Pożary w Jeleniej Górze do pocz. XX w. (cz. 2)

Karolina Matusewicz

Po wprowadzeniu nowych przepisów przeciwpożarowych w Jeleniej Górze, ujętych w statutach z 1592 roku, bezpieczeństwo miasta od ognia bardzo wzrosło. Przyczyniły się też do tego decyzje rady miejskiej, zakazującej tarasowania dróg dojazdowych i nakazujących budowę domów mieszkalnych z materiałów niepalnych (kamień, cegła). Nie ustrzegło to jednak w pełni Jeleniej Góry od pożarów.

Przyczyną pożarów w większości były niefrasobliwość i nieostrożność mieszkańców, a także jak zwykle wyładowania atmosferyczne.

W dniu 21 stycznia 1604 roku w obejściu płóciennika Martina Rudolpha zaprószono ogień, ale płomienie udało się zadusić w zarodku. Trzy lata później, 16 grudnia z rana, w wyniku nieostrożności spłonął dach domu rajcy Gesiga Horniga przy ul. Grodzkiej. Płomienie przeniosły się na kamienicę Tobiasza Süssenbacha i obróciły w popiół jej poszycie dachowe. Tragiczny w skutkach był pożar, który wybuchł 30 października 1608 roku u rzeźnika Balthasara Körnera. Prawdopodobnie z powodu silnego wiatru płomienie objęły błyskawicznie znaczą część miasta przy dzisiejszej ul. Grodzkiej. Spłonęły 32 domy i trzy dachy kolejnych domów oraz wszystkie zabudowania gospodarcze ich posesji. Pożar trwał trzy godziny – opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.

Jednym z najgroźniejszych pożarów w dziejach Jeleniej Góry był tzw. „pożar pszczeli”. Rozpoczął się 30 maja 1616 roku o godz. 15 w pobliskiej wsi Kunice (dzisiaj okolice tzw. Małej Poczty). Jego sprawcą był Hans Rülcke, który we własnym ogrodzie odymiał ule swojej pasieki. Działo się to podczas wietrznej pogody. Iskry z odymiarki spadły na dach jego domu, który prawdopodobnie był kryty strzechą. Płomienie szybko objęły budynek, a wiatr przenosząc iskry zapalał kolejne domy i budynki wsi. Pożar posuwał się bardzo szybko w kierunku wsi Rosenau (dzisiaj okolice ul. Bolesława Krzywoustego), następnie dalej przedostał się na drugą stronę rzeki Kamiennej do tzw. Sechsstädte (obecnej okolicy ul. Grunwaldzkiej). Ogień dotarł na przedmieścia Bramy Zamkowej i bezpośrednio zagroził miastu. Łącznie spaliło się 209 budynków (domy mieszkalne, stodoły, obory, szopy, stajnie, drewutnie, itp.), a w nich cały dobytek mieszkańców: bydło i trzoda chlewna, zboża, len, siano i wiele sprzętów i urządzeń gospodarczych. Śmierć poniósł 79-letni Matheus Euge w Rosenau i starsza kobieta w Sechsstädte.

Także w Kunicach, 5 września 1617 roku zapalił się dom Jacuba Gläsera, w który uderzył piorun. Podczas tego zdarzenia ciężkie obrażenia odniosła kobieta przebywająca w budynku. Przypadkowe i wywołane przez czynniki naturalne pożary przyćmiły późniejsze wydarzenia, które spotkały Jelenią Górę, jej przedmieścia i całą okolicę podczas wojny trzydziestoletniej, która wybuchła w 1618 roku. Działania wojenne szczęśliwie omijały miasto w pierwszych latach jej trwania, aż do 2 marca 1632 roku, kiedy w jego okolicach pojawiły się oddziały saskie, które nie tylko dokonywały rozbojów i grabieży, ale niszczyły i paliły wszystko, wzniecając celowe pożary – mówi S. Firszt.

Po dwóch latach, 19 czerwca 1634 roku, pod murami miasta pojawili się znowu żołnierze, tym razem cesarscy. Zaczęli oblężenie. Próbowali wywołać pożar podpalając zagrody i folwarki w okolicach Bramy Długiej (dzisiaj okolice ul. Groszowej), ale niepomyślny dla nich wiatr odsuwał płomienie od murów. Zezłoszczeni żołdacy przenieśli się w okolice Bramy Wojanowskiej (dzisiaj ul. 1 Maja) i stąd zaczęli ostrzeliwać miasto smolnymi kulami. Wywołały one gwałtowne pożary, w wielu miejscach trudne do opanowania. W związku z oblężeniem nie było komu gasić ognia (większość mieszkańców było na murach). W ciągu trzech godzin spłonęło całe miasto (wszystkie budowle). W płomieniach spaliło się lub zaczadziło się w piwnicach 36 osób, w tym 6 matek z małymi dziećmi. Co najgorsze, spłonęły zapasy żywności i padło 2000 sztuk bydła, które rozlokowano po ulicach i podwórzach, a po pożarze ich ciała gniły i był wielki kłopot z usunięciem tak dużej ilości padliny. Mimo tak wielkiego kataklizmu miasto nie poddało się. Rozwścieczeni żołnierze podpalili przedmieścia, w tym młyny i cegielnię (łącznie 311 domów) i odeszli. Od całkowitej zagłady uratował Jelenią Górę nagły deszcz, który ugasił płomienie, ale to co pozostało, to były tylko zgliszcza i ruiny – opowiada dyrektor.

Ledwie odbudowano część zniszczeń, kiedy 8 i 10 września 1640 roku pod miasto podeszli znowu żołnierze. Nie otworzono im bram, dlatego ostrzelali centrum granatami z moździerzy. Wzniecone w ten sposób pożary szybko jednak gaszono. Ogień zniszczył tylko trzy domy, bowiem po wielkim pożarze sprzed sześciu lat nie miało co się zapewne zapalić. Odbudowa miasta trwała bardzo długo. Być może korzystając z okazji, zbudowano lub rozbudowano wówczas drewniany wodociąg, biegnący pod ziemią pod głównymi ulicami, którymi doprowadzano wodę do studni, sadzawek, cystern i innych zbiorników. Przebieg tego wodociągu widoczny jest na późniejszym planie z 1769 roku, wykonanym przez inspektora budowlanego F. Isemera. System ten znacznie podniósł bezpieczeństwo pożarowe Jeleniej Góry, ale niestety nie ustrzegł miasta od nagłych zdarzeń. Oto w 1660 roku z rana przed dniem Wniebowzięcia wybuchł pożar na Przedmieściu Wojanowskim (dzisiaj ul. 1 Maja). Spłonęło pięć domów aż do Bramy Wojanowskiej. Straty mogły być większe, ale mieszkańcy wyburzali zabudowania przed czołem pożaru i dzięki temu ogień nie rozprzestrzeniał się.

Zaprószenie ognia przez beztroskę lub nieuwagę też były przyczyną pożarów. W dniu 25 lutego 1663 roku, o godzinie 1 po północy, w stajni gospody „Pod Złotym Lwem” w Rynku, przyjezdny woźnica nie zgasił lampy na noc, co wywołało pożar. Spłonęła stajnia (a w niej cztery konie), trzy kamienice w Rynku i dwa domy przy ul. Długiej. Rozprzestrzenienie się ognia udaremniła interwencja mieszczańskiej straży pożarnej i fakt, że na dachach sąsiadujących ze sobą domów leżał jeszcze śnieg, a pamiętać trzeba, że wszystkie były wówczas pokryte gontem. Podobnie było 5 stycznia 1665. Pożar został wywołany rano przez furmanów stajni „Karczmy Zamkowej” (okolice ul. Podwale). W ciągu pół godziny spłonęła nie tylko stajnia, ale też gospoda i sąsiadujący z nią dom garncarza Georga Monsena. W akcji gaśniczej ponownie wzięła udział mieszczańska straż pożarna – opowiada muzealnik.

W dniu 14 lipca 1704 roku nad Jelenią Górą rozpętała się niespotykanie gwałtowna burza z wyładowaniami, która trwała około pięciu godzin. Z nieba, jak zapisano w kronikach, spadały wręcz płomienie i kule ognia wielkości beczek. Od jednego takiego uderzenia zapaliło się siedem domów. Jeden z piorunów trafił w wielką topolę, stojącą pod Bramą Wojanowską, a inny uderzył w dom Gottfrieda Glafeya (kupca jeleniogórskiego) i zabił czterech ludzi.

Pierwsze przepisy (ordunek, prawo) przeciwpożarowe, pt. „Nowy ordunek gaszenia pożarów w cesarskim i królewskim mieście Jelenia Góra” (wiadomo, że były starsze, ale nie zachowały się), wydrukowano i opublikowano 16 sierpnia 1713 roku. Do 1714 roku niejednokrotnie wybuchały mniejsze i większe pożary, m.in.: spaliła się stodoła przytułku na Przedmieściu Zamkowym (dziś ok. ul. Podwale), paliły się zabudowania Rosenau (okolice Wzgórza Krzywoustego) i dwukrotnie gaszono budynki przy Bramie Wojanowskiej. Za każdym razem pogorzelcy i poszkodowani mogli liczyć na pomoc rady miejskiej, a przy większych kataklizmach także na pomoc okolicznych miast i finansowe wsparcie cesarskie – mówi Stanisław Firszt.

Czytaj również

Najnowsze artykuły

Wykonanie serwisu: ABENGO