Feta sprzed pół wieku

TEJO

Występ Haliny Czerny–Stefańskiej na uroczystym koncercie jubileuszowym oraz zespół Śląsk na przenośnej estradzie. Remont Hotelu Europejskiego. Zapowiedzi renowacji sypiącego się starego miasta. Trolejbusy zamiast tramwajów. Tym żyła Jelenia Góra trakcie obchodów 850. urodzin grodu Krzywoustego.

Prawdziwym lasem cennych rzeczy okazał się antykwariat Silva Rerum, do którego wstąpiłem z samego zamiłowania do szperania po książkach i czasopismach, które komuś już się znudziły. Ze stosu przetartych czasem i wyczytanych gazet od razu rzuciło mi się w oko zdjęcie jeleniogórskiego placu Ratuszowego na potężnej okładce dwutygodnika "Turysta". Jeszcze bardziej zaintrygował powód, dla którego owo zdjęcie trafiło na łamy: był to jubileusz 850-lecia istnienia miasta. Kupiłem bez chwili zastanowienia.

Słuszna inicjatywa
Mamy dokładnie 1 listopada roku 1958. Choć to dzień Wszystkich Świętych, taka data widnieje na okładce Turysty. Niespełna dwa lata temu Władysław Gomułka przepędził demony stalinizmu, a w Polsce – w tym i w Jeleniej Górze – zaczęła się mała stabilizacja. Pozory normalności. W kioskach w całej Polsce – podobnie jak pół wieku później w Silva Rerum – leżą sterty czasopism. Na pewno wśród nich jest wspomniany Turysta, który jest „urodzinowym bukietem dla jubilatki”, jak określa to we wstępniaku Tadeusz Chmielewski. – Inicjatywa wydania takiego numeru wyszła od działaczy Jeleniej Góry, którzy są autorami artykułów. Inicjatywa to jak najbardziej słuszna i godna naśladowania – pisze naczelny dwutygodnika.

Dodajmy, że ogólnopolskiego i chętnie czytanego nie tylko przez turystów. Wtedy, w 1958 roku, telewizja raczkuje, a gazeta wciąż jest głównym – jeśli nie jedynym – źródłem informacji. O urodzinach naszego miasta dowiaduje się cała Polska. – Pragnęlibyśmy, aby ten numer stał się dokumentem, który w pamięci ludzkiej utrwali, nie tylko rok jednego jubileuszu, ale przede wszystkim rok wysiłku i twórczej ludzkiej pracy – czytam te prorocze słowa z dreszczykiem po pół wieku od ich wydrukowania. To przecież tylko połowa okresu, jaki ma przeleżeć w zamknięciu kapsuła czasu, zamurowana we wrześniu tego roku pod popiersiem jelenia w rynku, przy ratuszu…

Tamta Jelenia Góra
Ta sama i nie ta sama. Na zdjęciach jeszcze ta stara, niezmieniona postępowymi rękoma planistów, którzy zrównali z ziemią sporą część starego miasta, bo nie pasowało do wymogów współczesnego człowieka epoki socjalizmu. Ratusz, przy którego przybudówce 50 lat później prezydent Marek Obrębalski odsłoni rzeźbę rogacza dłuta Marii Bor, jeszcze przed remontem. Siedem kamieniczek kupieckich bez stromych dachów. Z wieży widać nieistniejące już kamienice przy ul. Kopernika. A na fotografii zamykającej numer – jest ulica Forteczna. Jeszcze w kompletnej zabudowie, która cieszy oko w przeciwieństwie do potwornej dziś pustki.

Wyobraźnię na spacer po tamtej Jeleniej Górze zaprasza Zdzisław Michniewicz. – Po kamiennych schodkach zejście zarosłą starodrzewem uliczkę Jelenią. Oko wyławia narożnikowym strzęp bastionu i biegnącą wzdłuż taśmę kamiennego muru wtopionego w stare, na pół zniszczone kamieniczki. Tu i ówdzie resztówka baszty straszy kamiennymi oczodołami okien bez szyb. Ciąg murów zatraca się w okolicy Podwala, wśród maleńkich domków, chałupek, przejść, bud i zakamarków, by znów wspiąć się z ulicy Grodzkiej wysoką wieżycą. Przechodzimy 300-400 metrów uliczkami podmiejskimi i stajemy nad Bobrem u ujścia doń rzeczki Kamiennej. Niesie się swoisty zapach.

Czyżby średniowiecze? Niestety: to teraźniejszość – ścieki odprowadzane z Celwiskozy do Bobru – pisze Michniewicz tę apoteozę tamtejszej współczesności. – Znów jakimś zaułkiem po schodkach – uliczka Jasna. Rzeczywiście, jasno od słońca. Do rynku. Pierwsze kamieniczki XVIII i XVIII wiek. I pierwsze ślady zniszczeń – zawałów i świadomych rozbiórek. Pocieszające są w tym obrazie całe lasy rusztowań i wsporników podtrzymujących lica budynków – snuje autor swoją opowieść w tych klimatach oprowadzając nas po Jeleniej Górze Anno Domini 1958.

W brzmieniu hejnału
Południe. – Ściąga nas echo miejscowego hejnału – opowiada piórem Michniewicz. Kto go napisał? Wersja oficjalna głosi, że Tadeusz Natanson, kompozytor związany z Wrocławiem na specjalne zamówienie okolicznościowe związane z 840-leciem miasta w 1948 roku. Ale – we wspomnianym Silva Rerum – wpada mi w ręce Dziennik Zachodni z tamtego właśnie roku, z września bodaj. Tam pada nazwisko zupełnie innego kompozytora (nie pomnę), a do tego wzmianka, że „zarząd Jeleniej Góry w jubileuszowym prezencie postanowił, że we wrześniu hejnał z wieży będzie grany codziennie”. I taka stała się tradycja kultywowana jeszcze do lat 70. minionego wieku, kiedy to żywi trębacze w czasie Września Jeleniogórskiego ów hejnał wygrywali.
Ale wróćmy do Michniewicza, do 1958 roku. – Do dwugłosu trąbek wtrącił się z głośnika radiowego hejnał Wieży Mariackiej – pisze. Radio, czyli w sumie program pierwszy, powszechnie wówczas słuchany, sączył się z otwartych okien przyratuszowych kamienic z radioodbiorników tesla i odmierzał rytm polskiego i jeleniogórskiego dnia.

Ulica Matejki pnie się lekko pod Wzgórze Kościuszki – czytamy w „Turyście”. – Uliczka łamie się wysuwając z lekka budynek Muzeum Regionalnego. W salach pierwszego piętra otwarta niedawno wystawa historyczna. Pięć pomieszczeń przeszłości. Refleksje z wędrówki po mieście tutaj nabierają treści. Akcenty polskie i niemieckie mieszają się tutaj ze sobą, bo tak przez wieki układało się życie na tej ziemi – dopisuje autor, na którego przed gmachem Muzeum czeka już „nowy, jak spod igły” autobus PKS (zapewne Jelcz „ogórek”).

Deklaracje a rzeczywistość
Chodzić by można długo i wyławiać szczegóły wewnętrznej i zewnętrznej architektury. Owe bramy z koronkowymi snycerkami w drzewie, kamienne odrzwia, klamki, kraty. Dziesiątki szczegółów i całostek – czytamy u Michniewicza. W 850-lecie swojego istnienia Jelenia Góra jeszcze miała stare, prawdziwie stare miasto. Publicysta „Turysty” był jednym z ostatnich, który miał przyjemność włóczyć się po tych jeleniogórskich zakamarkach, bezpowrotnie startych z powierzchni ziemi przez tych, którym nie przeszkadzał smród ścieków zrzucanych do Bobru z Celwiskozy.

Choć ówczesne władze – w deklaracjach – dalekie są od zacierania przeszłości. – Powrót do dawnych tradycji historycznych to tylko jeden z celów, jaki postawili sobie organizatorzy 850-lecia miasta. Przygotowania do uroczystości zapoczątkowały działania, które przywrócić mają dawną świetność, zatartą zarówno przez zaniedbania, jak i przez niszczycielski wpływ czasu – pisze Zbigniew Daroszewski, przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej, jednej z pierwszych jeleniogórzan, którzy czuli to, co nazwano później miłością do małej ojczyzny.

Co ciekawe, Daroszewski daleki jest od partyjnej nowomowy, choć jego tezy są zbieżne z ogólnie przyjętymi założeniami. – Przestarzałą linię tramwajową zastąpimy nowoczesnymi trolejbusami, modernizujemy urządzenia sportowe, a jednym z osiągnięć uroczystości jubileuszowych – oby trwałych – jest wyraźne ożywienie życia społeczno-kulturalnego – zaznacza.

Fakty są przeciw
– Podjęliśmy rekonstrukcję dzielnicy staromiejskiej i nie ustaniemy w pracy, pokąd nie doprowadzimy jej do końca – oświadcza szef MRN. Dziś już wiemy, że te zapowiedzi nie tylko się nie spełniły, lecz także okazały się poniekąd rozbieżne z faktami, które nastąpiły później. Tylko część starówki bowiem zrekonstruowano. Większość zniszczonej zabudowy zastąpiono szpetnymi tworami socjalistycznej myśli architektonicznej.
Na szczęście w ocaleniu reszty pomógł kryzys. Nie zrealizowano bowiem do końca projektu, który zakładał wyburzenie niemal całej starówki w stronę dawnego Cieplickiego Przedmieścia (ulice Długa, Krótka, Grodzka, Druciana) i wybudowanie w jej miejscu bloków podobnych do tych, które postawić się udało. Część terenów odłogiem leży do dziś. Tramwaje zlikwidowano 11 lat po tym, jak Zbigniew Daroszewski opublikował zapowiedź ich „zastąpienia trolejbusami”. Te w mieście nie pojawiły się nigdy, ustępując miejsca kopcącym autobusom.

Steć zapraszał piórem
Jubileuszowy „Turysta” zachęca swoich czytelników do odwiedzin w urodzinowej stolicy Karkonoszy piórem Tadeusza Stecia, przewodnika legendy, zamordowanego w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach w styczniu 1993 roku. A styl Stecia im starszy – tym lepszy. – Ma Ziemia Jeleniogórska rysy własne: jedne wyrzeźbiła przyroda, inne – wycisnął człowiek. Czasem oba czynniki splątały się i powstała jedna w swoim rodzaju, niepowtarzalna synteza: na wyniosłych skalistych wzgórzach spiętrzyły się zwaliste masywy obronnych zamków – pisze przewodnik. I aż chce się to czytać! Ilu gości zachęcił? To nie do sprawdzenia. Na pewno wielu.

Takich jeleniogórskich ciekawostek jest w tym Turyście znacznie więcej. Co ciekawe – poza lakonicznym wspomnieniem o koncercie Haliny Czerny-Stefańskiej, wybitnej pianistki z orkiestrą Filharmonii Wrocławskiej oraz wystawą przemysłową, na której gościł sam wicepremier Zenon Nowak – niewiele pisze się o hucznych obchodach. Choć – jak zaznacza pismo – były liczne i urozmaicone. Przy okazji miasto zyskało jedną przenośną estradę, która będzie służyć w przyszłości do urządzania widowisk plenerowych. W czasie obchodów jubileuszu wystąpił na niej zespół „Śląsk”.

Co, gdzie, kiedy przed pół wiekiem
Dzięki „Turyście” odbywamy swoisty „spacer” po czasie przeszłym. Dowiadujemy się, że bary mleczne w Jeleniej Górze są dwa, niestety żaden z nich nie znajduje się w pobliżu dworca kolejowego. Bliższy dworca, „Karzełek”, wymaga 7-minutowego spaceru (ul. 1 Maja 34), drugi bar „Sudecki” przy ul. Długiej 11, dogodny jest dla pasażerów dworca PKS. Czynne są od 6 do 21. Spisy potraw nie wymagają długiego namysłu.

Z przekąsem autorzy tekstów zauważają także istnienie Celwiskozy. I co ciekawe, choć epoka jeszcze mocno socjalistyczna, ani tu słowa ani o lokomotywie jeleniogórskiej gospodarki, ani o największym pracodawcy w mieście. Między wierszami czuć niechęć „Turysty” do wiskozowego molocha. – Zapachy z kominów fabrycznych nie zachwycają nikogo. Co dowcipniejsi konduktorzy tramwajowi przystanek przy kombinacie określają „Wiskoza Zdrój” – czytamy.

A gdzie spać? W hotelach, ale nie tylko. Reprezentacyjny Hotel Europejski został starannie wyremontowany z okazji jubileuszu 850-lecia. Ma 300 łóżek. Cena pokoju dwuosobowego od 48 do 60 złotych, jednoosobowego – od 32 do 40 złotych. Brak wody w umywalkach należy do przeszłości.
Są też schroniska. Dom Wycieczkowy, późniejszy Dom Turysty, a wcześniejszy Hotel Przemysłowy, a jeszcze wcześniej – Hotel Strauss – przy ul. 1 Maja stanowi podstawową bazę dla turystów. I ciekawostka! Ze schronisk turystycznych najbardziej chwalony jest Młodzieżowy Dom Kultury przy ul. Skłodowskiej-Curie 12. W salach, gdzie dziś poczciwy MDK organizuje zajęcia i konkursy, stały piętrowe łóżka, które w sezonie gościły wielu przybyszów. A warto dodać, że do 1947 roku w budynku mieściło się ognisko Polskiej IMCA. Dopiero potem utworzono MDK im. Hanki Sawickiej, którą zrzucono z szyldów dopiero na początku XXI wieku.

„Turysta” zaprasza do teatru. – Posiada własny budynek i wszelkie możliwości, ale grywa stosunkowo rzadko, bo obciążony jest serwitutami objazdowymi – notuje pismo. A sport? – Uzyskał wiele możliwości dzięki rozbudowie i przebudowie stadionu przy ulicy Złotniczej. Wokół boiska i bieżni zmieści się ponad 10 tysięcy widzów. Stadion otrzymał imię Janusza Kusocińskiego. Kto o tym dziś pamięta?

W Jeleniej Górze AD 1958 można też się zabawić. – Dancingi stałe są dwa. Jeden w restauracji Hotelu Europejskiego w soboty i niedziele panuje tam niesamowity ścisk, jedynie ceny potraw i napoi dowodzą, że jest to lokal I kategorii – czytamy. Drugi dancing jest w Stylowej na placu Bieruta. Kawiarnia ta zwana jest popularnie „Kamieniołomami” ze względu na ściany wyłożone kamieniem. Nazywano ją także „Grotą”, a z krajobrazu miasta zniknęła na początku lat 90 pozostawiając za sobą echa dawnych przebojów muzyki tanecznej, choćby „Do zakochania jeden krok”.

Po tańcach trzeba coś zjeść. Gdzie? – Lekkie i smaczne posiłki bez wódki i piwa wydaje kawiarnia Spółdzielczego Domu Kultury w al. 15 Grudnia 23. Tam też są najwygodniejsze fotele – odnotowuje miesięcznik. To dzisiejszy „Kwadrat”, Jeleniogórskiego Centrum Kultury. Smaczne zimne zakąski, czyli wódka jest, są natomiast w barze Stylowa przy placu Bieruta. Do tego jadłodajnia „Myśliwska” przy Wyczółkowskiego (wtedy jeszcze lokal z pewną klasą, później – znana w mieście mordownia). „Staromiejska” przy Długiej 9 nie zachowała się do dziś, za to przetrwała „Teatralna”, po 1945 roku lokal z ambicjami dla inteligenckiej bohemy zwał się „Gospodą Artystyczną” i oprócz wyszynku proponował także spotkania z naukowcami i innymi „mądrzejszymi” ludźmi.

A czego się napić? Oczywiście – piwa! Pijalnie piwa są liczne, co niektórzy próbują wytłumaczyć bliskim sąsiedztwem browarów we Lwówku i Miedziance. W pamięci wielu jeleniogórzan zachowały się popularne „beczułki”, przy których gromadzili się spragnieni mężczyźni głównie. Jedna z nich stała bodaj w miejscu dzisiejszego pawilonu „Biedronki” przy ulicy Wolności.

A że do piwka smakuje rybka, to „Turysta” nie zapomina o wędkarzach. – Miejscowy Polski Związek Wędkarski liczy przeszło tysiąc członków. Z rybami jest gorzej. W żaden sposób nie dają się nakłonić do bytowania w rzekach i potokach zatruwanych przez przemysł.

A jak po mieście jeździć? Oczywiście wspominanymi już tramwajami. – Elektryczny tramwaj w 1958 roku kursuje jeszcze do Podgórzyna i Sobieszowa (ograniczanie zasięgu wkrótce się zacznie). – Linia jest jednotorowa i mijanki są dla pasażerów utrapieniem. Tramwaje nocne kursują z dworca kolejowego do Podgórzyna o godz. 0. 10 i do Cieplic o 1. 05. Taksówek jest niewiele: to wołowate wołgi i pierwsze warszawy, jeżdżą jeszcze dekawki i zdezelowane ople. Za to rozwijają się linie autobusowe. – Nowością jest „expres” do Szklarskiej Poręby, kursujący dwa razy dziennie! – anonsuje turysta. A jak się ma szczęście, to trafi się na nowoczesny i wygodny autobus marki Carosa. Czeski oczywiście.

– Lotniczej komunikacji do Wrocławia, niestety, jeszcze nie ma – czytamy. Natomiast w najbliższych latach planuje się elektryfikację linii kolejowej do Wrocławia! – obiecuje gazeta. I stanie się to dopiero w 1966 roku. Po 19 latach od zniszczenia istniejącej od lat 20. elektrycznej kolei, którą jako łup wojenny potraktowała „wybawicielka” Armia Czerwona.

Epilog
Jedno jest pewne: o 850. rocznicy urodzin miasta dowiedziała się dzięki temu numerowi Turysty cała Polska. Dziś – idę o zakład – większość Polaków nie wie o tym, że stolicy Karkonoszy przybyło kolejnych 50 lat. Specjalistów od prostej promocji odsyłam do pachnącego starym papierem 21. numeru dwutygodnika. Co o mijającym właśnie roku 900-lecia miasta dowiedzą się przyszłe pokolenia? Okaże się za pół wieku.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO