedźwiednik, przytrzymując niedźwiedzia zachęcał go do wyuczonego tańca, zapewne na dwóch łapach. Mężczyźni ci wracali z Jańskich Łaźni przez Vrchlabí, zamierzali dotrzeć do Cieplic, a po występach przez Świdnicę i Wrocław mieli udać się do Polski. Można przypuszczać zatem, że pochodzili z Małopolski. Skarżyli się, że w Czechach nic nie zarobili, a wręcz więcej wydali. Duch Gór pod postacią bogatego pana zaprosił ich do siebie, gdzie dali występ, za co dostali wódki i po tymfie (drobnej monecie). Rano ruszyli w dół, a po drodze zatrzymali się w jakiejś chacie na nocleg. O wszystkim opowiedzieli gospodarzowi. Jakże się wszyscy zdziwili kiedy pokazując mu otrzymane tymfy zobaczyli luidory (złote monety francuskie). Rano przez Antoniów powędrowali do Cieplic. Działo się to zapewne ok. 1650 roku.
- Z podanych powyżej przykładów widzimy, że przez Kotlinę Jeleniogórską i Karkonosze w XVI i XVII wieku przemieszczało się wielu obywateli Królestwa Polskiego i I Rzeczypospolitej. Część z nich była tylko przejazdem tak, jak księża z Poznania, część była w interesach jak Żyd kupujący konie, a część w celach zarobkowych, jak muzykanci z niedźwiedziem, ale większość to byli kuracjusze, których nie znamy z imienia i nazwiska, ale dla wygody których sprowadzono w nasze rejony wino węgierskie – wyjaśnia Stanisław Firszt. - Muzykanci z niedźwiedziem rzucają nieco światła na atrakcje i rozrywki jakimi raczono w XVII wieku kuracjuszy. Oto bowiem nasi "artyści" poniekąd cyrkowi najpierw występowali w Jańskich Łaźniach, a później po przejściu Karkonoszy zamierzali spróbować szczęścia w drugim uzdrowisku (kurorcie), w Cieplicach – dodaje.

- Jakie jest to zdumiewające, że w tej sprawie nic się nie zmieniło do dzisiaj. Wiosną w Jeleniej Górze (na Zabobrzu) zatrzymują się cyrki polskie jadące na występy , m.in. do Czech, a cyrki i wesołe miasteczka czeskie zatrzymują się tutaj w drodze do Polski – podsumowuje dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO