Miasto, którego nie ma - i dawne lotnicze zdjęcia
Zbrodniczym wyrokiem władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej pozbawiły Jelenią Górę wielu uroczych zakątków. Postanowiono je po prostu zburzyć, a w ich miejsce – zgodnie z duchem ówczesnych standardów architektonicznych – postawić klockowate budynki, a nawet wieżowce. I tak w gruzy zamieniły się ulice: Grodzka, Krótka, Jasna, Jelenia, Górna i cześć Podwala. Na szczęście na realizację całości niecnego dla miasta planu, bezmyślnym autorom zabrakło pieniędzy.
Czy pomysł powstał ze względu na fatalny stan nieremontowanych od 1945 roku starych kamienic? Raczej nie. Świadkowie zdarzeń wiedzą, że nie wszystkie nadawały się tylko do rozbiórki.
<b> Jasna z Ciemnej </b>
Tak było na ulicy Grodzkiej (Dunkle Burgstrasse). Ulica Ciemna Zamkowa – jak brzmi dosłowne tłumaczenie niemieckiej nazwy – była gęsto zabudowana. Miano wywodzi się z faktu, że prowadził ów trakt do bramy zamkowej, przez którą można było dostać się do stojącego ongiś na Hausbergu (dziś Wzgórze Krzywoustego) zamku.
Nazwano ją ciemną, bo ciasno zbudowane tam dość wysokie domy nie dopuszczały promieni słonecznych.
Polscy gospodarze postanowili trakt rozjaśnić i domy zburzyć. Kamienice zostały poddane gruntownej modernizacji przez Niemców w latach 30-tych minionego wieku. Jeszcze wcześniej rzeczywiście nie prezentowały się szczególnie pięknie. Zwłaszcza półokrągła baszta obronna, która – jako jeden z nielicznych obiektów – przetrwała komunistyczną czystkę.
Buldożery trafiły także na przeciwległą Jasną, czyli Lichte Burgstrasse, na którą słoneczne promienie zaglądały chętniej. Zniszczono całą południową ścianę tego traktu. A kamieniczki po przeciwnej stronie uchowały tylko swoje przednie ściany.
<b> Słodka kamieniczka </b>
Chciałoby się wstąpić na filiżankę gorącej kawy, lub czekolady do Augusta Scholtza, który miał sklep i fabrykę słodkości właśnie na rogu ulic Jasnej i Fortecznej.
W ofercie z roku 1860 była wyborowa czekolada z wanilią za 12 fenigów. Dwa fenigi taniej kosztowała czekolada wyborowa z przyprawami. Była też czekolada w proszku oraz herbata z wanilią lub bez przypraw. Aż ślinka łasuchom do ust płynie.
Pamiątką z tamtych czasów są dwie płaskorzeźby, które przypominają, że w 1775 roku była to rzeczywiście szalenie słodka kamienica. Dzieła przedstawiają dziewczynkę, która zajada się czekoladą oraz chłopca. Malec dzielnie dźwiga znaną jeszcze dziś na Śląsku tytę, czyli rożek pełen słodkości, ofiarowywany dzieciom, które po raz pierwszy idą do szkoły.
Ta tradycja była żywa również na Dolnym Śląsku, o czym przekonuje widok na starej pocztówce, wysłanej do młodego mieszkańca miasta z okazji przekroczenia szkolnych murów.
Teraz chrupiących rogalików i pysznie pachnącej kawy jeleniogórzanie mogą spróbować tylko w wyobraźni.
Tylną część kamienicy, w której jeszcze w latach 70-tych wieku minionego istniała znana Drogeria Warszawska, prowadzona przez pana Bolka. Na pewno jest on postacią znaną, aczkolwiek zapomnianą.
Zaplecze domu wyburzono i zbudowano od nowa w latach 80-tych wieku ubiegłego. Gumowe diabełki sprzedawane w drogerii, które po wciśnięciu pokazywały języczek i rogi, pewnie naśmiewają się z historii.
Dziś w kamienicy jest sklep z firankami. Wcześniej, po jej remoncie, przez jakiś czas istniał tam dewizowy sklep Baltony.
<b> Niszczyli, co mogli </b>
Peerelowskim nieudacznikom nie oparł się nawet fragment zabytkowych murów obronnych, którego zniszczoną pozostałość do dziś przy Jasnej można oglądać.
Jego zniszczenie było skutkiem swoistej samowoli kierującego pracami rozbiórkowymi w tym miejscu. Nieznany z imienia i nazwiska człowiek po prostu nie zauważył, że niszczy średniowieczny zabytek. W porę się opamiętał i kawałek został. A później sprawę w zarodku zduszono.
Szczęścia do przetrwania nie miały kamienice przy ulicy Fortecznej (Phortenstrasse) oraz Kopernika (Prieststrasse). Zrównano je z ziemią na początku lat 70-tych. Piękne, barokowe domy z tradycją…
Jak pisał na łamach miesięcznika „Architektura” Jacek Jakubiec – ten sam, który zadbał o to, że nie rozpadł się renesansowy dwór na osiedlu „Czarne” – przez te wyburzenia jeleniogórska starówka straciła swoją dawną sylwetę.
Widoczna z daleka od strony Jeżowa Sudeckiego, eksponowała budynek ratusza wraz z wieżą.
W miejsce zburzonych kamienic przebojowi architekci PRL zaprojektowali wstrętne bloczyska na południowej ścianie ulicy Kopernika. Obrzydliwość betonowych klocków od zabobrzańskich blokowisk wyróżniają spadziste dachy.
Budynki z parterami przeznaczonymi na sklepy, oglądane z daleka, zupełnie zakryły sylwetę ratusza, ledwo co tylko pokazując jego wieżę. Mieszkania mają gomułkowskie standardy, a cała ulica Kopernika zupełnie nie pasuje do starówkowego klimatu.
<b> W hurtowni u Bobrowskiego
z oranżadą w proszku </b>
Warto przypomnieć, że to właśnie na Prieststrasse przed 1945 rokiem była spora hurtownia towarów kolonialnych, pochodzących z Azji i Afryki.
Do wyboru jeleniogórscy handlowcy mieli przetwory owocowe, konserwy rybne, mieszanki herbaciane, czy znane także dziś wyroby firm Maggi, Knorr, czy Dr. Oetker.
Na półkach znajdowały się także towary toaletowe: pachnące mydła oraz proszki.
Pan Bobrowski (słowiańskie nazwisko, ale to był Niemiec) świetnie znał się na marketingu. Wysyłał do jeleniogórzan kartki z zaproszeniem do zakupu i z zapowiedzią, że przedstawiciel Hurtowni Towarów Kolonialnych „Bobrowski i spółka” odwiedzi zainteresowanych z ofertą w domu.
– Nasz pracownik, pan Leichter, pozwoli sobie odwiedzić Pana 15. 10. 1929 roku. Tymczasem prosimy Pana uprzejmie o przygotowanie zamówienia, którego realizację starannie wykonamy – napisano w handlowej korespondencji.
Jedną z nowości reklamowanych przez firmę były tabletki „Damsil”, z których można było uzyskać musującą lemoniadę.
Tradycji tej – w pewnym sensie – stało się zadość i za PRL, głównie dzięki oranżadzie w proszku, która była jednym z bardziej dostępnych produktów we wzorcowych delikatesach. Działały na parterze rzeczonych bloczysk. Do dziś funkcjonują tam sklepy, między innymi, rowerowy i ze sprzętem AGD.
Ale barokowych kamienic najzwyczajniej szkoda.
<b> Społeczna kolejka na Długiej </b>
Podobne klockowate twory powstały także w innych częściach starego miasta. Są przy ulicy Szkolnej, Krótkiej oraz Długiej. Wyglądają po prostu beznadziejnie.
Przy Długiej (wcześniej Langstrasse) zbudowano je w miejscu kamienic tuż przy wejściu na plac Ratuszowy podczas przebudowy centralnego punktu starówki pod koniec lat 60-tych XX stulecia. W architektonicznych potworkach znalazły się ciasne i niewygodne mieszkania oraz sklepy. Znany jeleniogórzanom Eldom, gdzie towarem deficytowym u schyłku epoki PRL były pralki i lodówki, na które trzeba było zapisywać się na społeczne, kolejkowe listy. A naprzeciw – Międzynarodowy Klub Prasy i Książki, w którym najczęściej dostępnymi obcymi tytułami była codzienna prasa partii komunistycznych wydawana we wrogich ideologicznie krajach zgniłego zachodu.
O zgrozo, w planach przebudowy tej części miasta było wyburzenie całej zabudowy ulicy Długiej! I wybudowanie wieżowców, punktowców, które miały być odpowiedzią na oczekiwanie społeczeństwa socjalistycznego na lepszą, bardziej przyjazną i nowoczesną architekturę. Ta miała stanowić przeciwwagę dla stęchłych przeżytków, istniejących w tym miejscu od kilku wieków.
Na szczęście, kryzys gospodarczy lat 70-tych uniemożliwił realizację tych planów. Pieniędzy zabrakło nawet na rozbiórki, wcześniej dokonane na okolicznych traktach.
Fatalny skutek sąsiedztwa peerelowskich nowości z przepiękną sztuką architektury secesji z początku XX wieku widać do dziś.
Buldożery zrobiły swoje na pustynnych obecnie terenach przy wspomnianych już ulicach Jasnej i Grodzkiej. Z powodu braku złotówek oraz lepszych pomysłów, władza wymyśliła, że będą tam parkingi. Wierni tej idei pozostali także samorządowcy, wybrani przez samych mieszkańców w wolnej Polsce.
Plan zagospodarowania przestrzennego zakłada odtworzenie w tym miejscu tego, co zostało bezmyślnie zniszczone. Po starych kamienicach pozostały piwnice i zarysy, ukryte pod asfaltem i żwirem. Co wyniknie z ogłaszanych i odwoływanych przetargów i całego zamieszania przy sprzedaży tych terenów, pokaże przyszłość.
Wyburzono także część budynków przy Podwalu (Aussere Burgstrasse) zwłaszcza od wschodniej strony. Jeszcze po 1945 roku działała tam Apteka Gryfowska, były sklepy i małe lokale gastronomiczne.
<b> Hasło: do rozbiórki! </b>
Ich byt został przekreślony podpisem urzędnika, który zdecydował o dewastacji.
Uchowała się, stojąca niegdyś w cieniu innych budynków, była siedziba archiwum państwowego. Budynek, jako część zabudowań dawnego folwarku, powstał w roku 1759. Była tam wytwórnia wina i przetwórnia soków owocowych, a później – wspomniane archiwum.
Większość pozostałych kamienic wyburzono. Władze PRL-owskiej Jeleniej Góry informowały zresztą w sposób jasny, jakie będzie przeznaczenie niektórych budynków. Za pomocą szablonów malowano na ich elewacjach napis: „Budynek do rozbiórki”. Szczęśliwie epoka przerosła niecne zamiary, bo wiele z tych obiektów – po remontach uchowało się do dziś.
Takiego szczęście nie miał dawny hotel Bellevue na rogu Banhofstrasse i Wilhelmstrasse (1 Maja i Wojska Polskiego). Lokal był niezwykle popularny w Hirschbergu. Na parterze mieściła się restauracja i sala bilardowa. Na piętrze – pokoje. Przed kamienicą był stały postój dorożek i letnie ogródki gastronomiczne.
Po roku 1945 placówka zmieniła nazwę na Hotel Warszawski, który zresztą po kilku latach zszedł na psy. Podobno była tam nieoficjalna instytucja, którą dziś z przyzwoleniem się określa jako agencja towarzyska. W końcu zrezygnowano z hotelarskiego biznesu. Do Bellevue trafiły rozmaite firmy i stowarzyszenia. To właśnie w tym budynku mieszkali przez jakiś czas polityczni uchodźcy z Grecji z rodzinami. Znalazło się tam też Stowarzyszenie Przyjaźni Polsko-Greckiej i towarzystwo śpiewacze. Na koniec – o ironio – założono tam biuro pośrednictwa w handlu nieruchomościami. Ostatecznie obiekt zburzono w roku 2001, bo nie rokował szans na udany remont. Dziś straszy tu zupełnie pusta działka, którą nikt nie chce się zainteresować.
Przy okazji zniknął też popularny sklep spożywczy o nazwie „Kos”. Dobrze pamiętają go zarówno nabywcy smacznego chleba, jak i tanich, winopodobnych napitków.
Takich miejsc, które z krajobrazu miasta znikły, jest znacznie więcej. Trudno wszystkie wyliczyć. Faktem jest, że i Niemcy rujnowali stare kamienice, aby w ich miejscu postawić coś nowego. Taki los spotkał, między innymi, budynki stojące w miejscu dzisiejszego urzędu statystycznego przy ulicy 1 Maja (Bahnhofstrasse). W nim wcześniej mieścił się kilkupiętrowy dom towarowy. Choć przyznać trzeba, że architekci, którzy decydowali o wyglądzie Hirschbergu, robili to z pewnym zamysłem, a nie zupełnie bez sensu.
Literatura:
<i> Ptaszyński J., Przyczynki do dziejów Jeleniej Góry, Skarbiec Ducha Gór, nr 15, 2000 </i>