Bosko-szatański Duch Gór
Kojarzony z diabłem, bogiem, nadprzyrodzoną istotą Gór Olbrzymich – niegdyś symbol, dziś coraz bardziej popadający w niebyt: Ruebezahl, Rzepolicz, Liczyrzepa, Krkonos. Niemal Drakula najwyższego pasma Sudetów Zachodnich, który uciekł, bo na Śnieżce powstała kaplica św. Wawrzyńca.
– Wierzono, że miał cudowną łatwość wywoływania na poczekaniu zawieruchy śnieżnej albo burzy. Zależnie od humoru. I że nie było dla niego większej obelgi jak wymówić jego imię – opisuje w listach do brata John Quincy Adams – przyszły prezydent Stanów Zjedonoczonych, a w 1800 roku poseł amerykański w Berlinie – zasłyszane od przewodnika relacje o Ruebenzahlu.
<b> Widzimisię ducha </b>
– Panowała dawniej powszechna wiara, że na szczycie gór przebywa olbrzymi duch, zwany Liczyrzepą. Był to bardzo kapryśny rodzaj ducha, który przybierał dobrowolne postaci: wilka, ptaka, mnicha, niedźwiedzia, myśliwego, kozy, węża, a nawet snopka słomy. Często ofiarował się jako przewodnik podróżnym. Zależnie od swojego widzimisię prowadził ich uczciwie i na pożegnanie dawał piękne podarki.
Ale kiedy był nastawiony złowrogo, wodził dawnych turystów na mokradła albo w dziki gąszcz. Potem wskakiwał na drzewo i wybuchał złośliwym rechotem, ku przerażeniu swojej ofiary – kontynuuje swoją relację Adams.
Kiedy w 1800 roku przybywa do Jeleniej Góry, Ducha Gór nie widziano już od około 150 lat. Podobno przestraszył się kaplicy zbudowanej w jego posiadłościach (zapewne chodzi o barokową kaplicę św. Wawrzyńca na Śnieżce – KP) i uciekł. – Nikt nie wie, co się z nim stało.
<b> (Nie)dobry diabeł </b>
Jak bardzo Liczyrzepa był ważny dla ówczesnej społeczności świadczy mnogość nazw, jakimi tę legendarną postać obdarzano. Wymienienie wszystkich zajęłoby dużo miejsca. Duchowi Gór Niemcy kazali liczyć rzepy (Ruebenzahl – z tego określenia wzięło się jedno z polskich, wspomniane już Liczyrzepa – podobno przetłumaczone przez Stanisława Bełzę, brata Władysława, tego od wierszyka: „Kto ty jesteś? Polak mały…”).
Ze względu na kulturowy styk niemiecko-słowiański, olbrzyma zwano także Rzepiórem (połączenie słów „rzepa” i „upiór”). Rzepoliczem duch stał się w poematach Bogusza Zygmunta Stęczyńskiego, który Sudety opisał w poetyckim cyklu „Śląsk”.
Etymolodzy poszli jeszcze dalej upatrując korzeni imienia Ducha Gór w postaci szatana. Jedna z najbardziej odważnych i mrocznych teorii sugeruje, że Ruebenzahl pierwotnie brzmiał Repicul, a jest to lustrzane odbicie (palindrom) imienia Luciper, jak zwano upadłego anioła. Nie brakuje też zwolenników teorii, że w słowie „zahl(en)” – liczyć – nie należy upatrywać tego właśnie znaczenia. Wywodzić miałoby się ono z niemieckiego słowa „Zabel”, co podobno w niektórych regionach znaczy: diabeł.
Tych etymologicznych hipotez jest tak wiele, że nie sposób wszystkich wymienić.
<b> Upiorne zwierzę
rozbudza wyobraźnię </b>
Najstarsza heraldyczna podobizna Liczyrzepy nawiązuje nieco do pewnych „diabelskich” odwołań. Na mapie autorstwa kartografa Martina Helwiga z 1561 roku przedstawiono stwora o cechach wielu zwierząt oraz ikonograficznych obrazów szatana: Duch Gór ma diable kopyta, ogon, jelenie rogi i łeb. Przybiera przy tym kształt ludzkiej postaci i podpiera się potężnym kosturem.
Oznaczono w ten sposób kilka miejsc w Karkonoszach – między Śnieżką a Kowarami – zapewne w wierze legendom, że właśnie tam ów stwór miał się pojawiać.
A to właśnie dzięki podaniom ludowym o „dokonaniach” Ruebentzala postać ta wrosła w psychikę ówczesnych mieszkańców. Z upływem lat zaczęły się także pojawiać pisemne wersje legend o Duchu Gór.
Jak zauważa Ivo Łaborewicz, jednym z najstarszych podań o Liczyrzepie, spisanym w XVII wieku przez niejakiego Praetoriusa była legenda o tym, jak Duch Gór uzdrowił rzekomo chorego jeleniogórzanina, bogatego kupca, posiadacza kilku nieruchomości w ówczesnej stolicy Karkonoszy. Bogactwo doprowadziło go do hipochondrii – wmawiał sobie i otoczeniu, że jest ciężko chory i wymaga leczenia. Na tym korzystali ówcześni medycy.
Duch Gór miał w owym czasie udać się do Jeleniej Góry po przybraniu ludzkiej postaci. W jednej z gospód wysłuchał opowieści o majętnym kupcu, który był chory z urojenia. Przedstawił się, że jest doświadczonym medykiem z Wiednia i zaproponował kurację.
Chory kupiec mieszkał podobno przy ulicy Długiej. Tamże go Ruebentzal w postaci lekarza odwiedził i zalecił fenomenalnie skuteczną kurację z korzeni pewnej rośliny, którą można znaleźć w Karkonoszach. Po specyfik udał się sługa, Duch Gór się oddalił, zostawiwszy receptę, jak korzenie stosować. Pierwszym etapem kuracji było… zawinięcie preparatu w worki i pozostawienie ich obok łóżka chorego.
Ten nieźle się przestraszył, kiedy owe worki zaczęły się ruszać i po jakimś czasie wypełzły z nich jadowite, czarne węże. Chory z urojenia kupiec, który wcześniej „nie mógł” wstać z piernatów, natychmiast zerwał się na równe nogi, błyskawicznie wybiegł z domu i zatrzymał się dopiero za bramą miejską. Po takiej terapii szokowej zapomniał o swoich dolegliwościach, które narodziły się tylko w jego wyobraźni i dostrzegł piękno tego świata.
Ruebentzalowi przypisywano także złe uczynki: przede wszystkim – powodzie i nawałnice, które rzeczywiście się wydarzyły. Rozwścieczony Duch Gór miał – na przykład (według innego podania) – rozbić śluzy i utopić śluzowego, co miało być przyczyną powodzi, do której doszło na Małej Upie (rzeka po czeskiej stronie Karkonoszy) w listopadzie 1576 roku.
– Woda ze śluz zerwała most szpitalny przed dolną bramą. A wielka skrzynia, tak na trzy długości wyciągniętej ręki długa i pełna kamieni; ją to zupełnie przewróciło i wraz z kamieniami, które w niej pozostały, zniosło w dół Upy, tak na więcej niż dwa tuziny łokci, że nikt z tych, którzy to widzieli, nie mógł wprost uwierzyć. Z tak przerażającym szumem uderzyła woda prze dolny most na domy, aż po stoły i ławy. Nazrywało także mnóstwo płotów w ogrodach i wiele innych szkód nawyczyniało – czytamy w opisie żywiołu podobno wywołanego przez Liczyrzepę.
Według innej legendy Duch Gór wpadał w furię, kiedy wołano go po imieniu – czyli Ruebentzal lub Liczyrzepa.
Miało się to wiązać z porwaniem przez rzeczonego córki księcia świdnickiego, w której się zakochał. Niewiasta – uwięziona w zamczysku Ducha Gór (wiele legend głosi, że rezydował on w podziemiach Śnieżki) podstępem wyrwała się z niewoli. Uśpiła czujność ciemiężcy i poprosiła go, aby policzył rzepy posadzone na polu. W międzyczasie uciekła.
To właśnie zdarzenie miało sprawić, że Ducha Gór miejscowa ludność zaczęła nazywać Ruebenzahlem (Liczyrzepą), co wywoływało u niego skrajną złość i złośliwe uczynki.
<b> Liczyrzepa na afiszu </b>
Legend powstało tyle, że postać Ruebenzahla zaczęła inspirować twórców. Jednym z nich był August von Kotzebue, niemiecki dramaturg, który pod koniec XVIII wieku napisał hit, który – podobnie jak dzisiejszy „Testosteron” – nie schodził z teatralnych afiszy nie tylko w Jeleniej Górze.
– Wieczorem poszliśmy do teatru, gdzie pierwszy raz wystawiano operę „Ruebenzahl” – wspomina J. Quincy Adams. Oczywiście nie był to Teatr Norwida, który miał powstać około 100 lat po odwiedzinach amerykańskiego dyplomaty. Sam autor wspomnień nie wskazuje dokładnie miejsca, w którym znajdował się ówczesny teatr. Nie była to raczej drewniana sala koncertowa (litografię przedstawiającą jej budowę prezentujemy poniżej), która znajdowała się tam, gdzie dzisiejszy teatr.
Spektakl o groźnym i szatańskim Duchu Gór nie zrobił jednak większego wrażenia na amerykańskim gościu i jego małżonce Luizie.
– Musiał wiele stracić ze swej mocy, a także złośliwości, odkąd z Karkonoszy wyjechał, bo wczoraj wieczór nie miał w sobie nic gigantycznego w swoim wyglądzie. Jego kostium był bardzo podobny do Hamletowskiego księcia duńskiego w teatrach londyńskich: jedyną oznaką magii była biała szarfa z wyobrażeniem kilku dziwnych postaci. Luiza powiedziała, że wyglądał na wszystko, tylko nie na potężnego ducha – opisuje Adams.
Ruebenzahl zainspirował jeszcze kilku kompozytorów: najbardziej znani to Karl Maria von Weber i Gustav Mahler. Do tego z postaci Ducha Gór natchnienie czerpali też malarze – zwłaszcza w epoce romantyzmu, której moda wręcz nakazywała zajmowanie się tajemniczymi zjawami i nadprzyrodzonymi zjawiskami. Choć wówczas już wiedziano, że to nie Liczyrzepa „rządził” górami.
<b> Najlepsze szczotki u Ruebenzahla </b>
W końcu Duch Gór stał się patronem hoteli, zajazdów, restauracji, domów wypoczynkowych. Przed 1945 rokiem trudno było znaleźć większą miejscowość bez wyszynku, sklepu czy instytucji pod znakiem Ruebenzahla. Uczyniono zeń produkt turystyczny, który nieźle się sprzedawał w postaci figurek i wizerunków na kartkach pocztowych.
W Jeleniej Górze owo zaszczytne miano Zum Ruebenzahl (Pod Liczyrzepą) nosił dom towarowy w kamienicy na placyku łączącym Schildauerstrasse z Banhofstrasse (dzisiejszą Konopnickiej i 1 Maja). Na parterze i piętrze sprzedawano tam, szczotki, artykuły sportowe oraz zabawki. Na dwóch pozostałych piętrach były mieszkania, a dach od strony frontowej zwieńczony był sporym neonem z nazwą przybytku.
Wielu jeleniogórzan pamięta, że chyba od lat 60-tych na parterze tej kamienicy znalazł się duży firmowy sklep RSW Prasa Książka Ruch, a u schyłku XX wieku mieściły się tam fonograficzne stoiska z płytami i kasetami.
<b> Bez fortuny u Liczyrzepy </b>
W latach PRL o Liczyrzepie nieco zapomniano, nie tylko w kontekście nazewnictwa, lecz także symbolu Sudetów Zachodnich.
Owszem, do dziś niektóre kluby sportowe trzymają jako patrona Ducha Gór. Liczyrzepa patronuje schronisku w Karpaczu i pensjonatowi w Szklarskiej Porębie. Przez jakiś czas istniała regionalna loteria pieniężna (coś na wzór dzisiejszego Lotto, choć o znacznie skromniejszych wygranych), zwana zdrobniale Liczyrzepką.
Dziś jego „diabelskie” wyobrażenie kartografa Martina Helwiga z 1561 jest znakiem firmowym Muzeum Karkonoskiego.
Duch Gór przestał być jednak mocnym symbolem regionu. Opowieści i legendy o nim, choć – umiejętnie połączone i sfabularyzowane – mogłyby być kanwą do modnego filmu fantasy, ale nie są.
Nawet w konkursach dotyczących opracowania wzoru na pamiątkę z Karkonoszy, Liczyrzepa przegrywa z jeleniem, choć w porównaniu z rogaczem, historia i legendy związane z również rogatym (na niektórych rycinach) Duchem Gór są znacznie bardziej bogate.
A tak modne w czasie romantycznym sceniczne dzieła opiewające Ruebenzahla dziś traktowane są niemal marginalnie, często jako sceneria prostego teatru dla dzieci.